Jakie jest zdanie forumowiczów? Jesteście zadowoleni z tego, że nie będzie już szkół gimnazjalnych tylko 8-letnie podstawówki?
Moim zdaniem to dobra zmiana, choć trochę zbyt nagła. Może ta "młodzież" będąca w jednym środowisku przez te 8 lat przestanie udawać się za dorosłych, jak to bywało często w gimnazjach. Zbieranina dzieciaczków z różnych środowisk.
I tak wszyscy młodsi ode mnie są gówniarzami, co o życiu nic nie wiedzą, , a każdy starszy ode mnie jest żyjącym przeszłością dziadem nie rozumiejącym współczesnych czasów, z przestarzałą wiedzą i nic nie wartym doświadczeniem.
Jako byly gimnazjalista moge powiedziec, ze ciesze sie z tej zmiany. Gimnazjum nauczylo mnie wiele, ale tylko tego zlego, bo wiedzy z tej szkoly nie wynioslem za wiele, poniewaz nauczyciele nie radzili sobie z sytuacja. Jezeli nic sie znowu nie zmieni i moje dzieci beda uczeszczaly po staremu do szkoly - podstawowka->srednia to fajnie, kiedys byly dwie podstawowki w mojej miejcowosci i bylo dobrze, potem z jednej zrobili gomnazjum, w drugiej braklo miejsca na wszystkich uczniow i klasy 1-3 poszly do budynku szkoly chyba jeszcze przedwojennej, w kiepskim polozeniu, to dopiero byl podzial godny podziwu.
Jeden chuj.
Ja bym zlikwidowal licea i wprowadzil studia 8 letnie. Bo na studiach dopiero sie sprecyzowalem na specjalizacji i skoncentrowalem na tym co jest mi dzisiaj potrzebne.
A cale liceum to 3 lata wyjete z zycia uczenia sie ogolnikowych rzczy ktore wogole mi sie nie przydadza.
I wybieranie kierunku studiów w wieku 15 lat. Czy ty jesteś normalny?
Jako byly gimnazjalista moge powiedziec, ze ciesze sie z tej zmiany. Gimnazjum nauczylo mnie wiele, ale tylko tego zlego, bo wiedzy z tej szkoly nie wynioslem za wiele, poniewaz nauczyciele nie radzili sobie z sytuacja. Jezeli nic sie znowu nie zmieni i moje dzieci beda uczeszczaly po staremu do szkoly - podstawowka->srednia to fajnie, kiedys byly dwie podstawowki w mojej miejcowosci i bylo dobrze, potem z jednej zrobili gomnazjum, w drugiej braklo miejsca na wszystkich uczniow i klasy 1-3 poszly do budynku szkoly chyba jeszcze przedwojennej, w kiepskim polozeniu, to dopiero byl podzial godny podziwu.
Co to da...i tak nadal będzie masa buraków. Zmienią tylko nazwę.
Nelson ma racje. Jest to wina wieku, a nie nazwy.
Ale ogolnie jestem za wiekszym rozdzieleniem i skupianiem sie na specjalizacji. Niz na 12 latach ciaglej nauki o dupie marynie.
^da się tego typka zgłosić? Wchodzę tutaj rzadko a i tak zauważyłem, że spamuje na potęgę.
Wracając do tematu to najśmieszniejsze jest to, że likwiduja gimnazja ci którzy głosowali za ich powstaniem.
Twój zmienny IP nie uratował cię przed kilkukrotnym banem/przymusowym nowym kontem.
Przecież można Cię bankwac regularnie. Każde rozpoznanie twej zje..n gadki i ban.
Mam to gdzieś. Ale jako pierwszy rocznik gimnazjum, pamiętam grupę patusów z lokalnej dżungli, tak więc myślę że gorzej nie będzie jak będą znowu 8-letnie podstawówki.
Tak. Żałuję, że nie załapałem się na 8-letnią podstawówkę kiedy jeszcze była. Gimnazjum to jedna wielka patologia mentalna, moralna i społeczna. W małej podstawówce jest tylko jedna albo dwie klasy z danego rocznika. A do takiej gimbazy, która jest jedna na gminę i zwozi się do niej wszystkich w wieku 13-15 lat. Z czego powstaje ok. 30 klas, po 10 na dany rocznik. I oczywiście jedna albo dwie klasy "specjalistów", którzy siedzą w gimbazie do 18 roku życia, bo im tamtejszy klimat odpowiada.
W małej podstawówce jest tylko jedna albo dwie klasy z danego rocznika
<-
ile pan masz mieszkancow na tej wiosce, 5?
Takiego steku bzdur, jak w tym wątku, dawno nie słyszałem. I, jak widzę, kolejna zbieranina ekspertów pedagogicznych i znawców metodycznych się wypowiada.
Gimnazjum to "patologia mentalna, moralna i społeczna"? Trzeba mieć mózg szympansa, żeby coś takiego pisać.
Przecież to co wyżej zostało napisane zostało napisane na bazie doświadczeń. Ja ze wszystkich szkół do których uczęszczałem tylko gimnazjum wspominam fatalnie. Jedna wielka wylęgarnia społecznej, mentalnej i moralnej patologii. Zmiana środowiska też wcale nie służy, z wieloletnimi znajomymi często traci się kontakt, wszystkie grupy się mieszają i niemal w każdej klasie będzie jakiś "patol" źle wpływający na resztę. Jeśli u Ciebie było inaczej to miałeś duże szczęście i był to tylko wyjątek od reguły. Dobrze że zlikwidowali, gorzej nie będzie. Czy lepiej, to się okaże.
Super Kotlet, powtarzam: to stek bzdur.
Od wielu lat uczę m.in. w gimnazjum (a raczej: gimnazjach). A moje dziecko chodzi do tego rodzaju szkoły. A więc opinie o "wyjątku od reguły" możesz sobie między bajki włożyć.
