Recenzja gry Halo Wars 2 – solidna alternatywa dla StarCrafta
Istnieje kilka poziomów szaleństwa. Próby stworzenia RTS-a na konsolę dotąd wyprzedzał chyba tylko skok na bungee bez bungee. Halo Wars 2 deweloperskiego duetu 343 Industries i Creative Assembly dobitnie pokazuje, że czasy się zmieniają.
Recenzja powstała na bazie wersji XONE.
Halo nie jest może najpopularniejszą marką w Polsce, ale na tyle rozpoznawalną, że Master Chief trafił nawet na okładkę ostatniego Dooma. To się nazywa kamuflaż taktyczny. Marka obrosła więc w rozmaite przyległości, z których najciekawszą i chyba najodważniejszą jest podcykl Halo Wars, przenoszący zmagania ludzkości z kosmitami na RTS-owy grunt. Co w tym wyjątkowego? Przede wszystkim to, że dowodzimy za pomocą pada. Obie części dedykowano głównie konsolom i choć druga odsłona dostępna jest również na PC, potraktowaliśmy ją zgodnie z podstawowym przeznaczeniem. Zatem czas wziąć pady w garść i pokazać, kto jest godzien dorównać legendzie Master Chiefa.
Sezon drugi
- zazwyczaj wygodne sterowanie;
- ładna muzyka;
- przyzwoita grafika;
- klimat Halo;
- dynamiczne i satysfakcjonujące starcia;
- przyjemne, a przy tym proste zarządzanie bazą;
- nie najgorsza fabuła;
- multiplayer i tryb najazdu.
- mikropłatności w trybie najazdu;
- czasem ciężko ogarnąć chaos walki za pomocą pada;
- nazbyt sterylna otoczka;
- spadki płynności animacji;
- kilka bzdurnych ograniczeń wynikających ze sterowania.
Historia przenosi nas w przyszłość, do 2559 roku – 28 lat po wydarzeniach z poprzedniej części (i chwilę po tym, co działo się w Halo 5). Po tym okresie załoga znanego z poprzedniej gry statku Spirit of Fire – czy nazwa tylko mnie kojarzy się ze słynnymi brytyjskimi samolotami z II wojny światowej? – budzi się z hibernacji. Okazuje się, że okręt zdryfował w stronę planety, na której znajduje się instalacja Ark, pozwalająca tworzyć nowe pierścienie Halo. Podczas eksploracji planety Spartanie z okrętu UNSC pechowo trafiają na krwiożerczych obcych, którzy tylko trochę przypominają warhammerowych orków. Tak zaczyna się konflikt związany z utrzymaniem artefaktu.
Fabuła jest prosta jak budowa cepa i uderza w heroiczne, podniosłe tony. Robi to jednak z pewnym wdziękiem i mimo pełnych górnolotnych zwrotów przemów nie mamy wrażenia, że scenarzyści popadli w przesadę. Ot, stawka wysoka, to i nie brakuje patosu. A i parę przyzwoitych zwrotów akcji przydarza się po drodze. Nie jest to poziom StarCraftów i Warcraftów, niemniej przyjemnie motywuje do przechodzenia kolejnych etapów kampanii. Bohaterów, których prowadzimy i oglądamy w całkiem przyzwoitych filmikach, nawet da się polubić. Nie są może jakoś specjalnie wybitni, ale mają parę fajnych odzywek i zachowań. Całkiem znośnie jak na strategię.
Mimo wszystko nie mogłem jednak oprzeć się wrażeniu, że mam do czynienia z sezonem serialu, a nie kompletną historią, która dokądś zmierza. Całość zwieńczono zresztą cliffhangerem, po którym możemy być niemal pewni, że ciąg dalszy nastąpi. Z jednej strony ktoś, kto chce do Halo Wars 2 podejść jak do samodzielnej gry, może się nieco zawieść. Z drugiej... podczas rozgrywki towarzyszy nam uczucie, jakbyśmy rzeczywiście byli trybikami w machinie zdecydowanie większego konfliktu. I o to chyba twórcom chodziło – by pokazać peryferia wojny.
Tę oglądamy w dwunastu misjach. Nie jest to szalenie duża liczba, kampanię da się zaliczyć w około dziesięć godzin – ale pozwala oswoić mechanikę. Zadania są różnorodne i rzadko ograniczają się do standardowego schematu „zbuduj, odkryj i zaorz wszystko, co się rusza”. Trafiają się fragmenty, w których działamy na nieprzyjacielskim terenie i możemy liczyć tylko na siebie – żadnego wsparcia, kilka oddziałów i linia wroga, którą trzeba przekroczyć. Albo punkt do obrony. To właśnie wtedy kampania błyszczy najbardziej i dramatyzm historii odpowiednio splata się z rozgrywką.
Jednym z ciekawszych aspektów świata Halo jest sposób prezentowania przedstawicieli sztucznej inteligencji. Wyglądają jak hologramy ludzi i często okazują więcej emocji niż żywi bohaterowie serii, co widać nawet w Halo Wars 2. Są zresztą wzorowani na umysłach postaci, które zmarły, tak jak Cortana, asystentka Master Chiefa. Ta sama Cortana, której imieniem nazwano pewną aplikację w znanym skądinąd systemie operacyjnym...