Najlepszy film romantyczny tych walentynek – recenzja Deadpoola
Dobra recka, zaskakująco stonowana. Osobiście uważam, że Deadpoolowi należą się jednocześnie większe zachwyty i ostrzejsza krytyka. Oto super-but-not-a-hero jakiego bowiem wyczekiwałem od dawna! Dwugodzinna masturbacja siarczystymi żartami, bijatykami, seksem i popkulturową sieczką. Nieskrępowana zabawa, chimifuckinchangas!
Tak z głowy i na gorąco po seansie - UWAGA NA SPOILERY:
Zachwyty:
+ Odwaga na stworzenie takiej historii -0 myślę, że ostatecznie timing powstania Deadpoola jest idealny (szczyt boomu komiksowych ekranizacji), ale i tak kudos, że studio pociągnęło za spust.
+ Ryan Reynolds i kapitalny strój - to już jest życiowa rola Reynoldsa, spokojnie naznaczy jego karierę. Świetna gra głosem, dystans, autoironia względem siebie. Kreacja Deadpoola to bez żadnych wątpliwości największy atut filmu.
+ napisy początkowe - pierwsze minuty filmu, czyli tzw. haczyk, który ma widza przekonać do reszty - strzał w dziesiątkę - jest humor, ironia, akcja i tempo.
+ "ludzka" strona historii - wątek romantyczny (pomimo mdłej Moreny, osobiście nie jestem jej fanem) to faktycznie jedna z lepszych miłosnych historii na walentynki. Dwójka spaczonych, ale pozytywnie zakręconych ludzi, która dopełnia się jak ta wspomniana koślawa układanka.
+ Ajax - karykatura, a jakże, ale Ed Skrein posiada tonę ekranowej charyzmy.
+ robili co mogli przy stosunkowo niskim budżecie, co wyraźnie czuć (brak końcowej strzelaniny wynikł z braku pieniędzy. Scenarzyści mówili, że to właśnie dlatego Deadpool "zapomniał" swoich broni z taksówki). Bardzo na plus jeśli chodzi o akcję: świetny, intensywny podkład dźwiękowy Junkie XL (Mad Max Fury Road, pora zapamiętać ten pseudonim, wróci jeszcze w Batman v Superman razem z Hansem Zimmerem), brutalność (of course) i choreografia (jeśli dobrze kojarzę to człowiek od serialowego "Daredevila" pracował nad walkami) choć często ucieka się do mocno dynamicznego montażu. Czuć jednak że eksplozje i ogólny wygląd to niższy stopień zaawansowania. Następnym razem już kasa posypie się odważniej.
+ humor i meta-nawiązania - tak jak wspomniano w recenzji, żartowanie z liczby członków X-Men i McAvoy/Stewart to perełki, a na plus także rozliczenie się z Deadpoolem z Originu i zaszytymi ustami (kilkukrotnie wracający gag)
+ masa popkulturowych nawiązań, tak do Batmana jak i Avengers i Spider-mana, ale też Liam Neeson i seria Taken. Cała paleta różnych humorów.
Zarzuty:
- brak fabuły, tzn mamy tu tylko wątek miłosny, origin i historię zemsty (duży plus jednak za nielinearną konstrukcję na początku, inaczej film byłby przez 1/3 względnie "normalny" a potem odlot. A tak utrzymali wysokie tempo i logikę historii.). Żebyśmy się dobrze zrozumieli, nie robię z "braku fabuły" specjalnego zarzutu, bo tak jak pisze Czarny Wilk ona spełnia swoje zadanie katalizatora żartów, ale w filmie brakuje też kontekstów - skąd postacie czerpią informacje, jak faktycznie działa ten program, dlaczego końcówka filmu dzieje się na statku/transportowcu, itd. itp. Jest bardzo prosto, wręcz niedorzecznie prosto, ale na "lepszą" historię przyjdzie czas w sequelach.
- niewykorzystany potencjał TJ Millera - jego Weasel to faktycznie w zasadzie jest cameo, a powinien/mógł mieć większą rolę -aktor wprawdzie sam mówił, że celowo jest stonowany i stanowi kontrast dla Wilsona, ale myślę, że część z jego improwizacji i wygłupów jeszcze zobaczymy w wersji Directors Cut.
- film nie demontuje "origin story", a jest wręcz bardzo wierny ramom tego podgatunku (łącznie z klasyczną sceną szycia kostiumu). Myślę, że twórcy spokojnie mogli jeszcze silniej docisnąć gaz do dechy i odważniej wykorzystywać łamanie czwartej ściany i naśmiewanie się z współczesnego Hollywood. A tak rzeczywiście jest to nieszablonowa, przewrotna "super-hero-story" ale głównie z racji na postać Deadpoola i kategorię R. Jeśli chodzi o dekonstrukcję fabularną superbohaterskiego mitu to wciąż wyróżnić można raczej "Watchmen" i ... "Iniemamocnych" Pixara. Z drugiej strony to też jednak atut, bo "Deadpool" nie przekracza granic autoparodii, tzn cały czas jest zwarty i paradoksalnie realistyczny. Pod tym kątem łatwiej będzie go w końcu dopasować do X-Men - a teraz to już pewnik, kwestia czasu.