Na pewno gorzej nie będzie. Z tym, że wraz z likwidacją gimnazjów powinna pójść zmiana programu nauczania oraz likwidacja Karty Nauczyciela i zastąpienie jej umową o pracę.
No to masz zmianę programu.... na gorszy. Przygotuj dzieci mentalnie na wielokrotne czytanie nowelek pozytywistycznych i do zapoznawania się z bardziej skomplikowanymi zagadnieniami z nauk ścisłych dopiero na studiach.
Nie napisałem, że nowa mi się podoba, zapoznałem się z nim pobieżnie jakiś czas temu i zapamiętałem głownie to, że faktycznie jest za dużo nudnych nowel (współczuję młodym czytanie "Nad Niemnem") za dużo Mickiewicza i Słowackiego. Co do ścisłych, to jak dla mnie te "skomplikowane zagadnienia" mogłyby zostać zastąpione przez przedsiębiorczość (w tym też komunikacja międzyludzka, planowanie przyszłości, zarządzenie czasem itp.), która powinna się pojawić w szkole od najmłodszych lat a nie w ostatnich 3 liceum, gdzie młodzież jeszcze w większości nie wie, co ze sobą zrobić a nauczyciele nie uczą a tylko przygotowują pod maturę...
Dla mnie też zmiana programu to nie powinno być tak jak teraz - takie hop siup, gdzie potem kolejne lata to będzie z pewnością częste wnoszenie poprawek itp. To powinien być proces nawet na lata, aby jak najbardziej dopracować poszczególne elementy. Likwidacja gimnazjów jak dla mnie jest ok, tylko jednak zbyt gwałtowanie się za to zabrano, ale to niestety już znak rozpoznawczy aktualnie rządzących.
Nic to nie zmieni, na pewno nie na lepsze.
Czemu MEN nie pójdzie o krok dalej i nie skasuje wszystkich szkół, od podstawówki, do uniwersytetów. Będzie i taniej, i skończą się protesty nauczycieli, żadnych miasteczek pod Sejmem, URM-em, etc, i ulży się samorządom.
Zachowanie młodzieży nie wynika, z tego, że chodzą do gimnazjum czy sp tylko z racji wieku, a przede wszystkim z wzorców wyniesionych z domów rodzinnych, a często jest to wpływ rówieśników. Czy zmiana to dobry pomysł to szczerze nie wiem. Widzę wiele minusów z tym związanych, a mianowicie:
- zmiana podstawy programowej, a co za tym idzie zmiana podręczników,
- reorganizacja pracy szkół i prawdopodobne zwolnienia kadry(wbrew zapewnieniom, że nikt pracy nie straci)
- kolejna sprawa to pieniądze - likwidacja gimnazjów będzie kosztować dużo (oczywiście nas wszystkich), a wiadomo, że wiele organów prowadzących jeszcze nie uregulowało kosztów poprzedniej reformy.
watpie ze to duzo zmieni, zachowanie gimbazy to problem jakichs brakow w wychowaniu dzieciakow mieszkajacych w miastach. w mlodziezy pochodzacej z obszarow wiejskich nie widac tak tych negatywnych cech, moze niekoniecznie sa to osoby lepiej wychowane ale z pewnoscia bardziej pokorne.
Nie wiem czy to dobra czy zła zmiana, ja uczęszczałem do gimnazjum i fajnie było. Natomiast zastanawia mnie bardzo jedna rzecz, wiadomo ze młodzież jest teraz mało rozgarnięta i "rozimprezowana", zazwyczaj wszystko zaczynało się w gimnazjum. I teraz czy brak gimnazjów wyeliminuję trochę tej patologii bo jeszcze początkujące nastolatki nie będą miały w jednej szkole kontaktu ze starszymi, czy stanie się wręcz odwrotnie i patologia przeniesie się do podstawówek i będą nią dotknięte dzieciaki już od najmłodszych lat. Wiecie o co chodzi. W podstawówkach już nie będą tylko dzieci w przedziale 7-12/13lat ale z tymi najmłodszymi będą miały kontakt też 14latki i 15latki (16latki?) którzy są już pełnoprawną młodzieżą. I czy to że te 15latki nie będą miały w podstawówkach kontaktu z jeszcze starszymi spowoduje że później wejdą w okres używek i "buntu" czy dalej to się będzie odbywać w tym wieku przez co narażone na syf będą też młodsze dzieci.
Nie jestem zadowolony. Nie dość, że wszyscy zapłacimy za to ogromną cenę to jeszcze kompletnie nic się nie zmieni. Młodzież dalej będzie dokładnie taka sama jaka była, a dodatkowo w każdej szkole będzie jeszcze bliżej najmłodszych uczniów niż do tej pory. Zresztą każdy wie, że tu nie chodzi o dobro dzieci, nauczycieli czy ogólny stan edukacji tylko o wprowadzenie swoich zmian do programu nauczania, który swoją drogą nadal nie jest gotowy co jest zwyczajnym skandalem. Byłbym za zmianami w naszym systemie nauczania, bo potrzebuje on wielu zmian, ale robienie tego na wariackich papierach jak w tej chwili jest zwyczajnie śmieszne i odbije się na najmłodszych. Pani Minister ze sztucznym uśmieszkiem może być z siebie dumna za zrobienie tak beznadziejnej reformy ;)
Dla mnie to niezrozumiała bzdura na którą pójdzie mnóstwo pieniędzy. Jest więcej ważniejszych spraw niż ta.
I tak wszyscy młodsi ode mnie są gówniarzami, co o życiu nic nie wiedzą, , a każdy starszy ode mnie jest żyjącym przeszłością dziadem nie rozumiejącym współczesnych czasów, z przestarzałą wiedzą i nic nie wartym doświadczeniem.
Co do tej całej zmiany to największy problem będzie polegał na ty że, koszta likwidowania gimnazjów mogą kosztować, i zapłaci za to wszystko oczywiście podatnik i to sporo, a co do nauczania to nic się nie zmieni. Z innych problemów to, rodzic będzie mieć większy bajzel z wyprawką
NIE
Tak.
