Jak sam sobie, często nieświadomie, psujesz zabawę
Dobry tekst. Osobiście już od ponad roku w ogóle nie korzystam z opcji szybkich podróży w sandboksach. I zabawa naprawdę na tym zyskuje - pod koniec rozgrywki mapę kojarzę niemalże tak dobrze jak w pierwszych trójwymiarowych odsłonach GTA, często wynajduje się smaczki, zupełnie inaczej podchodzi się dzięki temu do planowania działań (nie skaczesz od miejsca do miejsca, żeby "maksować" jeden typ aktywności, bardziej patrzy się pod kątem "co ciekawego mogę robić w pobliżu"). Drobna zmiana, a niejako odkryłem dzięki niej sandboksy na nowo i znowu polubiłem je po okresie całkowitego przesytu.
Dla mnie nic nowego, sam od zawsze nie uznaję szybkiej podróży i korzystam z niej stosunkowo rzadko. Wychodzę z założenia, że nie po to dostaję otwarty świat by przenosić się z miejsca na miejsce za pomocą szybkiej podróży i oglądać ekran wczytywania. W takim wypadku, każda lokacja mogłaby być położona na osobnej mapie. Prawdziwy otwarty świat czuć dopiero, gdy sami go przemierzamy i nie przeszkadza mi nawet backtraking, na który tak wielu graczy narzeka. Sam tego nie rozumiem, bo powrót do wcześniej odwiedzanych miejscówek jest esencją otwartego świata, podobnie jak jego samodzielne przemierzanie. Inaczej moglibyśmy otrzymać grę z liniowym, korytarzowym światem na którym każda lokacja położona jest na osobnej mapie. Z pewnością taki styl gry wydłuża rozgrywkę znacząco, nawet dwukrotnie, ale gry są po to by czerpać przyjemność i móc się delektować klimatem np. w Wiedźminie 3, a nie pędzić na złamanie karku.
Pełna zgoda Panowie, szybka podróż to kolejny element, którym wielu z nas psuje sobie zabawę. W jej przypadku trzeba jednak wspomnieć, że czasami korzystanie z tej opcji jest uzasadnione, gdy np. zaprojektowany świat został zbudowany na zasadzie kopiuj-wklej lub kolejne misje wymuszają bezsensowne długie podróże po tych samych lub bardzo podobnych ścieżkach.
To jest trochę takie pier*olenie za przeproszeniem. Powodzenia w wyłączeniu znaczników i minimapy w Skyrimie czy Wiedźminie 3. W teorii można to zrobić w menu ale w praktyce - nie da się wtedy grać. Nowoczesne gry są zaprojektowane pod znaczniki i minimape. Gdy odbierasz questy w nowoczesnym RPG najczęściej nie dostajesz opisu gdzie masz iść, skręcić, na co zwrócić uwagę po drodze. Dostajesz prosta instrukcje - idź i zabij/ zabierz/ ukradnij do jaskini xy. Bez minimapy nie jesteś w stanie wiedzieć gdzie to jest bo npc ci tego nie powie - po co, gracz ma to zaznaczone na mapie.
Ostatnimi grami które były zaprojektowane tak żeby można było obyć się bez znaczników i minimapy były Morrowind i stare Gothici. W Morrowindzie npc opisywał drogę: udaj się do lasu na wschodzie, obok wielkiego grzyba skręć w prawo, idź mostem nad jezioro, kieruj się na północny-zachód. Teraz tego nie ma więc nie da się grać bez tych ułatwień a możliwość ich wyłączenia służy chyba tylko po to żeby można było ładnego screena zrobić.
Nie zgodzę się. Rzeczywiście zleceniodawcy w nowych sandboxach nie opisują ze szczegółami drogi do celu i często samego celu, ale to nie oznacza od razu, że trzeba ślepo podążać za wyrysowaną ścieżką na mini-mapie. Zauważ, że ostatnio było sporo głosów krytycznych wobec map zawalonych znacznikami i prowadzenia graczy za rączkę przez całą grę. A czasami wystarczy właśnie nie pójść na łatwiznę, wyłączyć mini-mapę i przestać zasuwać "za żółtą linią w rogu ekranu". Jest wtedy trochę zabawy, bo trzeba zajrzeć na mapę, ogarnąć sobie w głowie trasę podróży, ale za to ile można zyskać, obserwując i delektując się później danym wirtualnym światem.
Zahaczając o system szybkiej podróży w grach to często spotkałem się z opiniami, że większość ją używa, zamiast samodzielnie podróżować. Wiele ludzi (np. w GTA) jeździ z misji do misji nie zwracając uwagi na stworzony świat (nierzadko fajnie stworzony świat). Odbiegam może od tematu, ale może niektórzy nie zauważają tego, co twórcy chcieli pokazać.
Z Wiedźminem 3 były jakieś negatywne opinie z tymi pytajnikami. Ogólnie chyba wolałbym grę skłaniającą do eksploracji z ciekawym światem bez tysiąca znaczników, bo nie patrzę co mam dookoła a jedynie poruszam się ze znacznika do znacznika. Zaliczam 400 znaczników na mapie i co koniec? gra nie ma nic więcej do zaoferowania? Najlepsza gra jest taka gdzie z przyjemnością poruszamy się po świecie jednocześnie (bez znacznika na mapie) odkrywamy coś nowego. Wydarzenie losowe, nowa misja, przedmiot. Fajnie by było.
Obecnie gram w Wiedźmina. Różnica przy graniu z włączonym hudem i minimapą i bez tego dziadostwa jest kosmiczna. Gdybym musiał z tym biegać, tak samo jak z włączonymi znacznikami na dużej mapie to chyba darowałbym sobie. Klimatu przy tym za grosz.
W tej grze podróżowanie po tym jakże pięknym świecie to dla mnie esencja tej gry. Szybka podróż totalnie psuje przyjemność z zabawy.
Na szczęście coraz więcej gier umożliwia dostosowywanie huda czy nawet kompletne jego wyłączenie. Zawsze korzystam z tej opcji.
Rozwiązuję to na swój sposób, w sandboksowych grach tego wartych, korzystając z możliwości tworzenia postaci choć trochę różniących się od siebie. Staram się także aby nudnie nie było, inaczej dobierać im ścieżki grania (questów).
Wtedy każdy zakątek map staje mi się znany i opcję szybkiej podróży wykorzystuję z konieczności, aby pozbyć się tego co zdobyłem, ustawić nowe poziomy i.t.d.
Na co nie trafi jedna postać podczas swoich eksploracji, to trafi druga czy trzecia, zaś ja jako ich prawie twórca, korzystam z puli informacji, dobierając sobie miejsca ulubione lub jeszcze nie poznane.. ;)