Może to tylko sytuacja lokalna ( piszę o Warszawie i swoich bliskich okolicach) .. ale nie widzę sensu w istnieniu 70% małych sklepów, w tym i stanowisk na bazarze..
Ma wkrótce wejść populistyczny podatek na rzecz molochów.. a "mali przedsiębiorcy" nie chcą chyba wcale mieć pracy ...
Z absurdów jakie można było dojrzeć u mnie:
-likwidacja połowy produktów spożywczych i postawienie lodówek z piwem - co może i rozsądne by było gdyby nie świat alkoholi (24h na dobę z rozlicznymi promocjami gdzie u jednych np harnaś u nich 2,50 w świecie 1,99) nie był 3 (trzy) metry od nich
-obsługa, z serii ja tu na siłę, a co mi dupę męczysz, warcząca czy..
- towary nie liczę ile razy trafiły się produkty po terminie ważności czy warzywa nie do spożycia ( któregoś dnia np. dostałem zapleśniałe ogórki kwaszone na bazarku ( nie chciało mi się stać do sklepu gdzie zawsze kupuje)
- jak proszę o 3 kg kartofli to nie 5,5 ( bo hi-hi mi się tak nasypało) z wędliną podobnie
- słyszałem o osobie co jak była propozycja kupna towaru 4+2 w promocji - wyrywało przed podaniem towaru te 2 sztuki bo to tylko dla dużych sklepów :D
--cena, ja wiem koszty sa inne ale jak jedno średni powierzchniowy sklep w okolicach może mieć cenę jaką na opakowaniu (albo czasem niższą ) np. Cola za 4,99 , a mały sklep pod blokiem 7,50 i się dziwią że ludzie wolą pójść 100 metrów dalej
- ograniczanie asortymentu to prawie pustych pólek i brak możliwości zamówienia czegokolwiek
To szczerze wole pójść do jakiejś Pelcowizny, Biedronki czy nawet supermarketu...
Widze że #warszawatakapiekna :D
W takim razie zapraszam na Śląsk gdzie towarów od zaje..... a cola nie kosztuje 4,99 ani 7zł tylko 2,19zł za 2L baniak Coli wiśniowej (biedronka)
Po drugie nigdy nie spotkałem sie z kupnem przeterminowanych produktów :P
Rogacizna mówię o oryginale Coca-coli nie stonkowej ( w Wawie za nie całe 2,60 wiśniowa)
Na tym też polega 'urok' małych sklepów i targowisk, że sobie idziesz tam, gdzie lubisz, a nie jesteś skazany tylko na jeden duży sklep. To chyba jasne, że w tradycyjnym handlu nie będziesz miał wszędzie tego samego korpo standardu, bo co sklep, handlarz i właściciel to inaczej jest.
Zresztą jeśli w twojej okolicy nie ma żadnego normalnego masarza i jesteś skazany na mięso i wędliny tylko z marketu to współczuje.
Fakt że ba bazarku ździebko drożej, jak się nie chce szukać. Za to kerfury i biedry tradycyjnie zapchane przed 3Króli, ogonek do kas zawinięty dwa razy. I wszędzie słychać rosyjski, ohyda.
Pierwszy post - "Plus sto"
W moim osiedlowym sklepie u "lokalnego kupca-franczyzobiorcy polskiej kupieckiej sieci" drożyzna jest taka, że włosy staja dęba. Z niektórymi cenami odlecieli w kosmos tak daleko, że mijają już Plutona. Szczęśliwie mamy obok dwa paskudne markety i dwa zaborcze dyskonty. W markecie dostaję większość rzezcy i to tanio. Poza wędliną i mięsem, te lepiej kupić na pobliskim targu - a nie "u kupca", zamawiane często na zapas i stare...