To nie jest miejsce na polityczne prowokacje.Dosyc juz tego ujadania.
Moim zdaniem to dobra zmiana, choć trochę zbyt nagła. Może ta "młodzież" będąca w jednym środowisku przez te 8 lat przestanie udawać się za dorosłych
Nie wyplenisz tego. To taki wiek
Obecne gimnazja to porażka i ogromna rzesza niewykwalifikowanych nauczyli, więc jestem jak najbardziej za ich likwidacją.
Ale przede wszystkim to darmowa edukacja stanowi ogromny problem, gdyż dzieci patologicznych rodzin mają zapewnione prawo do edukacji, co stanowi ekonomiczne obciążenie dla Państwa i jednocześnie obniża poziom nauczania. Z rozmowy pewną nauczycielką wiem, że takie dzieci są opóźnione umysłowo w stosunku do własnych rówieśników, i nauczenie ich czegokolwiek jest wyjątkowo problematyczne lub też często niemożliwe.
Dodam że mówię o Bytomiu ;)
Ja na reformy szkolnictwa w Polsce patrze glownie z perspektywy wyzszego wyksztalcenia.
Wczesniej uwazalem ze reforma wprowadzajaca gimnazja jest zla, obecnie uwazam ze reforma likwidujaca gimnazja takze jest zla.
Dla mnie nie ma wiekszego znaczenia struktura podzialu poszczegolnych szkol i klas tak dlugo jak program nauczania jest dobry. Niestety w Polsce problemem jest program nauczania. Dzieciaki sa uczone na ogol kiepsko i w taki sposob, ze wiele materialu wydaje sie kompletnie nieprzydatnym. Zarowno wczesniej, jak i teraz czesto bywa tak, ze material w szkolach jest powarzany lub zostaje dziura, ktora dzieciaki musza przeskoczyc we wlasnym zakresie.
Dziure przerabialem osobiscie kiedy z wiejskiej podstawowki startowalem do bardzo dobrego liceum. Na szczecie mialem w rodzinie nauczycieli wiec dalem rade. Powtarzanie materialu widze na mlodszych czlonkach rodziny. Czesto w gimnazjum i liceum przerabiaja ten sam material, co jest kompletnie bes sensu.
Reforma edukacji powinna byc przeprowadzona, ale nie poprzez zmiane strkutury szkol tylko porzez polepszanie programu nauczania. Dostosywywania go do obecnych realiow rynkowych i trendow swiatowych.
Poprzednia reforma cofnela nas o kilka lat w stosunku do innych krajow, ale po slabym poczatku z roku na rok bylo lepiej i gonilismy. Teraz Pis zdecydowal ze jest za dobrze i caly wysilek (jaki by on nie byl) zostal wywalony na smieci. Cofamy sie do punktu wyjscia i zaczynamy wszystko od poczatku. Niby ma to swoje plusy i minusy, ale z takim zapleczem eksperckim jakie ma PiS naprawde ciezko mi te plusy dostrzegac, tudziez miec nadzieje na ich zrealizowanie.
Nauczyciele to inna bajka, jest duzo kiepskich ale jest tez sporo bardzo dobrych nauczycieli. Obecna reforma musi spowodowac ze czesc nauczycieli straci prace, liczby sie nieublagane, a pis szuka oszczednosci, lub jak kto woli, srodkow na 500+. Moja obawy skupiaja sie teraz na wyborach samorzadowych. Wszedzie tam gdzie pis wcisnie swoich ludzi moze dojsc do sytuacji ze po reformie w szkolach zostana ci mierni ale wierni.
Mam gleboka nadzieje ze jakosc nauczania nie spadnie bo jesli tak sie stanie nieuchronnym bedzie powtorzenie obnizenia jakosci i wymagan w szkolnictwie wyzszym i bedzie potrzebne kolejne tapniecie jakie nastapilo na przelomie wiekow na polskich uczelniach.
Edit.
Odnosnie patologicznych zachowac w gimnazjach i nierownym poziomie uczniow co powoduje nizszy poziom nauczania. Nie jest to regula, ze ludzie w gimnazjach wariuja, wczesniej w podstawowce w 7,8 klasie byly te same zachowania. Jednym z elementow dla ktorych w gimnazjach moze to byc bardziej widocznie jest to ze ta grupa zostala wyizolowana i wyeksponowana. Dodatkowo jest to zbieraniana z roznych regionow i czesc z nich odczuwa potrzebe pokazania swojej pozycji w grupie. Wczesniej tez to bylo, tylko moze nie tak eksponowane bo i nie bylo mass mediow na obecnym poziomie. Sam osobiscie przez to przechodzilem w liceum, gdzie niejako zostalem zmuszony aby pokazac ze "wsiokiem" nie da sie pomiatac.
Problem ten mozna poprawic w dosc prosty sposob, egzaminy wstepne do gimnazjow/liceum. W znaczy sposob odsieje to tych ludzi, ktorzy sa mniej zdolni.
Tak jestem zadowolony. Opieram to na swoim doświadczeniu oraz dzieci moich znajomych, które niestety załapały się jeszcze do gimnazjum. Oby tylko zostało to przywrócone w podobnej formie jak było i z naciskiem na jakość nauczania, a nie w jakiejś "dobrej" hybrydzie.
Yans => rozumiem ze jestes stary jak ja i pamiec juz szwankuje :)
ale chcesz mi powiedziec, ze 'nasza', 8 letnia podstawowka i (3)4(5) letnie (zawodowka)liceum(technikum) -to byla dobra forma? :D
Bo ja pamietam swietnie 8 lat spedzonych na przygotowywaniu do egzminu do szkoly sredniej - a potem kolejne 4 lata na przygotowywaniu do matury.
