Od jakiegoś czasu słyszałem o tym, że "znajomy znajomego itp" zapadał na dziwną przypadłość.
Otóż znikąd atakował ich ból kręgosłupa, który był na tyle silny, że powodował paraliż ciała- ponoć w niektórych przypadkach wzywano pogotowie. W wynikach nic nie wychodziło, a następnego dnia atakowała wysoka gorączka, która w żadnym przypadku nie przechodziła bez antybiotyków.
Uznawałem tego wirusa za mocno wyidealizowanego- aż do dzisiaj, właśnie wróciłem ze szpitala z dziewczyną.
Całe zajście miało miejsce, gdy podnosiła swoją torebkę, upadła z krzykiem na ziemię i nie mogła się podnieść, ani ustać. Pomasowałem jej plecy i trochę ból przeszedł, ale i tak była niemrawa, więc pojechaliśmy na pogotowie. Podłączyli ją do kroplówki przeciwbólowej, wyniki- które były po prawie 2h- niczego nie wykazały, powiedzieli (jak ponoć w każdym znajomym mi przypadku), że jeśli się to powtórzy to trzeba będzie ją zapisać do neurologa.
A teraz pytanie, czy ktoś się już zetknął z takim przypadkiem? Czemu nagle tyle ludzi miało coś takiego?
Żeby tylko to nie była jakaś nowa zła choroba :(
Nie zetknąłem się z przypadkiem tajemniczej choroby powodującej paraliże.
Nie słyszałem o żadnym wzroście zachorowań na "tajemniczą chorobę" neurologiczną.
Ale też nie słucham pieprzenia o znajomych znajomych bo to najszybsza droga do uwierzenia w kompletną bzdurę. Tak jak szukanie pomocy medycznej w internecie zamiast u specjalisty.
Przyczyn nagłego bólu, niedowładu, pleców może być kilka i nie koniecznie musi być to złowieszczy wirus dziesiątkujący grono twoich znajomych.
Edit. nie bardzo też rozumiem dodanie przez ciebie stwierdzenia "że wyniki były po prawie 2h godzinach", brzmi to tak jakby to było długo.
Antybiotyki nie niszczą wirusów - wiem to może dla ciebie być szokująca informacja.
Ja ci wytłumaczę tą epidemię.
Jedynymi mięśniami, stawami i ścięgnami jakich używa obecnie większość młodych ludzi to organy potrzebne im do pisania wiadomości na smartfonach i jakikolwiek inny nagły ruch powoduje naciąganie nie przyzwyczajonych do pracy mięśni.
Efekt jest taki jak opisałeś nagły przeszywający ból który mija z czasem.
Drugim możliwym powodem jest również brak ruchu, nerwy rozchodzące się pomcałym ciele są uciskane przez długie wymuszone pozycje np. przy komputerze, to również daje podobne objawy.
Co do kroplówki na pewno nie dostała środków przeciwbólowych w takiej formie, bo tak się robi jak komuś nogi pourywa. Pewnie dostała coś na wzmocnienie.
Zresztą nic, pewnie wszystko zmyśliłeś, dziewczynę, to że jej masujesz plecy itd.
Faktycznie może na dzień dobry nie dadzą kroplówki, ale jak już mniej więcej wiedzą co w trawie piszczy to jak najbardziej. Sam całkiem niedawno byłem na SOR i dostałem koktajl w żyłę co prawda po zaledwie 8 godzinach siedzenia na miejscu i badaniach ale zawsze :)
Ah jak ja lubię jak od razu bierzesz ludzi za idiotów!
btw gdzie kupowałeś okularki cynika? Przydałyby mi się do rozmowy z tobą i tobie podobnymi.
Dziewczyna bardzo wysportowana, z telefonu korzysta sporadycznie- gdyby była podręcznikową osobą "młodą" to raczej bym z nią nie był.
A antybiotyk zabija całą florę bakteryjną naszego ciała.
Przykro mi, że oceniasz ludzi patrząc po sobie, żyjąc z matką w wieku +40... no ale skądś ta zgryzota musiała się wziąć :\
U mnie w rodzinie był przypadek jak to określali "grypy kręgosłupa".
Szpital, dwa miesiące w gorsecie. Dokładną nazwę z karty za miesiąc maks mogę podać.
Long ==> Tu przypadek to jest chłopak +10km co dwa dni, codzienne rundki w tenisa :) Pudło ;) Ale dla innych 99% jasny wyrok mimo wszystko - komp itp. :)
legrooch-> co dni ponad 10km plus codziennie tenis? przeciazeniowe sporty na nerwy i sie dziwisz?:) jesli ktos przegina, to pozniej sa takie efekty.
Nie zetknąłem się z przypadkiem tajemniczej choroby powodującej paraliże.
Niestety są takie choroby, i niestety nie kończą się tak dobrze jak w przypadku dziewczyny autora tematu.
Tutaj wybrał bym się szybko do neurologa, wyprosić skierowanie na rezonans w trybie pilnym i na badania.