U mnie w pobliskiej miejscowości parę kilometrów od granicy Poznania, jest co sobotę targ na którym można dostać wiele lokalnych produktów w cenach mogących konkurować z cenami ze sklepów wielkopowierzchniowych. Jajka kurek zielononóżek, szare renety czy miód z lokalnej pasieki, a jak się wie gdzie i jak zapytać to i domowy smalczyk z pod lady czy kiełbasa ze świniobicia się trafi.
jest w tym cos racji
do osiedlowego ide wtedy, gd nie mam innej opcji, wedliny, ser i chleb kupuje w bacowce, reszte dowozi mi tesco
To gdzie mieszkasz? :)
bo patrząc że to wątek mający upust zjawisku od kilku lat widzianemu :P
Szczerze to po wędlinę i warzywa to z chęcią chodzę na warzywniak i do mięsnego typu pamso, bo tam faktycznie towar jest lepszy i świeższy, ale już reszta jak np. coca cola czy zwyczajna śmietana to wolę iść kawałek dalej do kerfura gdzie jest w miarę czysto i colę kupię za nawet 4zł a nie za 7zł a śmietanę wybiorę taką jaką potrzebuję a nie najdroższą i to z przebiciem, nie po to się marnuje czas na zarabianie pieniędzy żeby potem wywalać coś z błoto.
Druga sprawa, markety (zwłaszcza biedra) ostatnio bardzo poprawiły stan czystości w sklepie i jest tam całkiem przyjemnie, podczas gdy praktycznie każdy spożywczak (nie sieć jak żabka) jest zwyczajnie brudny, wybór marny a ceny jak już wspomniałem.
Jak ktoś mówi, że woli chodzić i wydać pieniądze w spożywczaku celowo je marnując bo "nie będzie nabijał kabzy zagranicznym firmom" to dla mnie jest niespełna rozumu i tyle.
ale wiesz, emeryt kupi kajzerkie po 0.25, najtańsze mleko uhate, to co go obchodzi, że u kupca majonez Winiary do siedmiu zł dobija, a u żyda z marketu ledwie do pięciu :P
- chleb biorę tylko w "Grzybkach" albo "Oskroba", gówna marketowego kijem bym nie tknął
- ogórki z bazaru - wolę dopłacić 2 zł na kg i mieć takie kiszone, że sklepiki, bronki czy kerfury mogą jedynie possać... ogórka
- wędliny i mięso to samo, nie wyobrażam sobie kupienia gdzieś indziej niż na lokalnym bazarku (czasem pod halą mirowską). W markecie kiełbasa sama się zwija ze wstydu a szynka podskakuje i szczeka.
- nabiał (sery) podobnie - tylko targowisko, marketowe co by to nie było wali gorgonzolą na kilometr
- napoje i alkohol w markecie :P (nie wiem po co to stoi w budkach z warzywami, sklepach i sklepikach (dla dekoracji? paskudny gust :))
- mydła, szampony, chustki itp Rosman. Do hipermarketa nie chce mi się biegać aby zaoszczędzić 5 zł
Sklepiki osiedlowe to pozostałość po latach '90 gdzie supermarkety to były popłuczyny po komunistycznych Społem a hipery były w powijakach.
Jakiś taki Społemowy widziałem na Bródnie przy Chodeckiej, wlazłem po coś do picia, w środku 3 klientów, 12 półek i 12 sklepowych, w fartuchach od babć klozetowych, pilnujących tychże półek. A na nich ot co każdym innym sklepie tylko 10-15% drożej. Podłoga chyba z potłuczonej glazury a sklep wysoki w którym piździ jak w kieleckim.
15 lat temu duży bazar przy Broniewskiego gdzie wszystko można było kupić i to za rozsądną cenę. Dziś to miasto duchów przez które chyba nie da się przejść bo można dostać w ryj od jakiegoś menela albo zabić się o stertę pustych "małpek". 90% to drewniane pustostany nadające się tylko na podpałkę do pieca... albo i nie bo może śmierdzieć...
Na mieście można jeszcze spotkać sporo pustych blaszaków (jak np. ten: http://tustolica.pl/budka-widmo-na-kasprowicza-zostala-tylko-cena-po-cebuli_68488 )który chyba służy tylko jako ściana pisuarowa dla styranych, podchmielonych panów wracających do domciu. Coś jak tu obok --->
Co mnie jeszcze denerwuje? Alkohole 24h co rzut kamieniem. Po kiego ch...?
No ale to nie o tym tu chyba i trochę zboczyłem z tematu. :)
Wszystko rozumiem i ze wszystkim sie zgadzam, ale...
"nabiał (sery) podobnie - tylko targowisko"? :O
Przy...ł pan żeś jak dzik w sosnę... chyba ze w stolycy na targu sprzedają serowe specjały po 50 zł/kg, minimum... :)
oczywiście, że osiedlowy bazarek. Ceny nieznacznie wyższe ale taki Zamojski czy Morski - mniam. Towar do wieczora mu schodzi.