1 rok studiow to byl szok bo po 12 latach szkoly nie bylem na to gotowy...
gimnazja zostaną zlikwidowane, a co z gimbusami z gola też ?
kiera2003 napisał:
Obecne gimnazja to [...] ogromna rzesza niewykwalifikowanych nauczyli, więc jestem jak najbardziej za ich likwidacją.
W gimnazjach uczy nie więcej "niewykwalifikowanych" nauczycieli niż w podstawówkach czy w liceach. A może nawet mniej. :P Chyba nie masz pojęcia o sposobie zatrudniania nauczycieli. Podpowiem: nijak nie wiąże się on z "kwalifikacjami". Nauczycieli zatrudnia się na podstawie jakiegokolwiek papierka ukończenia wyższych studiów pedagogicznych. Absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego ma takie same szanse jak absolwent Wyższej Szkoły Zawodowej w Nowym Targu. O zatrudnieniu decyduje często znajomość, "kolejność zgłoszeń", a często - koszt "obsługi" pracownika. Dlatego samorządy chętnie przyjmują do pracy "tanich" nauczycieli, czyli np. stażystów - i to zarówno w podstawówkach, gimnazjach, jak i w liceach. To wcale nie jest złe, bo przecież kadra gdzieś musi zdobyć doświadczenie. Ale to zarazem pokazuje, że stwierdzenie, jakoby w gimnazjach było najmniej dobrych nauczycieli, jest bujdą na resorach.
Z rozmowy pewną nauczycielką wiem, że takie dzieci są opóźnione umysłowo w stosunku do własnych rówieśników, i nauczenie ich czegokolwiek jest wyjątkowo problematyczne lub też często niemożliwe.
Obecność słabych uczniów to nie jest problem wyłącznie gimnazjów. Przecież podobnie jest w podstawówkach, a nawet w liceach. Tak, najbardziej renomowane szkoły średnie zmuszone są przyjmować, jak to napisałeś, dzieci "opóźnione umysłowo", ponieważ inaczej straciłyby rację bytu, dostając mniej kasy i borykając się z problemem zwolnień. Etaty skądś trzeba wziąć. Podobnie jest z uczelniami wyższymi.
Yans napisał:
Oby tylko zostało to przywrócone w podobnej formie jak było i z naciskiem na jakość nauczania, a nie w jakiejś "dobrej" hybrydzie.
W podobnej formie?! Pamiętam dawne podstawówki i musiałbym na głowę upaść, żeby czegoś takiego życzyć swojemu dziecku. Świat się zmienił i stare metody oraz programy to już eksponaty w skansenie edukacji. Chęć powrotu do dawnego modelu edukacji w celu kształcenia obecnych nastolatków przypomina nawoływanie do wyciągnięcia z szafy 386 i próby uruchomienia na nim "Wiedźmina".
A co do jakości nauczania: nic się nie zmieni na lepsze wskutek takiej "reformy".
Po pierwsze: likwidacja gimnazjów. Struktura szkolna i podział na dwa, trzy lub cztery etapy to nie są najważniejsze czynniki decydujące o jakości nauczania. Istnieją kraje, które mogą się poszczycić dobrymi wynikami edukacyjnymi, a mają szkoły gimnazjalne. I na odwrót: kraje bez gimnazjów też mają dobre wyniki. Jest mnóstwo innych, znacznie ważniejszych czynników, które decydują o poziomie nauczania. Nad tymi czynnikami "reformatorzy" PiS-u w żaden sposób się nie pochylają. Anihilacja gimnazjów przyniesie tylko ogromne koszty, za które wszyscy zapłacimy, i stanowi tak naprawdę populistyczną zagrywkę. A zarazem doskonałą okazję do ideologicznego majstrowania przy podstawach programowych. Szkoda tym bardziej, że w ostatnich latach gimnazja po kolejnych poważnych reformach zaczęły się zamieniać w całkiem sensowne szkoły. Czasy "koszy na głowie" już dawno minęły.
Po drugie: programy nauczania. Skoro uważacie, że było w tym względzie źle, to mam dla was złą nowinę: jest jeszcze gorzej. Poczytajcie opinie ekspertów z uczelni wyższych na temat tego, co PiS zrobił zarówno z przedmiotami humanistycznymi, jak i przedmiotami ścisłymi. Na GOL-u znajdziecie kilka wątków temu poświęconych. Powtarzam: nawet rektorzy wyższych uczelni protestują. Wiedzą, jakie barany zaczną pukać do ich drzwi po tego rodzaju "reformie". I wszystkich trzeba będzie przyjąć.
I wreszcie kwestia tzw. "uczenia pod egzaminy". Od tego nie uciekniemy. Pierwsza rzecz, na jaką zwraca uwagę rodzic, wybierając szkołę, to wyniki egzaminów zewnętrznych. (Powinien zwracać uwagę na wskaźnik EWD, ale nie żyjemy w świeci idealnym). Wyniki często decydują o być albo nie być szkół średnich (czyli liczbie uczniów w procesie rekrutacji). Nauczyciele będą zatem uczyć "pod egzaminy". A z maturalnego egzaminu zewnętrznego nie da się teraz zrezygnować, bo upadnie cały system, który umożliwia naszym dzieciom udział w międzynarodowym systemie edukacyjnym. Zresztą tylko taka forma egzaminu zapewnia w miarę obiektywną ocenę. Mało tego, śmiem twierdzić, że egzaminy zewnętrzne działają motywująco na nauczycieli: w niektórych szkołach pan od wuefu, katechetka itp. mają w nosie nauczanie, podczas gdy polonista, matematyk czy chemik wypruwają sobie żyły. Rzecz jasna, nie wszystko zależy od nauczyciela (z pustego i Salomon nie naleje), ale mimo wszystko egzaminy zewnętrzne co nieco pokazują, gdy idzie o pracę pedagoga. PiS zlikwidował egzaminy zewnętrzne w podstawówce, więc spodziewajcie się, że teraz w niektórych placówkach na wszystkich lekcjach będzie granie na gitarze i oglądanie filmów. ;)
Zapytalem z ostatnio z ciekawosci pewnego licealiste, jak wygladala jego nauka w gimnazjum. Okazalo sie, ze pierwszy rok to bylo "wyrownywanie poziomow", a trzeci wlasnie wspomniane "uczenie pod egzaminy", wiec generalnie mlody czlowiek uwaza ow etap edukacji za kompletnie zmarnowany. Za moich archaicznych czasow w takim liceum pod egzaminy uczylo sie na zajeciach dodatkowych, a nie na normalnych lekcjach. Dlaczego nie mozna podobnie w gimnazjum?
