Prey – cudowne dziecko Bioshocka, System Shocka i Half-Life’a
Gierka jest fantastyczna, tylko żałuje, że nie jest trudniejsza i bardziej "mroczna". Grałem na wysokim poziomie trudności i gdzieś tak w połowie gry miałem spory zapas granatów EMP, recyklingowych czy wabików na typhony. Do tego ulepszony shotgun/pistolet oraz umiejętność uderzenia kinetycznego, która zadaje nawet 100 punktów obrażeń (OP). Sprawiło to, że spotkania z koszmarem, zamiast być tymi z rodzaju przerażających to kończyły się po kilku sekundach. A szkoda! Zupełnie nie zrozumiałym jest dla mnie również umożliwienie skanu pomieszczeń, aby sprawdzić czy gdzieś tam nie chowają się mimiki. Przez to zupełnie zanikło uczucie - czy to krzesło to nie jest czasem mimic? Szkoda też, że gierka jest taka jasna. Gdyby przynajmniej 1/3 gry rozgrywała się w całkowitych ciemnościach, gdzie spacerujemy po pomieszczeniach z latarką w ręku i kupą w majtach, to by to zdecydowanie był również świetny horror. Również nie zgodzę się z autorem co do oprawy audiowizualnej, a szczególnie do modeli postaci. Są one zrobione przeciętnie i przypominają grę sprzed kilku lat. A Prey przecież nie jest grą open-world i NPC można spotkać kilkunastu, więc mogli się bardziej nad nimi postarać. Taka Mikhaila wygląda po prostu paskudnie. I dodam też, że gierka, która ma dosyć sporo bugów nie zasługuje na 9.7 na 10. Zazdroszczę, że autor takowych nie spotkał, ale u mnie zabugował się całkowicie jeden sub-quest i stał się niewykonalny oraz misja główna na samym końcu gry, przez co musiałem wgrywać wcześniejszy save. Dobrze, że nie jestem umysłową amebą jak pewien recenzent z serwisu IGN i grę zapisywałem na przynajmniej kilku slotach. Gra to świetna pozycja na 8/10, ale według mnie zdecydowanie nie jest to pretendent do GOTY :) Persona 5 FTW.
Gierka jest świetna, ale moim zdaniem po dłuższej grze (gdzieś tak jestem po 14 godzinach, bo w międzyczasie CIV-ka 5 wpadła i się zakochałem) wkrada się pewna monotonia i spadek tempa. Gra ma klimat, ma fajnych przeciwników, prawie nic bugów (serio, gram na 14 h i naprawdę nic nie zauważyłem, świetny styl oprawy graficznej, MUZYKĘ (od Life is Strange nie pamiętam tytułu, który muzyką wywoływałby u mnie ciarki na plecach), ale jednak czegoś brakuje tej grze do takiego Bioshocka czy System Shocka. Może tego, że gra po prostu wyszła po nich?
Niemniej, w takiej cenie w jakiej lata naprawdę warto.
aszron - żałujesz, że nie jest trudniejsza? Kogo bym nie spytał, to na easy często ginie, a dla Ciebie na na hardzier jest łatwa ? Nie chcę tu niczego oceniać, ale widać, ile niektórzy mają czasu na granie :>
Pierwsze kilka godzin jest przyjemnie trudne. Potem zbyt łatwo można wykorzystywać słabości przeciwników. Przykładowo wystarczy ulepszyć obrażenia z zaskoczenia i już zabijamy na jeden strzał zwykłego mima przeobrażonego w przedmiot. Już nie mówiąc o mocach, gdzie jak wcześniej napisałem, uderzenie kinetyczne nie tylko zadaje ogromne obrażenia, ale również wywraca fantomy, dzięki czemu możemy spokojnie je uderzyć kluczem, albo dobić nabojem.
Nie chce tu nikogo oceniać, ale jak ktoś ginie często na easy, to musi mieć mocno upośledzoną koordynację wzrokowo-ruchową. Nauczenie się w jaki sposób atakują przeciwnicy można już po 2-3 konfrontacjach. Do tego na stacji leży nie tylko multum apteczek, jedzenia i strzykawek PSI, ale również leczą nas w nieskończoność drony.
Gra łatwa z początku nie jest, dopiero później ma się wiele możliwości.
Dla mnie niestety grę zabija odradzanie się z dupy przeciwników, nie wiadomo w sumie dlaczego. Same mimiki też są bez polotu.
Feeling strzelania jest bardzo kiepski.
akurat czemu mimików jest coraz więcej wynika z fabuły gry i nic się nie odradza po prostu jest ich więcej.
Jaki byłby sens gdyby przeciwnicy się nie odradzali? Po jakimś czasie chodzilbys po pustej stacji, szczególnie w questach pobocznych przy backtrackingu. Ale zabawa.
NGD
W Bioshocku przeciwnicy też się odradzali, ale dzięki temu czułeś że otaczający Cię świat żyje i przeciwnicy swobodnie się po nim poruszają.
Tak, ale nie było takiej sytuacji jeśli dobrze pamiętam, że zabijam wszystkich, wychodzę poza stację na 5 minut, wracam i w pomieszczeniach nie dość, że są nowe mimy, to jeszcze wrogie roboty. Jak dla mnie zabija to całkowicie imersję - odradzanie jak najbardziej, ale z głową. Zresztą z tego co widzę gra ma tendencję do umieszczania przeciwników za plecami po otworzeniu czegoś/zabraniu moda/klucza itp
Gram w tego Preya i w sumie nie wiem czym ludzie się tak jarają. Dla mnie to wygląda jak niskobudżetowa podróba jakiegoś half lajfa z grafiką z 2008 roku. Z Bioshocka to ja tam nic nie widzę. Miejsce akcji absolutnie nie dorasta poziomem do Rapture czy Columbii. Klimat i fabułą są meh. Coś się zesrało... ups. Latam se po tej stacji, szukam w zasadzie nie wiem czego i po co. Nawalam wszystko co się rusza kluczem francuskim i wio. Eksploracja jest spoko, gra ma jakieś tam momenty ale to za mało. Po godzinie już mechanika rozgrywki się nudziła i od tego czasu nic nowego nie doszło. Cały czas dokładnie ten sam schemat. Dostajemy jakieś nowe bajery ale w sumie do czego nam one? Mimiki są śmieszne, takie małe pocieszne stworzonka, lubię się z nimi bawić ale to chyba nie o to chodziło. Nie wiem, może potem jest jakoś lepiej ale jak na razie to ten Prey to nic specjalnego.
i to jest właśnie problem gier spiraconych ;) kęsik pobrał lata i nie wie o co chodzi, za to jak kupił za 200 PLN mass gniota to wychwalał w kilku komentarzach ;)