Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość pozostałe 10 maja 2009, 18:00

autor: Marek Czajor

Piwo i Orzeszki – Virtual Reality

Czy rzeczywiście Marsjanie istnieją? Czy Czerwona Planeta nadaje się do zamieszkania? Odpowiedzi na te pytania wydawały się być tylko kwestią czasu.

W tym roku mija 40 rocznica lądowania pierwszego człowieka na Księżycu. Kładąc stopę na ziemskim satelicie, Neil Armstrong zapoczątkował ponoć nową erę, erę lotów załogowych w nieznane obszary kosmosu, poznawania i zasiedlania nowych planet itd. Tak się przynajmniej wtedy mówiło. Zgodnie z przewidywaniami Fulko ludziom rychło znudziły się te wycieczki na odległość prawie 400 000 km tylko po to, by porobić sobie zdjęcia i zebrać wiaderko kosmicznego gruzu. Należało wytyczyć kolejny cel – trudniejszy, ale za to atrakcyjniejszy, bardziej spektakularny. Czyli mówiąc wprost: lot na Marsa. Nasza bratnia planeta fascynowała przecież ludzkość od zawsze. Czy ziemskie statki stać na przebycie z żywą wkładką odległości rzędu 80 mln kilometrów, i to tam i z powrotem? Czy rzeczywiście Marsjanie istnieją? Czy Czerwona Planeta nadaje się do zamieszkania? Odpowiedzi na te pytania wydawały się być tylko kwestią czasu.

Tymczasem cztery dekady zleciały, jak z bicza trzasnął, a do Marsa nam jeszcze bardzo daleko. Tylko literatura SF i branża rozrywkowa stanęły na wysokości zadania, zdobywając już w książkach, filmach czy grach dziesiątki razy Czerwoną Planetę. W naukowej rzeczywistości zaś niestety – jest podobnie jak u Fulko w pracy – kończy się na planach i gadaniu. Oczywiście, co jakiś czas wysyłane są na Marsa sondy i roboty, które najczęściej od razu się psują, ale żadna ziemska istota, czy to człowiek, czy małpa, czy choćby prawnuk Łajki, do Marsa nie doleciała. Podobno poleci dopiero w 2030 roku, ale – jak tak dalej pójdzie – żaden eliksir nie przedłuży Fulko życia na tyle, by dożył tej wiekopomnej chwili.

Teraz z innej beczki: na walijskim Uniwersytecie Aberystwyth stworzono robota o imieniu Adam, który samodzielnie przeprowadza eksperymenty związane z metabolizmem drożdży piekarskich. Co więcej, ponoć analizuje wyniki badań, dokonuje odkryć, wyciąga wnioski i tworzy całkiem nowe teorie. Prawdziwy Einstein. „On myśli! To pierwsza prawdziwa sztuczna inteligencja” – obwieścili światu twórcy Adama. Rewolucja? Drożdżowy Skynet? Wasz ulubiony felietonista niejedno piwo w życiu zagryzł orzeszkiem i nie byłby sobą, gdyby tak od razu we wszystko wierzył. A nie dowierza, bo…

Bo twórcy genialnego Adama już pracują nad nowym robotem, mającym być tym razem ekspertem od opracowywania nowych lekarstw na paskudne choroby. Tylko, po co im nowa maszyna? Nie wystarczyłoby po prostu poduczyć Adama z zakresu medycyny i farmacji (czytaj – uzupełnić jego bazę danych), a dalej niech już robot sam myśli, jak uratować świat? Widać nie wystarczyłoby. Trzeba zbudować całkiem nowego robota z całkiem nową SI, bo stara nadaje się widocznie tylko do d… rożdży. Fulko nie jest geniuszem (straszne!), ale miał piątkę z sieci neuronowych i wydaje mu się, że mechanizmy myślenia maszyny, podobnie jak człowieka, powinny być uniwersalne, bez względu na tematykę, przez jaką muszą się „przegryźć”. Dlatego walijska rewolucja to raczej kit, a nie sztuczna inteligencja.

Piwo i Orzeszki – Virtual Reality - ilustracja #1
Robot Adam umie podobno logicznie myśleć, ale tylko wtedy, gdy rozważa o drożdżach. A gdyby kazać mu przeanalizować krągłości Dody? Pewnie uznałby je za wytwór piekarski.

Szanowni Czytelnicy zdziwieni są zapewne powyższymi dywagacjami. Co one mają wspólnego z grami? Fulko zaczął studiować filozofię czy co? Nie! Upił się? Nie! Strzeliła mu żyłka? Na razie nie! No to w czym rzecz? Ano w tym, że gazetę czytał. Starą, o grach, sprzed prawie 20 lat (choć oczywiście stać go na nowsze). Na pożółkłych stronach znalazł ciekawy artykuł, w którym autor zastanawiał się, jak też będą wyglądać gry przyszłości. Redaktor ów założył, że interakcja z wirtualnym światem będzie wręcz nieograniczona, a amator zabawy będzie mógł nie tylko popatrzeć, ale też dotknąć, powąchać czy polizać to, co mu zaserwują developerzy. Autor fantazjował nt. specjalnych miejsc – kapsuł – do których gracz wlezie, nałoży na czachę hełm Virtual Reality i będzie mógł biegać, skakać, koziołkować, zadawać ciosy itd. Kabina zaś, naszpikowana mnóstwem czujników, siłowników i żyroskopów, zareaguje odpowiednio do jego działań.