Powyzsze nie po to, zeby uzasadnic potrzebe likwidacji gimnazjow, ale by uswiadomic, iz wymagaja one pewnych gruntownych zmian, skoro juz postulujemy ich pozostawienie. Mam wrazenie, ze nie wszyscy nauczyciele zdaja sobie z tego sprawe (uwaga niekoniecznie rzecz jasna do Ciebie :>).
Z tym, że pewne rzeczy trzeba zmienić, całkowicie się zgadzam. Zwłaszcza gdy idzie o przedmioty ścisłe, bo - moim skromnym zdaniem - zmiany związane z humanistycznymi szły w bardzo dobrym kierunku. Problem polega na tym, że PiS tego zupełnie nie rozumie (a raczej pozostaje głuchy na głosy ludzi rozsądnych, co czyni zeń takiego Edka z "Tanga") i wylewa dziecko z kąpielą.
A co do twojego pomysłu na "uczenie pod egzaminy": o jakich zajęciach dodatkowych mówisz? Koła zainteresowań? Zajęcia wyrównawcze?
Na "koła" nikt pieniędzy nie chce już dawać. Niektórzy nauczyciele organizują takie zajęcia i za darmo zasuwają. Też tak robiłem w klasie przedmaturalnej, ale po kilku latach zrezygnowałem, bo "płatnej" roboty w ramach obowiązków nauczyciela mam po pachy. W tej chwili "koła" funkcjonują przeważnie tylko dla olimpijczyków. I jest to wyłącznie rezultat dobrej woli i poświęcenia nauczyciela.
Jeśli masz na myśli wprowadzenie w grafik osobnych (stałych) zajęć poświęconych na przygotowanie do egzaminu, obawiam się, że to niemożliwe, bo siatka godzin nie jest z gumy. Np. fizyka ma jedną godzinę tygodniowo (ciekawostka: religia ma dwie) i dodanie kolejnej godziny na przygotowanie do egzaminu wiązałoby się z odebraniem tej godziny innemu przedmiotowi. Nierealne. Tym bardziej że każdy przedmiot chciałby dodatkową godzinę. Tak więc przygotowywanie do egzaminów musi się odbywać w ramach normalnych zajęć.
To wszystko pokazuje tylko, że gruntowne zmiany są konieczne. Ale w ramach istniejącej struktury. PiS takich zmian nie przeprowadza. Wyrzuca pieniądze w błoto. A można je było wydać właśnie na poprawę jakości edukacji.
Mam na mysli "fakultety". Wiekszosc przedmiotow maturalnych miala u mnie dodatkowe stale zajecia w grafiku, 1.5h raz w tygodniu po normalnych lekcjach, czyli na przyklad 13:30 konczylem normalny blok edukacyjny i nastepnie od 13:30 do 15:00 siedzialem na fakultetach przygotowujacych do matury.
Dlaczego nie mozna wprowadzic "fakultetow" w gimnazjum? Umowna ilosc godzin na dany przedmiot w tygodniu zawsze mozna zmienic.
Paudyn - ja tez mialem fakultety (rocznik 82), ale z tego co pamietam to nie byly zadne zajecia dodatkowe. One sie nazywaly fakultety bo kazdy mogl sobie wybrac zależnie od tego co chcial zdawać na maturze, ale to nie bylo tak, ze konczyl sie blok edukacyjny i mozna bylo isc do domu.
Dokladnie tak. Wybieralem to, co chce zdawac i potem uczeszczalem na fakultety. Jesli wybralem matme, to chodzilem na oddzielne zajecia fakultatywne z matmy, zwykle lekcje matematyki byly dla wszystkich. Jesli tego dnia nie mialem swoich zajec fakultatywnych, to jak najbardziej moglem isc do domu po zakonczeniu normalnych lekcji.
Generalnie chodzi mi o to, zeby w gimnazjum "pod egzaminy" tez uczony na "fakultecie/zajeciach dodatkowych", a nie na zwyklych lekcjach, bo potem wychodza takie kwiatki jak u pytanego licealisty, czyli praktycznie 2 lata zmarnowane.
Pisząc o "kołach", miałem na myśli również "fakultety". Nie ma czegoś takiego w podstawie programowej, więc to zajęcia dodatkowe, które zależą od dobrej woli dyrekcji i nauczycieli. Niektóre szkoły (samorządy) dają dodatkowe pieniądze na "fakultety", niektóre nie dają w ogóle, a jeszcze inne - tylko na wybrane przedmioty. Tego rodzaju zajęcia prowadzone były POZA normalnym, ustawowym grafikiem. W ogóle dosyć trudno jest takie stałe, nieobowiązkowe zajęcia wprowadzić. Z różnych względów:
- Dyrekcja nie może żadnemu nauczycielowi nakazać pracy za darmo. A niektórzy po prostu mają tyle obowiązków, że już na swoje barki więcej nie wezmą. Dotyczy to zwłaszcza nauczycieli przedmiotów egzaminacyjnych (polonista, matematyk). Pozostali mają mnóstwo wolnego czasu, ale oni przecież "fakultetów" prowadzić nie będą.
