Ja gracz. - myrmekochoria - 12 lutego 2013

Ja, gracz.

Ilekroć mówi innym, że jestem graczem, to spotykam się z półuśmiechami wyrozumienia mówiącymi; „a, niedojrzały młodzieniec, niech się jeszcze pobawi, nie ma pojęcia czym jest rzeczywistość, ale ZUS będzie płacił, więc wszystko jest w porządku… .”


Wizerunek gracza został stworzony dawno temu i nie jest zbyt pochlebny. Wiecie? Pryszcze, denka od okularów, nadwaga, porozumiewanie się dziwnym dialektem, socjologiczne zero, brak kobiet, ich dotyku, który wędruje po naszym karku jak oktostych pieszczot pajęczych nóg…, ale o czym ja mówiłem…? Aha, że jakiś wizerunek…? No właśnie, może rozstańmy się z nim jak z setkami pozorów stworzonych na rzecz upraszczania rzeczywistości. Dobra ignorancja nie jest zła. Należy jeszcze dodać masową hipnozę polityką i mamy gotowy przepis na otwartą i rozszerzającą horyzonty dyskusje. 

Co jest takiego wstydliwego w graniu? Godnego pożałowania? Wiem, że domeną „prawdziwych mężczyzn” jest picie piwa przed telewizorem, bicie żony i kiszenie dzieci w beczkach po kapuście, ale dajcie nam, nieco mniej wartościowym ludziom spędzić odmiennie czas, może soteriologia alkoholu i powierzchowna miłość płynów ustrojowych, to nie wszystko na co możemy liczyć. Ale starczy już naszej rzeczywistości, w której Pan Heniek i Pani Alina spod szóstki zdobywają złoty medal olimpijski w kiszeniu dzieci na czas przy niemym aplauzie sąsiadów.

Bawi mnie, gdy o grach wypowiadane są potępieńcze sądy. Zło skumulowane w niecnych paliczkach programistów musi truć umysły naszych niewinnych dzieci. Niech lepiej pobawią się tą zabawką, którą wyprodukowano z myślą o ich rozwoju w Chinach. Kultura osobista wymaga, aby przed przystąpieniem do krytyki poznać sam jej przedmiot. Zazwyczaj o grach jednak mówią ludzie zamknięcie w swoim getcie postrzegania, nie potrafiący wyjść poza ramy przyjętego systemu estetycznego, który w pocie czoła budowali. Warto również wspomnieć, że są to ludzie „starsi”, jeżeli ktokolwiek jeszcze mierzy upływ czasu przez obroty planety wokół słońca. Ich krytyka sprowadza się do prostackiej metody brania prymitywnych przykładów, aby dyskredytować cały dorobek, już kultury grania. Ulubionym tematem jest przemoc. W taki sposób i ja mogę wykazać bezsens literatury, malarstwa, a nawet nauk ścisłych. Tak ignorancja napawa mnie zdumieniem i szyderczym uśmiechem rzecz jasna. Pokolenie sprawujące „władzę” dalej nie akceptuje nadchodzącej zmiany. W Stanach Zjednoczonych na przestrzeni ostatnich piętnastu lat odbyła się rewolucja geekowska. Bohaterem zbiorowym w popkulturze są gracze i pokolenie Nintendo. Nie wspominając już o najprężniej rozwijającym się biznesem „krzemowym”, który zyskał niewiarygodnie pozytywny PR i stanowi ostatnią deskę ratunku dla upadającego imperium. Sformalizowana kultura graczy ma już za sobą trzydzieści lat, jest pełna odwołań, jakieś „intergrowości”, zwrotów, wewnętrznych nawiązań mechanicznych, fabularnych itd., jest to całkiem spory ogrom, który należałoby sobie przyswoić, aby mówić o jakiejkolwiek krytyce. A propos nawiązań; Braid jest ich pełen tj do gatunku dawnych platformówek, Machinarium puszcza oko, poprzez minigierkę identyczną do Invaders lub Galagi, jak kto woli. Dialog wewnątrz gier bez przerwy się toczy, co prawda bardziej w grach niepodległych, ale zawsze jest obecny.

Gry będą musiały się wyzwolić, tak jak każda inna forma wyrazu na przestrzeni kulturalnej wieków; tak jak powieść walcząca z poezją o prymat wielkości, jak kino z teatrem, jak różne konwencje, sposoby opisu i wszelakie tabu. Historie, fabuły, które opowiadamy są zawsze o tym samym, sposób w jaki to robimy jest różny, i myślę, że gry opowiedzą swoje niezapomniane historie.

myrmekochoria
12 lutego 2013 - 13:31