Kiedyś czekałem na sprzedawce jakieś 3 minuty, kupowałem przez 1 minutę w tym czasie przeprosił mnie chyba z 5 czy 6 razy. Andrzej Strejlau też tam bierze :P
Kerfur Market chyba leżakowane w wytwórni a potem tyle samo w sklepie. Bo mało ludzi kupuje? Kilka razy w tygodniu tam chodzę u nikogo nie widziałem zawiniątek papierowych z wędliną czy serem...
Sprzedawczynie chyba tam karę odbywają bo mają taką minę.
Nie no, come on. Ja mieszkałem przez rok w Warszawie na Starym Mokotowie (w sumie to dwa lata, ale raz w lepszym miejscu), ulica. Narbutta. Najbliższy supermarket 700 metrów ode mnie, dookoła tylko 5 małych sklepików. Refleksje?
JEB**Ć MAŁE SKLEPIKI
Ja wiem, że polska, ja wiem, że wspieram lokalną przedsiębiorczość. Ale umówmy się, te małe sklepiki na Mokotowie to była jakaś masakra. Za butelkę 2l Coca Coli płaciło się ponad 6 zł, każdy serek, jogurt, etc. kilkadziesiąt groszy droższy, ciasno, nie bardzo jest jak się poruszać po sklepie, a jakaś franca w Wierzejkach reglamentowała torebki. Kupuję 5kg zakupów, a ona mi ZA KAŻDYM RAZEM mówi, że nie SPRZEDA mi kolejnej reklamówki, bo jedna mi spokojnie wystarczy, a o środowisko trzeba dbać.
Dzwoniłem nawet ze skargą na nią do kierownictwa, ale trochę głupio wyszło, bo tam było multum małych uliczek i powołałem się nie na tą co trzeba, a na tej drugiej też były Wierzejki... :((
Hehe, Mokotow jest specyficzny. W sklepie kolo mojego dziadka jeszcze do niedawna nie bylo automatycznego skanowania cen. Zapytalem sie kiedys tej kasjerki, zeby moze to wprowadzic, bedzie szybciej i wygodniej na co ta obrazona odpowiedziala: 'Panie, a kto bedzie te wszystkie ceny do komputera wprowadzal' :)
Nie tylko w pełni zgodzę się z autorem i powyższymi wpisami, ale pragnę również rozszerzyć listę o wszelkie franczyzy, nie wiem czy to nie jest temat lokalny (np. w moim rodzinnym mieście tak nie jest), ale w Warszawie niektóre Carrefoury Express są tak samo słabe, jak wszelkie sklepy bez nazwy.
Jest taki jeden na Saskiej Kępie, gdzie na 5 wizyt oszukano lub próbowano mnie oszukać, uwaga, 5 razy. Mam wrażenie, że Carrefour poprzejmował wszystkie PSSy i inne gówna w Warszawie, dobrze myślę? Jeszcze niedawno u mnie pod domem baby w Carrefourze uwijały się w fartuchach, tzn. uwijały się jak im się chciało robić, raz na pół roku, bo tak to obrażone wiecznie na cały świat.
O typowo osiedlowych sklepach nawet nie wspomnę, może wyszedłem na żyłę, ale jak mi baba zaśpiewała 7 zł za Cisowiankę to wyśmiałem ją w twarz.
Ja od dluzszego czasu chodze do marketow, gdzie robie zakupy spozywcze. Kiedys myslalem podobnie, ale mi to przeszlo. To wlasnie przedsiebiorcy sa wspierani przez markety, taka firma Dawtona, jeszcze 10 lat temu to bylo malenstwo, ale poszli w kierunku produkcji marek wlasnych dla marketow i dzisiaj nie dosc, ze firma bardzo sie rozrosla, to jeszcze inne ida w jej slady. Zeby bylo smieszniej, to chodzeniem do "malych sklepikow" wspieramy nie "przedsiebiorcow", a konkretnego wlasciciela sklepu. Nawet w przypadku tak zwanych sieciowek typu Lewiatan, Zabka czy abc, sa to wlasnosci spolki zagranicznej o ile sie dobrze orientuje. Bylem niedawno w "malym sklepiku" we wsi obok, kupilem jaja i chlebek. Zaplacilem prawie 12 zlotych. Gdyby "na emigracji" funkcjonowal taki system malych sklepikow i nie byloby marketow, to jakies 90% ludzi by wrocilo z miejsca, zeby moc robic zakupy w biedrze :P Niestety taka jest prawda, w USA wiekszosc populacji od lat robi zakupy w supermarketach, to nie jest nic nadzwyczajnego. Gdyby nawet zlikwidowac WSZYSTKIE markety, a zostalyby przy zyciu tylko takie male sklepiki, to ceny wcale by nie zmalaly az tak bardzo.
