Muszę powiedzieć, że ostatnio mam problemy ze sobą. Strasznie dużo we mnie gniewu. A denerwuje mnie niemal wszystko, łącznie z Bronkiem, który wali takimi banałami w telewizorze - opisując sukcesy swojej kadencji - że wystarczy podłożyć pod to muzyczkę z keybordu Casio i mamy letnie disco polo.
Z tym większym entuzjazmem przyjąłem możliwość pójścia na Satyricon. A norweskie szatany nie zawiodły, grzmocąc mi system w drobny mak. Ale zanim na scenie pojawił się Satyr i Frost były supporty, z Oslo Faenskap na czele. To był mój pierwszy koncert z zespołem z pogranicza metalcore i muszę powiedzieć, że ci geje mają niezłego powera. Widać tlenione grzywki i obcisłe spodenki nie przeszkadzają dawać czadu, niczym jednonogi derwisz po amfetaminie.
Po ich występie była krótka wizyta w barze, gdzie trzy pięćdziesiątki Soplicy kosztowały nas 24 zł. "Nic to - zakrzyknąłem - pijemy!" Tutaj małe wyjaśnienie - moja finansowa brawura wzięła się z faktu, że płacił kolega z Rzeszowa.
Powolne sączenie z kieliszka, którego cena oscylowała w granicach mojego rocznego dochodu, umilaliśmy sobie rozmową, w której już po pięciu minutach zdążyliśmy rozliczyć Polskę z jej polskości oraz Klub Progresja z jego klubowej progresywności. A także dojść do budującego wniosku, że "Ida" to wspaniały film, co głównie przejawia się tym, że jest czarno-biały, a to zawsze charakteryzuje wszystkie wybitne dzieła światowej kinematografii. No, może za wyjątkiem "Jurassic Park".
I gdy tak odgrywałem kolegom scenę ataku pterodaktyla, wytrącają przy tym piwo z ręki, na sali zrobiło się całkiem ciemno. Trochę się nawet wystraszyłem, że od tej wódki oślepłem, ale okazało się, że nie, że to w Progresji używają takich wyrafinowanych efektów świetlnych, a później ze sceny huknęło.
https://www.youtube.com/watch?v=0NuJhzhvMS0
Ależ chłopaki pokazali klasę. To było kapitalne show, ze świetną aranżacją, budowaniem napięcia i końcowym orgazmem przy utworze "King". Dawno się tak dobrze nie bawiłem i choć dzisiaj moje plecy mają chyba zamiar wziąć ze mną rozwód, to nie żałuję. Ba, powiem więcej, o ile zwykle mam takie odczucie, że skoro zaliczyłem już jakąś kapelę live, to nie ma sensu iść na ich koncert ponownie, to tak w przypadku Satyricona pójdę z chęcią znowu.
Prawdziwy koncert to się zacznie 2 maja. Trwa dwa dni, a noclegu nie ma. Cóż zrobić? Może ma ktoś wolną podłogę we Wrocku?
W sumie to widziałem Satyricon już trzy razy, ale te słabiutkie płyty, które teraz tworzą, raczej nie zachęcają mnie, by wybrać się ponownie.
Satyricon to druga fala (czyli jedyna, którą akceptuję), a nowe płytki i mi nie leżą. Byłem fanem tak do "Volcano", później odpuściłem. Jednak po pierwsze setlista się naprawdę broni, bo nawet grane kawałki z nowych płyt brzmią lepiej na żywo. Po drugie muzycy koncertowi są świetnie. Szczególnie Diogo "Yogy" Bastos, który wyglądał, jakby krowa nalała na kurczaka i na dodatek miał fryzurę robione gofrownicą, ale nie dość, że był małym szatanem, to jeszcze trzymał rytm jak cerber. To wszystko w ogóle brzmiało jak na płytach.
A ja jeszcze polecę minionym echem koncertu Satyricona, bo zdaje się już 1 maja pojawi się długo oczekiwane DVD koncertowe, na którym panowie zarejestrowali swój występ wraz z Narodowym Chórem Opery w Oslo. To niesamowite, jak Norwegowie dotują i wspierają sztukę związaną z metalem, traktując ją już jako oficjalne dziedzictwo narodowe.
Herlighet og ære Metal!!!!
https://www.youtube.com/watch?v=bLe6nN9F46w