Tak sie zastanawim kogo bardziej lubicie. Nie wiem czy jestem sam ale nie wiem dlaczego ale mimo iz obaj mowia po angielsku to na Brytoli mam jakies uczulenie, natomiast american english moge sluchac godzinami i brzmi on jakos tak zajebiscie :D
Nie wiem tak samo z filmami/kultura/miastami. Nawet wolalbym w jakims miasteczku zyc w Alabiamie niz w Londynie.
Macie tak samo?
A mogę lubić wszystkich tak samo i jeździć sobie do UK na wiosnę a do US jesienią?
Pytam sie ogolnie o odczucia. Gdybys musial to wolalbys spedzic rok, pracujac i przyjaznic sie z Amerykanmi czy Brytyjczykami?
Nie wiem, pradwdopodbne jest to spowodowane wplywem przez filmy ktore ogladalismy za dziecinstwa, pokazujace jacy to amerykanie sa zajebisci i ratuja swiat. Rowniez akcent jak napisalem brzmi zajebiscie podczas gdy brytyjski denerwujaco.
Zastanawaim sie czy tylko ja mam takie odczucia.
Zdecydowanie USA. Bardziej podoba mi się ten kraj, no i łatwiej idzie zrozumieć ich angielski, więc łatwiej się dogadać.
Ani jedno ani drugie--
Wybieram: Polska :)
Angole to bufony a Amerykańce to popaprańcy którzy gdzie tylko wepchaja swoje tłuste dup... to zaraz jest tam wojna.
Wszystkich bym zajebał jak bym mógł.
Jeśli chodzi o muzykę to zdecydowanie UK.
Wszystko zależy kogo spotkasz w każdym kraju — a wszędzie jest pełne spektrum człowieczeństwa.
Moze inaczej. Zalozmy ze wygraliscie 10 mln doloarow/funtow i musicie sie przeprowadzic do USA albo UK na zawsze. Co byscie wybrali?
Dla mnie USA to oczywisty wybor. Z brytolami nawet jakby mi doplacali to bym tam nie wytrzymal.
Anglia. Absolutnie nie mam nic do Amerykanów, ale bardzo lubię te ich specyficzne włączniki światła, ciasne piętrowe mieszkanka, budki telefoniczne, autobusy, kontakty i przedziwne krany. Takie małe detale ale świetnie się to prezentuje.
Poza tym Queen, The Beatles, oraz ich samochody: Bentleye i Mini - coś pięknego!
USA u mnie ma przewagę, bo zawsze chciałem się tam wybrać i kiedyś dopnę swego. Do UK również nic nie mam, lubię ten kraj, miasta i ludzi. Wiadomo, angielski stoi na innym poziomie, ale w większości potrafię zrozumieć co kto mówi.
Mieszkam w UK, więc mi odpowiada, ale wybrać się do Stanów to na pewno jedno z marzeń do zrealizowania, mieszkać tam zapewne też bym mógł.
Zdecydowanie USA (tylko jakbym miał wybrać region to byłaby to Kalifornia). Ludzie są tam bardziej pozytywnie nastawieni do życia, sympatyczniejsi, pomocni, potrafią się cieszyć z sukcesów innych (czyli taki typowy "American Dream" - komuś się udało, to mi również może się udać), a nie tak jak u nas jak ktoś osiągnie sukces, to reszta od razu zazdrości i rzuca kłody pod nogi, czy też każdy zniechęca do działania, bo i tak się nie uda... Poza tym dla mnie jako grafika komputerowego Kalifornia jest wymarzonym miejscem do rozwoju i spotkania innych artystów. No i nie zapominajmy o pogodzie, które jest ładna przez cały rok (nie lubię jak jest zimno, a deszcze doprowadzają mnie do szału, więc UK już nawet z tego powodu od razu odpada :P).
Oczywiście wiadomym jest, że wszędzie można natrafić na idiotów, gburów i psycholi. Tak więc nie staram się nikomu wmówić, że Ameryka jest idealna, ale byłem tam parę razy i bardzo chciałbym tam zamieszkać - niestety nie chcą mnie wylosować przy okazji zielonej karty, ale cały czas próbuję, więc może się uda za którymś razem :D
Z obserwacji i rozmów ze znajomymi wynika, że ludzie z zachodnich stanów są bardziej otwarci na kontakty, sympatyczniejsi. Wschód jest taki bardziej europejski. Dla przykładu w Los Angeles jest w miarę normalne, że ludzie uśmiechną się do siebie gdy się mijają na ulicy, można nawiązać kontakt wzrokowy na ulicy, zagadać w sklepie, czy podczas czekania w metrze/na busa. W Nowym Jorku znajomi za to mówili, żeby tak nie robić i nie przesadzać z otwartością, bo może się to źle skończyć, hehe.
Ameryka kojarzy mi się z wolnością, już choćby tylko przestrzennie, ale przede wszystkim prawo jest tam dokładnie takie, które czuję przy kręgosłupie. Ludzkie, logiczne, proste.
Mierzi mnie ten gówniano-opresyjno-koncesyjno-monarchistyczno-socjalistyczno-etatystyczno-komunistyczny wielki brat. Choć nie jesteś nikim ważnym, czujesz jego oddech każdego dnia na plecach.
Z drugiej strony oni tam mają głównie jednego boga - pieniądz i jest to jedyny miernik kim jesteś i jak cię widzą inni. Tutaj na kontynencie jednak człowiek nie jest traktowany tak jednowymiarowo.
Ani to, ani to - nie przepadam za kulturą anglosaską.
Przecież USA to UK, 50% świata to UK, a ta która jeszcze nie jest UK - tak naprawdę przyjmuje na potęgę anglosaską kulturę o nas już nie mówiąc (jeszcze kilkaset lat i kolejny angielski król będzie miał nazwisko rodowe o brzmieniu "ski" na końcu").
Owszem, te obszary podzielone są niby na jakieś kraiki, mają inną walutę, inne rządy, inny akcent.