Inna sprawa, ze markety przy i tak czesto bardzo niskich cenach, zarabiaja na nas bardzo duzo, nawet obnizajac ceny wszystkich produktow o 1/3 wyszliby na swoje. To chyba cos znaczy. Tak czy siak nie zrezygnuje z zakupow w markeach, nawet jesli rzad nalozy na nich podatki i ceny wzrosna, usprawiedliwiajac sie uciskiem podatkowym, bo moge tam kupic wszystko czego potrzebuje. I jesli w markecie moge kupic wspomniane wyzej jaja i chlebek za 7 zlotych, zamiast za 12, to nie mam powodow, zeby sie zastanawiac.
Do mojej wspaniałej wiochy (Podhale) również ostatnio zawitała cywilizacja i pojawił się niewielki sklep sieciowy. Ceny znacznie niższe niż u "prywatnej" konkurencji za płotem, obsługa kulturalna, a w sklepie czysto. Tymczasem "prywatna" konkurencja (w liczbie 3 sklepów w promieniu kilometra) ma problemy ze wszystkim: z kulturą, z czystością, z terminami ważności, z asortymentem...
Mówiąc krótko, w pełni się zgadzam z przedmówcami. Rację ma jednak również b212: Carreforur Express w pobliskim mieście (Zakopane) to tragedia. Być może w tej konkretnej sieci coś szwankuje.
Nie wiem gdzie mieszkasz, ale ja w zakresie warzyw, owoców, mięsa i ryb mam dokładnie odwrotne doświadczenia. Wszystkie te produkty kupuję na bazarku. Natomiast szczególnie w dużych sieciach i dyskontach jakość ww. produktów pozostawia sporo do życzenia.
Co do cen. Pełna zgoda. Ale to nie powinno dziwić, w końcu jaką pozycję przetargową wobec Coca Coli ma lokalny sklepikarz w negocjacjach handlowych?
ja napisze jakie mam doswiadczenia z Brukseli
hipermarketow jest tu tyle co kot naplakal, w ogole do nich nie jezdze, to tak na poczatek
kolo domu mam supermarket carrefoura, delikatesy Delhaize I supermarket, jak my go nazywamy, "u Araba"
do tego 3 polskie sklepy I piekarnie
pieczywa malo co kupuje,a le jak juz to w piekarni wlasnie, wiekszosc pieke sam
co do innych rzeczy - wiekszosc rzeczy w carrefourze pod domem, ale mieso, to tylko na najwiekszym targu w Brukseli albo w supermarkecie "Arab"
nie 10, nie 20 a 100 x lepsze niz to ze zwyklych sklepow
swieze, pyszne I duzo tansze (porownanie - piersi z kurczaka 12-14 euro a 5 euro na targu)
warzywa, owoce, jajka - tez "Arab", wszystko super swieze, wielki wybor, to wlasciwie taki prawie ze targ, tylko ze sklep:)
w niedziele sklepy zamkniete wtedy zostaja targi i sa swietne
super sery, super warzywa, owoce, super wedliny
warzywa owoce tanie, reszta juz nie bardzo:)
w sklepie typu Carrefour w ogole nie kupuje takich rzeczy
w polskich sklepach, takich malych wlasnie tylko polskie produkty, ktorych mi brak, jak smietana 18% czy kubus dla dziecka czasami
innych malych sklepow nie odwiedzam
Ja kiedyś kupowałem na targu "od chłopa" (a raczej nosiłem zakupy ;) ) bo było lepsze i tańsze, ale od dłuższego czasu większość sprzedających to handlarze co kupują na hurtowniach - mają to samo co w sklepach, a często drożej, czyli żadna atrakcja.
Kupuję w marketach bo mogę tam od razu kupić wszystko, wybrać sobie co chcę, nikt mi łaski nie robi, że mi sprzeda i są czynne do późna. Wiem jednak że dobre wędliny i mięsa są w tym sklepie, pieczywo w piekarni, warzywa w innym a kalafior naprawdę dobry jeszcze w innym. Ale jestem wygodny i nie chce mi się latać po mieście z siatami.
