Sprawa wygląda tak. Znajoma moja miała samochód który kupiła jako używany i korzystała z niego przez rok. W tak zwanym między czasie musiała dokonać jakichś napraw jak to bywa w przypadku samochodów z drugiej bądź trzeciej ręki.
Jako, że dostała inny mniejszy i bardziej ekonomiczny, swój stary postanowiła sprzedać. Wystawiła ogłoszenie w necie, po jakimś czasie pojawił się klient który samochód kupił. Umowa została podpisana, a także z tego co zrozumiałem jakiś świstek w którym gość został poinformowany o naprawach i stanie faktycznym auta w chwili zakupu.
Pi razy drzwi było to w połowie lipca. Gość sobie pojechał na wakacje nad morze i teraz na dniach wracając ponoć padła mu turbosprężarka z którą przez cały okres użytkowania samochodu przez koleżankę problemów nie było. On teraz żąda zwrotu pieniędzy od koleżanki powołując się na prawo które niby daje mu miesiąc na zwrot.
Powstaje w tym miejscu pytanie, czy facet próbuje ją oszukać czy faktycznie ma do tego prawo?
Pierwsze slysze o takim prawie, ale skoro gosc sie na cos powoluje, to powinien byc w stanie podac odpowiedni artykul odpowiedniego kodeksu.
Szybkie przeczesanie Google'a dało taki rezultat: http://www.auto-swiat.pl/eksploatacja/jak-odstapic-od-umowy-kupna-uzywanego-auta/b5v03t
Wychodzi na to, że może sobie gość nagwizdać bo znam ją i wiem że nic nie utajała. Sprzedawała samochód taki jak był w jej zakresie informacji. Turbina była sprawna a to że padła może wynikać przecież z faktu że zwyczajnie przyszedł jej kres albo sam nowy właściciel mógł jej pomóc..
Niech powoła się na prawo i odda sprawę do sądu. Jeżeli ma problem to sąd sprawę rozstrzygnie, od tego w końcu jest.
Czy ma prawo? Oczywiście tak.
Ja np. mogę uważać że jesteś mi winny 1000 zł.
Spróbujmy....
"Szyszkłak ---> masz tydzień na oddanie mi 1000zł, jesteś mi je winny a prawo mówi że jak jesteś winny to musisz oddać."
No i co zrobisz?
Jak będziesz cykorem to oddasz mi te 1000zł, jak będziesz mądry to powiesz "Do zobaczenia w sądzie"
Twoja znajoma powinna gościowi powiedzieć tak:
"Moim zdaniem wykonałam wszystkie elementy naszej umowy dotyczącej sprzedaży samochodu. Jeżeli ma Pan jakieś zastrzeżenia proszę zgłosić sprawę na Policję."
Podejrzewam, ze cokolwiek przyslugiwaloby tylko wtedy, gdyby znajoma celowo ukryla defekt i daloby sie to udowodnic, a tak - jak juz wspomnieli poprzednicy - zostaje mu droga sadowa :)
Tak jak poprzednicy pisza. Myślę że jakby znajoma celowo ukryla defekt i on potrafilby to udowodnić to wtedy ma szanse wygrać. Ale w tym przypadku jak turbosprężarka raczej ciężko to udowodnić po prostu miał pecha...
Albo auta na wakacje potrzebował i teraz próbuje przyciąć. Bo on żąda całości zwrotu kosztu zakupu i chce jej auto oddać.
Albo auta na wakacje potrzebował i teraz próbuje przyciąć. Bo on żąda całości zwrotu kosztu zakupu i chce jej auto oddać.
A nie nazywa sie przypadkiem Kuzniar? :D
Sytuacja jest bardzo prosta. Jak ma jakieś problemy, to niech idzie na drogę sądową. Gość po prostu próbuje zastraszyć dziewczynę, a jak będzie ją nachodził to niech sama pójdzie na policję z tym, że ją nachodzi. Tyle w temacie.
akurat padajacej turbiny to nie ukryjesz, wiec albo oboje nie maja pojecia jakie sa objawy umierajacej turbiny albo gosciu tak ostro przez miesiac poszalal ze ja poprostu rozpieprzyl, a to akurat mozliwe.
Generalnie gosciu to sobie moze palec w dupe wlozyc bo widzial co kupuje, jesli mu pasowalo i kupil to po ptokach.
Tak samo jest na Gieldach samochodowych, nie takie szroty ludzie nieobeznani tam kupuja i po podpisaniu umowy to moga sobie....
Troche inaczej sprawa sie ma z komisami, ale w takim przypadku jak ten, to nawet jakby kupowal z komisu to nic by nie ugral.
Akurat dzisiaj coś podobnego przeczytałem w Auto Świecie sprzed dwóch dni.
http://imgur.com/a/0YLQo
On teraz żąda zwrotu pieniędzy od koleżanki powołując się na prawo które niby daje mu miesiąc na zwrot.
Może zniszczył turbinę. Zasuwał autostradą, później zjechał na MOPa i szybko zgasił silnik.
Przecież w większości umów, jak nie we wszystkich, jest paragraf, który mówi o tym, że kupujący zapoznał się ze stanem technicznym pojazdu. Chyba, że ta umowa była jakaś dziwna i facet rzeczywiście niczego nie podpisywał.
czyli sprzedając cokolwiek w ogłoszeniu i umowie należny wpisać w rubryce stan techniczny: nie znany, chyba dobry ;) ? :)
A ty powolaj sie na 2 odwieczne prawa.
"widzialy galy co braly" oraz "po odejsciu od kasy reklamacji nie uwzgledniamy".
Za moich czasow to sie bralo samochod do mechanika na przeglad przed zakupem. A teraz widze ze mozna w ciemno brac, zepsuc i po miesiacu oddac.
Tosz to raj nastal w tej Polszy, brawo Ziobro i PIS!!!