To że jest neuroborelioza, SM czy inne choroby neurologiczne powodujące niedowłady, paraliże to ja wiem, że są. Chodziło mi konkretnie o "tajemniczą chorobę" o której piąte przez dziesiąte wspomniał autor. To co natomiast opisał wygląda na przypadek wypadnięcia dysku. Oczywiście lepiej się przejść nawet do prywatnego gabinetu i się dowiedzieć więcej.
Zgadza się, jest masa chorób o charakterze neurologicznym, jednakże i tajemnicze choroby także potrafią się trafić.
Z własnego doświadczenia wiem że takowe zjawiska się zdarzają, a co dziwniejsze jest skutek bez ustalonej przyczyny.
Oczywiście że są takie choroby, są tysiące dziwnych schorzeń, tyle że nie ma to wiele wspólnego z pierwszym postem w tym wątku.
Opis choroby:
- kładziesz totebkę na ziemi
- podniesiesz torebkę
- wirus atakuje
- padasz z krzykiem
- partner cię masuje
- udajesz się na pogotowie
- dostajesz środki przeciwbólowe (lub sól fiziologiczną - zależnie od wersji)
- po 2 godzinach wirus znika
- dostajesz poradę
- idziesz opowiadać znajomym o śmiertelnym wirusie kręgosłupa
Dzisiaj dziewczyna ma 38,8 gorączki, oprócz wczorajszego przypadku nic na to nie wskazywało, dziwne, że póki co wszystko się sprawdza co mówili znajomi :(
Skoro gorączkuje to rura na SOR a nie na forum siedzisz. Tylko karetki nie wzywaj a sam z nią jedź.
BTW. Słusznie Ci Longwinter uwagę zwrócił odnośnie tego, że antybiotyki nie zwalczają wirusów. Sam o wirusach i o tym, że kobieta dostała na swój stan antybiotyki napisałeś. Teraz piszesz coś o bakterii.
Nie dostaje się gorączki z podnoszenia torebki.
Może po prostu jest chora na grypę lub coś innego wirusowego a incydent z "torebką" to przypadek bo była w złej formie.
Możesz teraz zrobić dwie rzeczy, możemy nadal sobie dyskutować o krwiożerczym torebkowym wirusie / bakterii albo twoja dziewczyna może iść do lekarza.
Nie, nie musi iść na pogotowie, bo nie ma ku temu przesłanek. Niech idzie do przychodni, nie będzie tyle czekać. Może iść prywatnie to przyjmą cię od razu.
Oczywiście jeżeli dziewczyna istnieje.
Jeżeli jest chora lekarz wypisze jej skierowanie do szpitala. Bo ludzi się leczy w szpitalu nie na pogotowiu.
Tak, zapalenie może powodować ostry ból mięśni, stawów itd. Zapalenie opon również.
I tak, kolega może nie ściemniać, że antybiotyk nie pomógł na zakażenie wirusowe.
Bo jak już napisano - antybiotyk działa na bakterie, a wirus to nie bakteria i ma antybiotyki w trąbce.
W każdym razie, zdrowia dziewczynie życzę. Osobiście to jak się nic poważnego nie dzieje, to bym na ibuprofenie czy aspirynie dzień czy dwa w domu przeleżał. Ale może rzeczywiście rozsądniej będzie zahaczyć o rodzinnego.
Ciekawostka: U dzieci ok. 90% zakażeń to wirusy, więc ostrożnie z tymi antybiotykami bo są jeszcze lekarze, którzy na katar je zapisują.
Ciekawostka 2: Są dostępne szybkie testy, które po wymazie z chorego gardła jednoznacznie wskazują czy to zakażenie bakteryjne czy nie. Koszt jednego to ok 8-12 zł. Antybiotyk, który w ogóle może nie działać - nawet kilka razy tyle. Oczywiście nigdzie się z robieniem takich testów nie spotkałem. W aptece też nie można na sztuki kupić.
Odnośnie zapisywania na wszystko antybiotyków to widziałem dokument swego czasu odnośnie krajów europy zachodniej gdzie takowe rozwiązanie się stosuje na potęgę. Lekarze zapisują czy to z lenistwa czy pod presją pacjentów przekonanych, że antybiotyk to remedium na wszelkie infekcje - tak czy siak efekt jest tego taki, że rośnie nam grupa bakterii lekoopornych - największym problemem był jak dobrze pamiętam MRSA czyli gronkowiec złocisty. Wszystko jest to przerażające o tyle, że nie ma też w najbliższym czasie szans i perspektyw na wynalezienie nowego antybiotyku.
Jesteś pewien Szyszkłak - bo na zgniłym zachodzie, wychodzi się wręcz z założenia, że organizm leczy się sam, można ewentualnie łagodzić skutki paracematolem ;)
W UK antybiotyk to chyba by musieli mnie wnieść do lekarza.
Generalnie o ile na początku byłem zszokowany, teraz traktuję to jak normę. Ba leczenie objawowe przedkładam nad leczeniem przyczynowym. Przez 10 lat na uchodźctwie antybiotyk brałem ze 2 razy (polski lekarz), w Polsce ze 2-3 razy w roku. Za to przestałem się kilka razy w ciagu roku przeziębiać ;)