Mam jednak kolegę, który prowadzi taki też osiedlowy sklepik, dba o towar, klientów jest tam zawsze miło, czysto i przyjemnie. Ma duży ruch, rozbudowywał się i jakoś mu się wiedzie. I nie siedzi też w sklepie do 16 tylko do 20, tak żeby ludzie normalni co wracają z pracy mieli szanse zrobić zakupy.
z tymi wygodnymi zakupami to oszczędzasz na czasie, to fakt ale przy okazji idą duże oszczędności na zdrowiu, które nie teraz ale kiedyś się odezwie przez ilość chemii, którą dostarczasz bez kontroli
"bo było lepsze i tańsze, ale od dłuższego czasu większość sprzedających to handlarze co kupują na hurtowniach" widzę pewną sprzeczność. to znaczy, że lepsze i tańsze czy takie samo jak wszędzie?
u mnie na wsi więcej niż miesiąc oszust by nie pohandlował, bo ludzie w pipidówie takiej jak ja przyzwyczajeni są do wybory pomiędzy lepszym a wyśmienitym
tygrysku ---> Nie przesadzajmy z tym zdrowiem - wszędzie jest chemia, szkodliwe rzeczy etc. Ja nie kupuję psujących się czy przejrzałych produktów - wolę kupować częściej a mniej niż robić zakupy wielkie na cały tydzień. Poza tym już kupuję lata, to się mogłem przekonać do jakości.
Swoją drogą "naturalne wiejskie" nie koniecznie oznacza zdrowe - przecież często szamba są bez dna a nawozy też się stosuje.
A co do targowisk to dawniej ludzie mieli gospodarstwa i sprzedawali swoje produkty - były więc dobre i tanie (tańsze niż w sklepach - nie musieli kupować towaru i opłacać lokalu i pracowników). Gospodarstw już praktycznie nie ma a ci co sprzedają nauczyli się ceny windować do góry, a jak już sprzedają to właśnie kupione na składach hurtowniach. U mnie w pipidówie już się przekonali i dużo mnie osób kupuje-sprzedaje jarzynę na targach - głownie teraz to ciuchy i jakieś miotły, garnki i inne takie. Oczywiście są jeszcze co sprzedają, ale po ziemniaki czy pomidory to mi się nie chcę latać na rynek, a kupione w sklepie (jak się wie jak wybrać a nie bierze jak leci) też są dobre.
Inna sprawa jak robię zakupy na święta i specjalne okazje - wtedy zamawiam wędlinę u kolegi a np maliny na soki malinowe u koleżanki.
nie wiem gdzie jest twoja okolica ale smutno mi, że musisz w takiej mieszkać
u mnie świadomość, handel lokalny, ignoranctwo marketów, mięso na zlewkach, świadomi rolnicy, pryskanie po 17 ... dużo tego jest i można rozmawiać przy flaszce długo. są frajerzy oczywiście, ale u mnie większość to świadomi rolnicy
Mam podobnie jak el.kocyk.
W moim podkarpackim miasteczku nawet nikomu do głowy nie przychodzi pomysł, by kupować mięcho z supermarketu. Mamy rewelacyjny sklep mięsny, gdzie wędliny smakują, jakby samemu się wędziło.
Podobnie z piekarniami, cukierniami, warzywniakami. Różne biznesy upadają, ale piekarnia i warzywniak z brudnym, obdrapanym szyldem stoją tam od zawsze i będą stały. Mimo, że akurat okolica obsiana jest sieciówkami i innymi Biedrami. Podobnie z lodziarniami, cukierniami. Dobra jakość broni się sama. I wcale nie po gigantycznym koszcie.
Jak już idę do supermarketu, celuję raczej w kupno polskich produktów. Rzadko jednak mam potrzebę tam chodzić. Nie wiem jak w Warszawie, ale bywam tam na tyle krótko, że przeważnie nie mam czasu się rozejrzeć za czymś poza sieciówką.