Jako że tamta, snuta 20 lat temu przyszłość to plus minus obecna teraźniejszość, Fulko począł się zastanawiać, co ziściło się z marzeń redaktora. Czy ów pismak, obecnie emerytowany, a wtedy młody i pełen pomysłów trafnie przewidział kierunek, w którym pójdą gry? Wasz protagonista po paru sekundach doszedł do wniosku, że nie do końca. Nie mamy w domach wypasionych konstrukcji dla graczy, pozwalających od dużego palca stopy po czubek głowy zatopić się w wirtualnym świecie zabawy. Takiej rozrywki nie oferują nawet nowoczesne salony gier, choć kabin i kabinek tam nie brakuje. Fulko oczywiście zdaje sobie sprawę, że istnieją wyspecjalizowane firmy czy laboratoria, gdzie coś takiego się wymyśla i produkuje. Ale są to rzadko spotykane i piekielnie drogie maszyny – nie do kupienia w Media Markt i zastosowania w domowych warunkach.

A jeszcze 15 lat temu wydawało się, że wizja redaktora z pożółkłej gazety szybko się zmaterializuje. Świat, zachwycony Kosiarzem umysłów rzucił się na hełmy VR, dające możliwość przekroczenia progu cyberprzestrzeni. Nawet w takim wygwizdowie jak Polska każdy, kogo kieszonkowe oscylowało w granicach kilku kafli, mógł sobie kupić hełm VFX-1 i w przybliżeniu poczuć to, co głupek Fulko (tfu!!! Znaczy się Jobe) w Kosiarzu. Niestety, urządzenia te nie zrobiły oszałamiającej kariery, głównie za sprawą niszczycielskiego wpływu na zdrowie. W sumie nic specjalnego nie rujnowały: uszkadzały psychikę, psuły wzrok, wywoływały epilepsję i zaburzały błędnik. Jeśli chodzi o Fulko, byłoby to do przeżycia, jeśli chodzi o milion pozostałych użytkowników – już nie.

Piwo i Orzeszki – Virtual Reality - ilustracja #2
Mimo że VFX-1 odszedł do lamusa, próby podróży do cyberprzestrzeni trwają. Powstają nowe rozwiązania, niektóre bardzo ciekawe i oryginalne, jak np. kula VirtuSphere.

Dziś hełmy czy okulary VR to raczej ciekawostka niż clou branży gier. Świat poszedł w odrobinę inną stronę, koncentrując się na gadżetach pokroju Wii, telewizorów panoramicznych, plastikowych gitar, perkusji, kierownic itp. Jest to raczej namiastka wirtualnej rzeczywistości (grając Fulko nie traci kontaktu z otoczeniem, wciąż łapiąc kątem oka pokój z podającą mu piwo kobietą), ale można zaryzykować stwierdzenie, że krok w odpowiednią stronę został poczyniony. Tym bardziej, że prace nad Virtual Reality trwają. W necie można znaleźć wiele idei, projektów czy prototypów, zbliżonych do tego, o czym fantazjował redaktor gazety sprzed 20 lat. Fulko szczególnie upodobał sobie kulę VirtuaSphere, zainstalowaną już w 18 miejscach na świecie. Konstrukcja ta na razie sprawdza się w innych branżach (wojsko, turystyka), ale – jak twierdzą twórcy – może z powodzeniem być użyta do gier.

Bywa, że na pierwszy rzut oka wiele rzeczy jest wręcz na wyciągnięcie ręki. Potem okazuje się, że same aspiracje i deklaracje nie wystarczają. Mimo dużych chęci ludzie wciąż nie zdobyli Marsa, nie stworzyli prawdziwej SI, nie zrobili prawdziwie wirtualnych środowisk dla graczy. Ale nie martwmy się, wszystko to przed nami. Fulko wierzy, że już wkrótce jego prawnuki po przyjściu ze szkoły łykną tylko szybki obiadek, po czym skierują swoje kroki do osobistego centrum rozrywki. Otworzą drzwi kabiny, wejdą do środka, nałożą hełm, rękawice, przykleją parę czujników, na koniec wcisną „start” i… znajdą się w innym świecie, świecie gry. Grając, jednocześnie będą się gimnastykować, skacząc, biegając, turlając się i machając łapkami. Ze zmęczenia prawdziwy pot zrosi im czoło, a obolałe ciało bonusowo otrzyma prawdziwe siniaki od ogona wirtualnego smoka. W nagrodę poczują zapach perfum uratowanej królewny, jak również ogrzeją się przy ognisku, na którym będą piec dla niej dzika. A na koniec tę królewnę… ale oczywiście tylko w wersji adult.

Jest tylko jeden problem albo raczej zagrożenie. Kiedy wirtualne gry staną się tak doskonałe, że będzie można przeżywać je nie tylko duchem, ale i ciałem, biologią, płynami ustrojowymi i takimi tam rzeczami, to czy ktoś będzie chciał powrócić do szarej, nudnej rzeczywistości? Fulko wierzy, że tak. On, o ile doczeka tych czasów, zawsze wróci… ale tylko na chwilkę, po świeże piwo i orzeszki.

Marek „Fulko de Lorche” Czajor

Wypite piwo

  1. PiO.1 – Zabij mnie gro
  2. PiO.2 – Rozterki nałogowca
  3. PiO.3 – Pożycz dychę
  4. PiO.4 – Jaśnie Pan Redaktor
  5. PiO.5 – Giełdowe mydło i powidło
  6. PiO 6 – Pierwsze zloty na płoty
  7. PiO 7 – Kolekcjoner
  8. PiO 8 – Nie ma w co grać!?
  9. PiO 9 – Ja pisać lux teksty
  10. PiO 10 – Bajeczki medialne
  11. PiO 11 – Sklep
  12. PiO 12 – Fanboy – brzmi dumnie?
  13. PiO 13 – Plastikowa rzeczywistość
  14. PiO 14 – Obywatelski obowiązek