- Nie wszyscy uczniowie będą na takie zajęcia chodzić i nikt nie ma prawa ich zmusić. A zostawać w robocie po południu i czekać np. dwie godziny po zakończeniu pracy dla dwóch podopiecznych... Hmmm... To może lepiej z własnym dzieckiem spędzić czas? ;)
- Trudno uzgodnić plan zajęć z "fakultetami". To sprawia, że albo uczniowie czekają na dodatkowe zajęcia, albo nauczyciel.
- Nauczyciel w naszych czasach to nie dziewiętnastowieczny siłacz. Ma na utrzymaniu rodzinę i ceni swój wolny czas. Za darmo raczej nie pracuje, bo frajerów nasze społeczeństwo nie szanuje.
Można wprowadzić zajęcia przygotowawcze w gimnazjum, ale nie sądzę, żeby ktoś się zgodził na wpisanie ich do podstawy programowej, bo to jest w gruncie rzeczy przyznanie się do porażki systemu. Poza tym: jakiemu przedmiotowi "odebrałbyś" godziny. Polskiemu? Językom? Przecież to są przedmioty "egzaminacyjne". Wuefowi? Zdrowie najważniejsze. ;) Inne przedmioty w gimnazjum (ścisłe) i tak mają minimalną liczbę godzin. Tylko religia się nadaje do okrojenia. To jedyny przedmiot nauczany od początku do końca ścieżki edukacyjnej, i to w liczbie godzin większej niż niektóre przedmioty ścisłe (chemia, biologia itp.). A do tego często sprowadza się do oglądania filmów ("Pasja" hitem), wkuwania regułek i śpiewania piosenek przy akompaniamencie gitary. Dobrze jednak wiesz, że za rządów PiS-u (i za innych zresztą też) nikt religii nie ruszy.
I jeszcze jedno: w gimnazjum nie ma "fakultatywnych" egzaminów. Takie rzeczy tylko na maturze. Innymi słowy, przygotowywanie do egzaminów musiałoby być obowiązkowe dla wszystkich uczniów. Po co więc wydzielać z konkretnego przedmiotu jakieś "fakultety", skoro to samo można robić na normalnych zajęciach? I wracamy do punktu wyjścia: na normalnych zajęciach uczy się "pod egzaminy". ;)
a czy liczba godzin tygodniowo nie jest tu wazna? Ile jest teraz godzin zajec w tygodniu? Ja w czasach liceum mialem prawie 40 godzin w klasie profilowanej.
Bukary
Można wprowadzić zajęcia przygotowawcze w gimnazjum, ale nie sądzę, żeby ktoś się zgodził na wpisanie ich do podstawy programowej, bo to jest w gruncie rzeczy przyznanie się do porażki systemu.
Znaczy sie, ze "ego" jest wazniejsze od zdrowo funkcjonujacego systemu edukacji? ;)
No, bo jesli ani mojej 8-letniej podstawowce, ani w liceum nikt nie musial specjalnie przeznaczac lekcji w ostatniej klasie na przygotowywanie do czegokolwiek, a teraz funkcjonuja twory, w ktorych dwa lata z trzech to nadrabianie/przygotowywanie (powtorka, jak mniemam?) i nawet sami uczniowie bywaja tym faktem sfrustrowani, to chyba nie powiesz mi, ze o takie gimnazjum walczymy :/
Paudyn za twoich czasow to nie gminy placily nauczycielom pensje i nie gminy plakaly ze nie maja srodkow na dodatkowe godziny zajec.
W czasach mojej podstawowki, nawet nauczyciel Wu-Fu zostawal po godzinach lekcyjnych jako opiekun dzieciakow chcacych pobiegac za pilka.
Zdaje sobie sprawe, ze problem dotyczy wiecej, niz jednego szczebla, dlatego jestem ciekaw opinii i pomyslow kogos, kto siedzi w tym od srodka z tej drugiej strony.
Znaczy sie, ze "ego" jest wazniejsze od zdrowo funkcjonujacego systemu edukacji? ;)
Tak, "ego" ministra edukacji. Bo przecież o ministerialnych urzędnikach pisałem w tym wypadku, a nie o nauczycielach.
teraz funkcjonuja twory, w ktorych dwa lata z trzech to nadrabianie/przygotowywanie (powtorka, jak mniemam?) i nawet sami uczniowie bywaja tym faktem sfrustrowani, to chyba nie powiesz mi, ze o takie gimnazjum walczymy
Pewnie, że walczymy o lepsze gimnazjum. Ale szczerze mówiąc, nie za bardzo rozumiem, o co chodzi z tym dwuletnim przygotowywaniem się do egzaminu, o którym piszesz. Przecież przygotowuje się ucznia na każdych zajęciach, przez trzy lata. Dlatego właśnie "fakultety" w gimnazjum nie mają sensu. Zobacz, co napisałem w poprzedniej wypowiedzi.
Poza tym: co to konkretnie znaczy, że się przygotowywali do egzaminu przez dwa lata? Dwa lata rozwiązywali testy na zajęciach? Nie wierzę. Przygotowanie do egzaminu to proces, który nie polega wyłącznie na treningu testowym. Każdy element zajęć (w ramach przyjętego programu nauczania) jest w pewnym sensie przygotowaniem do egzaminu i nauki na wyższym etapie edukacyjnym. Weźmy taki język polski... Jednym z zadań egzaminacyjnych jest napisanie wypracowania. Wszystkie elementy prowadzonych przez trzy lata zajęć (kształcenie umiejętności poprawnego pisania, wprowadzanie zasad interpunkcji, rozbiór zdania, ortografia, interpretacja tekstów, kompozycja dłuższej wypowiedzi, podstawy retoryki i argumentacji, konteksty historyczne i filozoficzne itd.) w pewnym sensie stanowią przygotowanie do stawienia czoła takiemu "wyzwaniu". Podobnie jest na innych lekcjach.