Kilka "ale/uwag" do tekstu:
- erotyka: faktycznie nie jest jej dużo, wykorzystali ją z umiarem i to na plus. Ale jest też scena w strip-clubie (faktycznym strip-clubie w Vanocuver, nie na planie, Stan Lee kozak) w której są i piersi na prawo i lewo, i waginę też można dostrzec. Zresztą penisa pokazywał i Reynolds, nie trzeba było specjalnie się dopatrywać. Sceny seksu także na plus, bo odważne, dosadne, ale nie wyuzdane.
- twórcy faktycznie podeszli z założeniem ilości i różnorodności żartów, scenarzyści Rhett Reese Paul Wernick mówili w wywiadach, że sięgnęli po paletę jak najróżniejszych humorów i cieszyli się jeśli 7/10 zaprezentowanych żarów rozbawi widza (dla każdego może to być inna siódemka). Nie wiem czy taki odsetek osiągnęli, ale ja na pewno ubawiłem się z więcej niż połowy żartów. Na głos śmiałem się co prawda kilka razy tylko, ale słowo daję, że przez 90% filmu siedziałem z uśmiechem na twarzy. Pod koniec autentycznie bolały mnie mięśnie twarzy. A co do różnorodności humoru to chyba jednak na plus, bo bywało czerstwo, ale każdy mógł wyciągnąć coś dla siebie. Przykładowo: pojawił się gag z meblami, dla mnie i większości raczej niezrozumiały, ale była u mnie na sali grupka osób, która miała z tego potężny ubaw. I w szerszej perspektywie to jest cool.
- napisy z ograniczonymi przekleństwami - często pojawia się kwestia tłumaczenia - ja nie mam w zasadzie żadnych uwag co do jakości tłumaczenia bo rzadko się napisami posiłkowałem. A to dlatego, że zraziły mnie na początku kiedy unikano lub łagodzono przekleństwa. Nie lubię takiego zabiegu, jak pada "fuck" to ma być "k**a", "fucking" --> "pie****ony", a nie "pieprzony". To taka rzecz, która mnie osobiście irytuje. Wiem, że później już przekleństwa się sypały i jak już zerkałem na napisy to było wszystko okej.
- "Na pewno lepsza niż Jeszcze Jedna Polska Komedia Romantyczna Z Tymi Samymi Aktorami." Jeszcze niedawno zgodziłbym się w ciemno, ale niedawno "Listy do M 2", a teraz "Planeta Singli" zbierają naprawdę dobre, zaskakująco pozytywne recenzje. I to zewsząd, od osób po których bym się tego nie spodziewał. Więc to brzydkie uogólnienie na koniec recenzji bym wyrzucił, nie ma co demonizować :)
spoiler start
- PS - to nawet dwie sceny po napisach, całkiem zabawne, szczególnie, że Deadpool 2 już dostał zielone światło. A do roli Cable Tim Miller chce ponoć Jona Hamma. Jestem zaintrygowany.
spoiler stop
20th Century Fox znalazł swojego następcę Wolverine'a i teraz już kasy nie braknie. Jeszcze za Gambita trzymam kciuki i będzie gitara.
I na koniec - wersja Directors Cut. Byłem początkowo zły, że od razu pojawiły się doniesienia, że powstanie, ale teraz jestem jej ogromnie ciekaw. To może być zaledwie 7 minut więcej (Tim Miller mówił, że mniej więcej o tyle różnił się pierwsza wersja od "final cut") ale mają też ponoć sekwencję w Meksyku. Mam nadzieję, że wykorzystają maksimum materiału i to nie tylko wulgarność podkręcą, ale i postacie i fabułę rozbudują.
Seans zaliczony. Odczucia mam bardzo podobne, więc swojej recenzji pisał na GP nie będę, żeby nie powielać pozytywnych opinii. Za jakiś czas natomiast spróbuję ukręcić coś w stylu "wszystkie nawiązania i easter-eggi".
Filmowy Deadpool wyszedł ekstra. Wszystko było na swoim miejscu. Niespecjalnie mam się do czego przyczepić, bo tak naprawdę wszystko zrobiono tu jak należy. Komiksy z DP przeczytałem tylko 2 (ale oba mi się strasznie podobały) i całość oceniam jako nieszczególny znawca. Umiem jednak docenić nawałnicę popkulturowych żartów, przemoc, zabawne dialogi, odpowiednio dawkowane przekleństwa i ogólny klimat. No i sprytny plan, by niezwykle prostą historię poszatkować chronologicznie dla polepszenia odbioru filmu, udał się wyśmienicie. Takiego Deadpoola nam trzeba. Oklaski i podziękowania dla Ryana.
