Na razie żadna gra singleplayerowa nie wywołuje u mnie żadnych emocji, które powodowałyby wzrost tętna, nawet jak 3000 helikopterów na raz mnie zaatakuje i je zniszczę, to serce będzie spokojnie biło. Producenci gier przyzwyczaili nas, że w grach akcji musimy bezmyślnie zabijać tysiące przeciwników, jeden za drugim i to nie ma prawa nas szokować, wywoływać jakiekolwiek emocje, to standard.
Chcę was zapytać, czy są jakieś gry (nie muszą to być gry akcji, strzelanki), w których zabicie kogoś wzbudza jakieś emocje? Śmierć musiałaby być rzadka by ekscytowała. Jeśli ktoś z was teraz wyjdzie z domu, nocą i przejdzie się po niebezpiecznej dzielnicy z pijanymi dresiarzami, to serduszko zacznie wam bić mocniej. A jeśli wybijecie szybę w jakimś oknie, to już w ogóle serce będzie wam waliło tak, jakby 2 metrowego młota używało.
W grach takich emocji nie doświadczymy ale pojęliście o jakie gry mi chodzi. Kojarzycie jakiś tytuł, chociaż jeden? To nawet może być gra przygodowa point&click, nie musi być wybuchów, strzelanin, śmierci też nie musi być w ogóle.
Bzdury piszesz, wystarczy włączyć byle jakiego fpsa na najwyższym poziomie trudności i przy spotkaniu z większym bossem który bierze nas na hita, a my go na 5000 trafień to przy 4600 trafieniach serducho zaczyna bić naprawde szybko. Ot... przepis na tą twoją andrenalinkę tylko trzeba mieć troche zaparcia i chcieć.
Na mnie zrobiło wrażenie zabicie Sarevoka, nie chciałem tego robić, ale nie miałem innego wyjścia. Również zabicie Dartha Malaka potraktowałem bardzo osobiście. A i jako Jack Marston również bardzo emocjonalnie podszedłem do jednego zabójstwa, po drodze do chatki mojej ofiary zajeździłem dwa konie.
najbardziej dłonie pocą mi się chyba przy UFC, kiedy wiem, że przeciwnik ma ogromną przewagę nade mną, miażdży mnie i powala na deski co chwilę, a potem cudem udaje mi się wyprowadzić dobrą kontrę i wygrywam.
w ogóle przyspieszone tętno to raczej tylko gry sportowe i gry od From Software, bo w większości innych tytułów po śmierci/przegranej czeka nas po prostu wczytanie gry od ostatniego punktu kontrolnego.
Rainbow Six Siege. Raz na jakiś czas zdarzy się runda po której naprawdę przez chwilę zaczyna mi serce walić. To co jest niesamowite w tej grze, to że mam już ponad 100 godzin rozegrane, a w dalszym ciągu każe zabójstwo wywołuje ogromną satysfakcję.
Tak jak przedmówca wyżej. R6:Siege np. w momencie clutcha 1 vs 2-3 daje niesamowite emocje. :)
Z tego co pamietam to tamie wrażenie wywierał na mnie tez Fahrenheit, ale tam nie wiedzieć czemu bardzo mocno wszedłem w fabule.
Zagraj sobie w Ninja Gaiden (oprócz Yaiba i 3). Tam bycie zabijanym przez przeciwników podwyższa tętno.