We Francji również nie jestem uzależniony od supermarketów. Bywam tam może z raz w miesiącu, bo mają mój ulubiony ryż, którego akurat nie mogę znaleźć nigdzie indziej. Raz w tygodniu jadę sobie na "rynek". Rolnicy handlują tam rano swoimi warzywami ze szklarni. Ceny są świetne, kupuję na prawie cały tydzień. Często wystarczy jeszcze na przetwory. Tutejsze supermarkety też mają w ofercie pieczywo, ale gdy masz do wyboru pyszne, chrupiące bułeczki, nikt nie będzie kupował tutejszych niedopieczonych bagietek.
Są też oczywiście wyspecjalizowane sklepy rybne, z serami, warzywniaki. Jeśli pójdzie się do tańszej dzielnicy, ceny wcale nie są większe niż w supermarkecie.
We Francji "Arab" potrafi zdzierać i ma dość mały asortyment, ale plus jest taki, że ma zawsze otwarte :).
Miesa, wędliny to tylko w lokalnych sklepach powiązanych z masarniami. Zawsze swieze i dobre.
W supermarketach to nie wiadomo na co się trafi
Sery kupuje w Tesco. Bardzo dobre paczkowane wyroby wszelakie. Nawet te z Tesco w nazwie, co już ewenementem jest bo zwykle omijam takie produkty z daleka.
Pieczywo to tylko z piekarni bo w supermarketach masz niby tansze ale mniejsza i zdecydowanie gorszej jakości.
a u mnie niedaleko Poznania jest biedra i jakieś małe franczyzny, ale każdy zdrowy na umyśle lokalny wieśniak wie o tym, że po produkty codzienne idzie się do sklepu polskiego, do którego Pani właścicielka zamawia towar świadomie. statystycznie towary są droższe od biedronkowych o jakieś 10% ale różnica jest dramatyczna na korzyść sklepu polskiego. pieczywo jest lokalne, że nawet mój dziadek stwierdził, że chleb smakuje jak przedwojenny, owoce lecą z dużych zagranicznych sieci a warzywa zawsze są towarami lokalnymi. jednego dnia masz maliny a innego truskawki czy borówki. jednego dnia masz ryby bo właścicielka dostała świeże a innego dnia sery. oczywiście franczyzny się przydają, bo o 23 to jedyne źródło piwa czy mąki. oczywistym jest, że jaja czy mleko kupuje się za płotem od sąsiada co ma krowy czy też co ma kurki. jak chce się mięsa, to mamy sklep bystrego w którym towary zawsze pierwsza klasa a oczywistym jest, że jak chcesz tanio mieć mięso to idziesz do gospodarza i kupujesz pół świniaka czy też interesujący kawał krowy i sam sobie obrabiasz (co pół roku pół świniaka i 50 kg wołowiny kupuję i wędzę oraz zaprawiam w słoiki, bo inne mięso mi słabo smakuje)
najtańsze nie znaczy najlepsze. oczywiście jak idziesz tylko po colę to lepiej wybrać tańsze miejsce, ale kupowanie pyrów czy sera w biedrze to jak plucie sobie w talerz. małe franczyzny przydatne do wyzyskiwania ludzi i piwa przed północą
Z warzywami to jest tak, że producenci (rolnicy) sprzedają do hurtowni, potem z tej samej hurtowni sprzedawane są warzywa zarówno do wielkopowierzchniowych supermarketów, małych osiedlowych sklepów i zwyczajnych straganów, rynków. Każdy sprzedawca bierze z tego samego źródła, jedyna różnica to cena i jak ktoś tego nie wie to jak frajer chodzi na te stragany, rynki i tam kupuje to samo co jest w markecie, tylko drożej xD a i w zimę ma zmarznięte warzywa i owoce, a w lato ugrzane w słońcu.
Z wędlinami i mięsem jest tak samo, przecież nie ma specjalnych masarni dla małych sklepów i dla dużych.
Najlepsze to jest z jajkami od starych bab na ryniaczu gdzie one kupują w markecie, zdrapują pieczątkę i sprzedaje za 4x ceny marketowej że niby własne jajka xD
Z pieczywem to jest tak, że nie ma różnicy, czy market, czy mały sklepik bo tak samo pieczywo jest brane z jednej piekarni, tylko jak hipermarket sprzedaje milion sztuk więcej to będzie miał niższą cenę w samej piekarni i dlatego może sprzedać taniej. W marketach mają też często własne piekarnie gdzie można kupować świeże, jeszcze gorące pieczywo.
To nie lata 90', teraz wszyscy mają to samo.