świetnie się bawiłem na seansie.
Pomimo pełnej sali kinowej dało sie odczuć że dużo osób w wieku mocno licealnym nie łapie żartów Deadpoola, bo większość zabawnych kwestii Wade'a spotykało się z zerową reakcją publiczności, oh well...ich strata :)
ps. czołówka to mistrzostwo świata :)
@VenomP23: Przede wszystkim, dzięki za tak długi i merytoryczny komentarz, miło czasem takie rzeczy pod swoim tekstem zobaczyć ;) Co do uwag:
- erotyka: faktycznie nie jest jej dużo, wykorzystali ją z umiarem i to na plus. Ale jest też scena w strip-clubie (faktycznym strip-clubie w Vanocuver, nie na planie, Stan Lee kozak) w której są i piersi na prawo i lewo, i waginę też można dostrzec. Zresztą penisa pokazywał i Reynolds, nie trzeba było specjalnie się dopatrywać. Sceny seksu także na plus, bo odważne, dosadne, ale nie wyuzdane.
Mnie jakoś ta scena w strip-clubie wcale nie wydała się jakoś nadmiernie epatująca nagością - było sporo nagich ciał, ale że nie było tam żadnej sceny seksu, to nie wydało mi się to przesadzone
- żarty - ogólnie bawiłem się też nieźle, ale na przykład jak słusznie zauważył ktoś na Avalonie, tak naprawdę poza FRANCIS!'-em zabrakło czegoś, co na dłużej zostałoby w pamięci i co geeki jak my moglibyśmy używać w różnych sytuacjach i co na stale weszłoby w kanon popkulturowych powiedzonek.
- nie zwracałem większej uwagi na nadmiar/niedomiar przekleństw w napisach. Kilka razy na pewno mi jakieś brzydkie słówko mignęło.
- nie wierzę, że jakakolwiek polska komedia romantyczna może się udać. I recenzje też mnie nie przekonują, bo średnio raz na rok na walentynki pojawia się jakaś z dobrymi recenzjami, która jak człowiek się odważy obejrzeć okazuje się takim samym krapiszczem jak wszystkie inne. Nie dam się tu przekonać, Polacy nie umieją w romantyczne komedie i już ;)
W wolnej chwili zapraszam do mojej obszernej, spoilerowej recenzji tutaj:
http://naekranie.pl/recenzje/deadpool-recenzja-spoilerowa
Czarny Wilk -> z tym, że tutaj 3/5 scenarzystów to zagraniczne nazwiska, więc film nie taki polski :D
Po seansie mogę napisać, że film dobry, taki na ósemkę.
Z pewnością nie jest to dycha. Ogólnie pierwsze 30-40 minut jest świetne - mniej więcej do momentu jego powrotu do mieszkania po akcji. Plus momenty poszukiwania Francisa (nie wiem co jest bardziej seksistowskie, uderzyć was, czy oszczędzić?! :D )
Potem film niestety staje się trochę głupawy i momentami nachalny, plus staje się takim zwykłym kinem akcji.
A już końcowa scena walki jest zrealizowana kiepsko, bardziej mnie interesowała walka C z babą, niż Samego DP. Raziło mnie też to, że pomimo regeneracji tkanek i kategorii R praktycznie wszelkie kule mijały go daleka. Noż kurna, przecież on nie jest kuloodporny, nie ma też zwinności Spidermana. W pierwszej walce po wychyleniu się dostał kulę w dupę by potem swobodnie biegać sobie pomiędzy 15 ziomkami. Kiepsko.
Plus polskie tłumaczenie jest momentami tragiczne. Tu mam wrażenie, że oglądałem zupełnie inny film bo w kilku momentach zupełnie co innego było napisane, niż wynikało z kontekstu.
Arcydzieła nie stworzono, ale i tak wyszło znacznie lepiej niż się spodziewałem – i dość dobrze, by nie żałować czasu ani pieniędzy przeznaczonych na seans. TAK
Film jest wspaniały. Banan na twarzy od początku do końca seansu.
Mam nadzieję, że skoro Deadpool tak dobrze się ogląda i zarabia na siebie pieniądze, wytwórnie zauważą, że wypuszczenie filmu z kategorią wiekową R nie oznacza niskich przychodów. PG-13 skrzywdziło by ten film niemiłosiernie.
@Roniq: Już zauważyli. Coraz głośniej krążą plotki o R-ce dla trzeciego Wolverine'a. Tak jakby to brak krwi był największym problemem dwóch poprzednich.
[8] "Noż kurna, przecież on nie jest kuloodporny", właściwie to jest, regeneruje się tak samo błyskawicznie jak Wolverine.