Jeden rok dotyczyl wyrownywania poziomow, wspomnialem o nim na poczatku i potem poszedlem juz skrotem myslowym :P Pewnie stad zwiekszony nacisk na zadania testowe w ostatniej klasie, bo nie bylo czasu i miejsca na "plynna edukacje", o ktorej wspominasz.
Zastanawia mnie jednak ciągle, co miał na myśli ten twój uczeń, mówiąc o latach straconych, skoro przecież w gimnazjum realizowany był konkretny program nauczania, który jest konieczny do rozpoczęcia nauki w liceum. Załóżmy, że nie ma gimnazjum. Przecież w klasie 7 i 8 szkoły podstawowej uczeń też będzie realizował kolejne założenia programowe. I nagle nie uzna ich za lata stracone?
Bukary
Nie mam go pod reka, wiec bede zgadywal.
- jesli pierwsza klase siedzi i slucha o czyms, co jest mu znane, to uwaza rok za stracony.
- jesli znaczna czesc trzeciej klasy siedzi i uczy sie pod katem rozwiazywania testow, a nie nauki jako takiej (przeciez pozniej czeka go o rok krotsze liceum), to ma prawo uznac rok za stracony
Z pamieci o mojej sytuacji: w klasie 7 i 8 podstawowki omawiana sytuacja miejsca nie miala, w 1 klasie liceum rowniez nie, bo nauczyciele czesto rozpoczynali nowy program w oparciu o podstawy sprawdzane na egzaminie wstepnym, do zdania ktorego faktycznie wystarczyla pilna nauka materialu przerabianego w podstawowce.
Skad zatem wynika sytuacja zaistniala w pierwszej klasie gimnazjum? Roznie prowadzone programy w podstawowce? Z tego co mi sie kojarzy, to test wiedzy nie mial wplywu na przyjecie do gimnazjum rejonowego, moze wiec nie bylo wystarczajacej motywacji do przycisniecia uczniow? Moze po prostu programy podstawowka-gimnazjum-liceum sa zle skorelowane? Chcialoby sie super plynnego przejscia i kontynuacji edukacji na kazdym z kolejnych jej krokow, ale na te chwile to jednak chyba fikcja.
Mam po prostu wrazenie, ze stary system byl duzo bardziej "spojny", ale to takie moje przemyslenia po "zaslyszeniu" roznych opinii.
Masz rację: programy bywają "niedopasowane". Choć kwestia jest dosyć skomplikowana, bo repetitio est mater studiorum. Czasem trzeba pewne rzeczy powtarzać wielokrotnie. Zamiast likwidować gimnazja, można było "energię" roboczogodzin i pieniędzy włożyć w modyfikację programów nauczania. To jednak wymaga prawdziwych ekspertów i nie wiąże się z medialnym rozgłosem.
A teraz w kwestii 3 lat rozłożonych na wyrównywanie szans (1), normalną naukę (2) i przygotowywanie do egzaminów (3)... U mnie nie ma tego rodzaju problemu, bo zarówno "wyrównywanie szans", jak i "przygotowywanie do egzaminu" odbywa się w ramach "normalnej nauki". Poważnie. Rezultaty: po ostatniej sesji egzaminacyjnej moja klasa znalazła się w staninie "wynik najwyższy".
Wnioski: to nie gimnazjum jest do dupy, tylko niektórzy nauczyciele są do dupy. Rozwiązanie: zostawić gimnazja, a wziąć się za szkolnictwo wyższe. ;)
Jestem przeciwny likwidacji gimnazjów. Przejście z podstawówki do gimnazjum to był jakiś przełom dla ucznia a teraz będzie to wszystko tak pod sznurek. Władza (PiS) chce wszystko ujednolicić.
Cóż. Uskuteczniałem edukację na tyle wcześnie, że ominęły mnie i gimnazja i nawet matura po nowemu (całe szczęście). Zatem o zadach i waletach obu systemów mogę powiedzieć tyle, że wyjąwszy prawdę, iż szkoła jako taka to dla dziecka jedna, wielka i długoletnia trauma, system stary wydał mi się pozbawiony jakichś ewidentnych z punktu widzenia ucznia wad.
Skądinąd jednak wiem, że za każdą, zwłaszcza poważną zmianę istniejącego systemu, posiadającego przecież swoją niemałą bezwładność, płaci się cenę przynajmniej tymczasowego nasilenia chaosu, poślizgów, niezgrań, przeoczeń, prowizorki i dodatkowych stresów. Zmiana kursu kosztuje, im większa masa, im bardziej złożony system, tym więcej. Masę trzeba zatrzymać, przestawić na nowy tor i od nowa rozpędzić wedle nowej rutyny. Oby zatem zysk z reformy co najmniej kompensował owe koszta reformy. Polska jest zbyt często reformowana, w tę i we w tę. To ją wiele kosztuje. Nie jestem przeciwnikiem reform jako takich, ale jestem zwolennikiem podejścia "raz a dobrze", a przeciwnikiem reform nieprzemyślanych, pochopnych, z doraźnych powodów, nieproporcjonalnych do problemu a zwłaszcza - wynikowo daremnych, po których reformy nadal potrzeba. Czy to jedna z takich reform? Nie wiem. Ale obawiam się, że nie ostatnia, bo gdy tylko władza trafi w ręce zwolenników stanu dotychczasowego mogą zechcieć z przyczyn polityki doraźnej przedłużyć to uwsteczniające dreptanie w miejscu i zafundować Polsce kontr-kotrreformę.
system stary wydał mi się pozbawiony jakichś ewidentnych z punktu widzenia ucznia wad
Skoro tak, to chętnie się dowiem, jakie wady ma system obecny. Na przykładzie, dajmy na to, języka polskiego. :) A zatem?
Bo śmiem twierdzić, że nauczanie polskiego obecnie wyprzedza o lata świetlne nauczanie w moich czasach.