A najlepsze jest jak widzę w Selgrosie tych sklepikarzy i handlarzy biorących całe wózki mięcha, spożywki, chemii i alkoholu. Aj waj!
Bardzo możliwe, że biorą z jednego źródła np. podwarszawskich Bronisz. Różnica moim zdaniem polega na tym, że są różne klasy produktów. I te lepsze, niekoniecznie zdrowsze, ale na pewno większe, lepiej wyglądające i niekoniecznie przegniłe lądują u mnie na bazarku.
Czy są zdrowsze tak jak pisałem trudno stwierdzić.
Każdy sprzedawca bierze z tego samego źródła, jedyna różnica to cena i jak ktoś tego nie wie to jak frajer chodzi na te stragany, rynki i tam kupuje to samo co jest w markecie, tylko drożej xD a i w zimę ma zmarznięte warzywa i owoce, a w lato ugrzane w słońcu.
Bulszit, wolę droższe straganowe. Marketowe z którymi często się spotykam (pozdrawiam kerfur) to wybór pomiędzy przesuszonymi ziemniakami (a może to szare kulki mąki) które uprawiane w piachu pod folią a cytrusami które wołają o pomstę do nieba. Jak można trzymać na półce pomarańcze które jak się dotknie to się nadziewa na palec jak na wielką wykałaczkę?
A najlepsza to jest kukurydza na taki charakter... Falloutowy :)
Sklepy wielkopowierzchniowe z racji tego że są lepszym klientem dla hurtowni mają większe możliwości nie tylko w negocjanci cen, ale i jakości samego produktu. Takie sklepy są bardzo surowe pod względem jakości towaru jaki biorą od hurtowni. Januszom z bazaru się wciska to co hipermarket nie chce i do tego jeszcze drożej.
Januszom z bazaru się wciska to co hipermarket nie chce i do tego jeszcze drożej.
LOL
PS. co wy kurwa z tymi "Januszami"?
"Z wędlinami i mięsem jest tak samo, przecież nie ma specjalnych masarni dla małych sklepów i dla dużych."
mogę powiedzieć jak to jest u mnie na wsi. jest chów przemysłowy, gdzie dostarczana jest trzoda lub bydło i co pewien czas dostarczana jest odpowiednia pasza. do tego raz w tygodniu a nieraz raz na dwa tygodnie pojawia się z korporacji człowiek z tajnymi ampułkami i kąsa zwierzaki
jest też chów do lokalnych masarni, gdzie nie stosuje się hormonów a jedynie antybiotyki. gdzie nie wolno używać resztek jedzenia, ale miesiąc przed ubojem nie podaje się już żadnych antybiotyków ani leków. nie stosuje się paszy GMO a zwykłą
żeby było śmieszniej to lokalni mogą oczywiście kupić mięso, które według przepisów UE jest nielegalnym ale najpyszniejszym mięsem. otóż lokalny chów wraz z najpotrzebniejszymi lekami jest dodatkowo "okraszony" resztkami zwanymi zlewkami a co najsprytniejsi miesiąc przed ubojem karmią czymś ciekawym by mięso zyskało odpowiedniego "posmaku". ciekawe jak się wrzuca do pokarmu ostatni miesiąc żołędzie to mięso dostaje takiego leśnego wiaterku w swoim zapachu. można amatora oszukać, że to dziczyzna
rzeczywistość i oficjalne informacje to jedno, ale tym czym karmią się świadomi ludzie to drugie
zapomniałem dodać najważniejsze
z przemysłowego chowu świniaka zarzynają po 10 miesiącach
z lokalnego chowu świniaka zabija się po 12 - 14 miesiącach i jest jeszcze mniejszy niż ten przemysłowy
"Z pieczywem to jest tak, że nie ma różnicy, czy market, czy mały sklepik bo tak samo pieczywo jest brane z jednej piekarni, tylko jak hipermarket sprzedaje milion sztuk więcej to będzie miał niższą cenę w samej piekarni i dlatego może sprzedać taniej. W marketach mają też często własne piekarnie gdzie można kupować świeże, jeszcze gorące pieczywo."