Bukary a stawiasz galy za interpretacje tekstu odmienna od Twojej wizji? Jesli nie to na plus :) D la mnie to wlasnie bylo najwieksza zmora jezyka polskiego;)
Nie ma jednej "poprawnej" interpretacji tekstu. Jesteśmy już po czasach dekonstrukcji. ;) Istnieją natomiast błędne interpretacje, niezgodne z intentio operis. Np. nie można powiedzieć, że "Stepy akermańskie" to utwór o radości, jaką czerpie podmiot liryczny z podróży. Ale już np. byłbym w stanie uznać taki lekki idiotyzm, że to utwór o pożyteczności zagranicznych wycieczek.
Nawet na maturze nie ma "jedynej poprawnej interpretacji". Wbrew temu, co twierdzą przeciwnicy tzw. "klucza".
Skoro tak, to chętnie się dowiem, jakie wady ma system obecny.
Ja w sumie też, bo nie wiem, tyle, co ktoś tam w newsach zapodał - jakoby, że za krótkie etapy nauczania, nie wiem, dlaczego. Pisałem - tyle tylko mogę powiedzieć, skoro ominęły mnie i gimnazja i nawet matura po nowemu.
Jestem przeciwny. Opieram sie na zdaniu ekspertow, a Ci nie pozostawiaja zludzen co do jakosci reformy edukacji. Jest przygotowywana bardzo slabo i odbije sie to na jakosci nauczania dzieci.
Opieram sie na zdaniu ekspertow
I tu leży pies pogrzebany. Niechęć PiS-u do ekspertów sprawiła, że forsuje szkodliwą "reformę" wbrew wszystkiemu i wszystkim. Niektórzy nie potrafią się pogodzić z tym, że istnieją ludzie mądrzejsi i lepiej znający się na rzeczy.
Wielkie ego Zalewskiej nasze dzieci odczują na własnej skórze.
W ogólnym rozwoju młodego człowieka to nic nie zmieni jedynie lekko może podnieść komfort psychiczny, gdyż nie będzie musiał skakać jak żabka z jednej szkoły do drugiej i na nowo przyzwyczajał się do nowej grupy rówieśników. To tyle w tym aspekcie.
Swiat sie zmienia. Obecnie na rynku pracy trzeba byc mobilnym i skakac jak zabka. Przekornie takie skakanie ze szkoly do szkoly przygotowuje tego mlodego czlowieka na to co go czeka :)
Co nie znaczy, że to poprawia komfort psychiczny danej osoby, bo jest też coś takiego jak przyzwyczajenie do środowiska w którym przebywamy. Młody człowiek w wieku podst/gimnazjalnym nie zwraca uwagi na to co dokładnie go czeka, bo tego po prostu jeszcze nie wie. Nie zapominajmy, że jest co raz więcej ludzi z introwertyczną osobowością i takiej osobie jest o wiele trudniej się zasymilować na nowo z rówieśnikami, co też działa w odwrotną stronę.
Prędzej czy później taka osoba i tak dojdzie do takiego stanu, gdzie będzie musiała skakać jak żabka żeby się po prostu utrzymać na tym świecie i się do tego przyzwyczai. Jest to też zależne od osoby, bo jednym fakt to może być na rękę, ale drugim już nie za bardzo.
Tyle się mówi, że szkoła powinna uczyć nie tylko przez wkuwanie, ale także niezbędnych umiejętności.
Jedną z nich jest zdolność adaptacji, bardzo przecież ważna nie tylko przy "skakaniu" po pracodawcach, ale w dużo większej liczbie sytuacji społecznych.
Tym bardziej, że wielu uczniów właśnie w zmianie otoczenia upatruje swojej szansy.
Ja pamiętam jak bardzo nie chciałem zmieniać swojej klasy z podstawówki, a jak w końcu poszedłem do gimnazjum to bardzo się z tej zmiany cieszyłem. Taka jest natura człowieka, że jak coś jest w miarę dobre, to boi się tego zmieniać, ale często potem ta zmiana wychodzi na lepsze. Taki jest mój punkt widzenia z poziomu byłego ucznia gimnazjum.
Ja swoją gimbazę dobrze wspominam mimo to różnicy dla mnie to nie robi :D Jestem ciekaw co będą czuć te osoby co lubią nadużywać zdania "Gimby nie znajo"
Drogi Gimnazjalisto! Nie powiódł Ci się egzamin gimnazjalny ? Nic straconego! Zapisz się do naszego Liceum. W ofercie mamy też kierunki, na które nie wymagamy wykształcenia średniego. Nie zwlekaj, skontaktuj się z naszym sekretariatem, adres ul. Malmeda 2, 15-440 Białystok, bądź telefonicznie: 796400477.
Co to da. pacany zmienią tylko nazwe--zamiast gimbus będzie co inne.
A jakbyście nie wiedzieli, na co idzie kasa w Ministerstwie Edukacji....
https://www.youtube.com/watch?v=NXVJtdz-suk
Zarąbiste spoty. ;)
A na dodatek Komitet Nauk o Literaturze PAN również pojechał po Zalewskiej:
http://www.knol.pan.pl/images/List-KNoL-w-sprawie-reformy-edukacji.pdf
To i tak nie ten sam poziom co strona internetowa dla bezdomnych za bagatela 49 mln złotych.
Seba, co to ma wspólnego z "reformą" edukacji?
Reakcja psa Pawłowa: skoro mowa o PiS, trzeba skrytykować PO? ;)
To i tak nie ten sam poziom co strona internetowa dla bezdomnych za bagatela 49 mln złotych.
Taaa... Jasne... Strona kosztowała tyle, a soft i sprzęt obsługujący 40tysięcy urzędników był za darmo.
8 letnia szkoła podstawowa w dłuższej perspektywie jest tańsza w utrzymaniu niż podstawówka plus gimnazjum, 1 rok w gimnazjum jest zmarnowany "" na dotarcie i przyzwyczajenie do nowego "". Przede wszystkim problemem dzisiejszych gimnazjów są zbyt duza liczba uczniów w klasie i to ma być zmienione.