kolejna bzdura. dawno nie jadłeś dobrego chleba. markety kupują tani i "dobry" chleb takiego pochodzenia: https://youtu.be/qLrwGuvZs9U
a dobry chleb może też i kupić, ale musisz wiedzieć jaki to jest i jak smakuje i ile kosztuje
no ale przecież koleś opiera się jedynie na jednej stronie "faktów". prawda jest po środku a E300 to nie jest to samo co witamina c. dalej nie będę analizował tego filmu bo jest to założenie, do którego zostały dopasowane wygodne argumentacje
jeden misjonarz nie czyni bezpiecznej chemii
Trochę się dziwię, co tu piszecie, możliwe że handel w Warszawie i niezachodniej części Polski wygląda inaczej niż np. na tym brudnym zurbanizowanum poniemieckim Górnym Śląsku, w każdym razie z jakimś brudem i niemiłą obsługą w małych sklepach spotykam się bardzo rzadko, nawet w spolemach.
Jedynie franczyzy to zło, może oprócz żabek i freshy, choć dla mnie to sklep jak wszystko inne zamknięte.
I w sumie ciekaw jestem gdzie robia zakupy mieszkajacy w centrum, bo tam wszędzie drożyzna..
ja będąc w Budapeszcie bardzo się zdziwiłem, że sklepów w centrum jest może ze 2 na kilka skrzyżowań, natomiast większych supermarketów nie ma wcale. Duże sklepy są na obrzeżach miasta, gdzie trzeba spory czas jechać.
Po przyjeździe do Polski, gdzie na 100 metrowej ulicy potrafią być 2 żabki i 3 sklepy alkoholowe zacząłem się zastanawiać
jak oni to kur** utrzymują? Jaki z tego musi być zysk, skoro takich małych gównianych sklepików jest od nasrania. Generalnie rzuć kamnieniem i na 90% uderzy on obok sklepu albo w sam sklep. Jeszcze rozumiem, gdy są to jakieś piwa regionalne, rzeczy których w np. takich żabkach nie ma. Ale nie. Większość to malutkie, brudne sklepiki, gdzie ludwik stoi obok chleba.
Ale DiabloManiak dobrze prawi, bo w tych małych gównach to tylko półki z piwami.
Co do przeterminowanej żywności to też jest prawda, bo jak ja np. w swoim lokalnym kupowałem to np. Pierwszy majonez z brzegu data o miesiąc w tył. Z resztą produktów było podobnie.
"Warzywa, owoce, pieczywo, wędliny i mięso tylko w okolicy domowej kupuje. Cała reszta w sklepach wysoko powierzchniowych"
Nie podpisze sie w całości, bo i dobre paczkowane chleby są w markecie, i wędliny dobrych dużych producentów w sklepach - nie tylko sopocka po 12 zł - a i od pomarańczy czy jabłek z marketu nie zginę. Aczkolwiek to jest chyba dobre podsumowanie - w okolicy tylko to, cała zaś reszta - a nikt nie je jogurtów, serów żółtych czy topionych, białych, jogurtów, śmietany, masła, czekolady, makaronu, kukurydzy konserwowej, keczupu, musztardy, herbaty nikt nie pije?! - w markecie, bo tanio i wybór zacny.
Kolejny, który tak broni bogate zagraniczne sieci. MOżna o#####. Nic dziwnego, zgadzają się na to, dlatego potem tak jest...
socjalisci co zrobic.
Zasada jest taka: albo sklep placi podatek od swojego przychodu tak jak kazdy inny. Albo dajemy mu z jakiegos durnego sposobu ulgi i obarczamy podatkiem, bo budzet przeciez trzeba dopiac, cale spoleczenstwo.
W pierwszym przypadku mamy normalna zdrowa konkurencje gdzie i male sklepy moga szarpnac sie i konkurowac z molochami. No przynajmniej teoretycznie.
W drugim przypadku by dopiac budzet a socjalistycznych ulg zachodnim koncernom nie dawac trzeba np. tymczasowo podniesc VAT o oczko w gore.
No ale maslo w biedrze o 5gr taniej! I na te 5gr socjalistycznie zrzuci sie cale spoleczenstwo czy te maslo z biedry biere czy nie biere.
Socjalistyczna poprawnosc polityczna..
Moze dac wielkim sieciom kredyt na preferencyjnych warunkach by mogli skutecznie rozprawic sie z rodzima konkurencja? Takie kredyciki tez byly przez socjalistow rozdawane na prawo i lewo gdy np. Lidl atakowal nasz rodzimy rynek.
W lidlu i biedrze nie kupuje a podatek za 3gr tansze artykuly caly czas place.