O katastrofie z pewnością każdy, kto śledzi bieżące informacje słyszał.
Mnie zastanawia jednak kilka kwestii... Ogólnie systemy lotnicze są wysoce zaawansowane technologicznie. To nie jest autobus, gdzie wsiada kto chce. Tu każdy ma wykupiony wcześniej bilet, każdy musi przejść odprawę, a wszystko to jest zapisywane na komputerach obsługi.
Dlaczego zatem zawsze tak wiele czasu zajmuje ustalenie tego ile osób było na pokładzie? Przecież w systemie wszystkie bilety zostają odpowiednio potwierdzone. Zapisywane są też dane pasażerów. Narodowość też powinno dać się ustalić w kilka minut, a jednak takie informacje są podawane po kilku godzinach.
Kolejna interesująca mnie kwestia to podejmowanie działań. Każdy samolot ma odgórnie ustalone parametry lotu - m.in. prędkość, kurs oraz wysokość. Na radarach wszystkie te parametry monitorowane są na bieżąco. Dlaczego zatem w przypadku zboczenia z kursu nie są podejmowane konkretne akcje...
W tym przypadku samolot z ustalonych 12 tysięcy metrów schodził do nieco ponad 2 tysięcy przez blisko pół godziny. W tym czasie do systemów kontroli lotów przepłynęły szczątkowe informacje.
Teoretycznie możliwe było przecież orientacyjne ustalenie miejsca, w którym może zdarzyć się wypadek. Możliwe było też wszczęcie alarmu mimo braku kontaktu z pilotem.
Pozwoliłoby to na postawienie jednostek ratunkowych w stan gotowości jeszcze przed wystąpieniem zdarzenia. A tutaj dopiero jak samolot był już dobrą godzinę na ziemi, pojawiła się informacja o miejscu katastrofy.
Parametry lotu i ich odchyłki mogą być wychwycone przez odpowiedni program w kilka sekund, a w takich przypadkach mam wrażenie, że zwykły internauta obserwujący poszczególne loty mógłby szybciej wychwycić odchylenia i poinformować odpowiednie służby.
No i jeszcze jedna kwestia, zalatująca trochę teorią spiskową. Takie wypadki zdarzają się niezwykle rzadko. Warto w takich sytuacjach obserwować sytuację na świecie, bo cała uwaga mediów skupiona jest na wypadku. To dobra okazja do przepchnięcia niewygodnych ustaw i innych akcji tego typu.
Jak to powinno wyglądać moim zdaniem? Samolot znacząco zmienia swój kurs - pojawia się pierwszy alarm. Wyznaczona osoba próbuje skontaktować się z pilotem. W przypadku braku kontaktu natychmiast zostają podjęte odpowiednie kroki. Szybka analiza odchyłki od lotu, obliczenie potencjalnego miejsca zderzenia się z ziemią. Poinformowanie służb ratowniczych w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od przewidywanego miejsca katastrofy.
W tym czasie inna osoba sprawdza kto przeszedł odprawę na lotnisku i został wpuszczony do samolotu. Odbywa się kontakt z osobami, które nie dotarły na lot mimo wykupionych biletów. Na liście pasażerów sprawdza się narodowości poszczególnych osób i informuje kraje, których obywatele byli na pokładzie.
Podaje się wstępne informacje - ilość pasażerów i obsługi, narodowości. Informuje się ludzi o potencjalnych przyczynach katastrofy (nie wierzę, żeby przy zachowanym kontakcie, pilot nie był w stanie poinformować co się stało - nawet w obliczu zagrożenia, bo musiał sobie zdawać sprawę z tego, że spada). Utrata kontaktu, na łączach satelitarnych, jest niezwykle mało prawdopodobna.
Nawet niewielkie fabryki dysponują systemami wczesnego informowania o odchyleniach. Pomaga to na konserwację maszyn jeszcze przed wystąpieniem usterki czy też wyprodukowaniem wadliwego produktu. Myślę, że samoloty podobnie na bieżąco raportują o wszelkich nieprawidłowościach - nie tylko w kokpicie, ale także błędy zostają przekazywane do obsługi naziemnej, co może pozwolić nie tylko na szybką reakcję, ale także na łatwe zidentyfikowanie przyczyn katastrofy.
Dobre pytania ale raczej adresatem ich powinni być eksperci ludzie którzy znają systemy i procedury.
Dlaczego zatem zawsze tak wiele czasu zajmuje ustalenie tego ile osób było na pokładzie? Przecież w systemie wszystkie bilety zostają odpowiednio potwierdzone. Zapisywane są też dane pasażerów. Narodowość też powinno dać się ustalić w kilka minut, a jednak takie informacje są podawane po kilku godzinach.
Domyslam się, iż dlatego, że w pierwszej kolejności linie lotnicze oficjalnie kontaktują się z bliskimi ofiar, a nie z mediami. Cała procedura zapewne trwa trochę czasu.
W tym przypadku samolot z ustalonych 12 tysięcy metrów schodził do nieco ponad 2 tysięcy przez blisko pół godziny.
Wszędzie gdzie miałem okazję czytać, trwało to ok. 8 minut, a nie pół godziny.
Kilka uwag tak na szybko
- pozycjonowanie samolotu jest mozliwe tylko na ~40% powierzchni ziemi.na reszcie jest biala plama.
- wiele samolotow nie ma zadnych urzadzen pozycjonujacych ich trase.
-Przewidzenie miejsca katastrofy? Rotfl.Samolot moze spasc jak kamien w wode, a moze przeleciec jeszce 50 albo 100 km, jak niby chcesz przewidziec miejsce katastrofy w ciagu kilku minut?
Wypowiadałem się już w podobnym wątku, ale przeszedł on bez większego echa, więc przytoczę swoją wątpliwość tutaj.
Zastanawia mnie brak jakiejkolwiek reakcji pilotów, samolot leciał dalej swoją trasą (tracił wysokość koło 10 minut), mając w okolicy 3 lotniska można było podjąć próbę awaryjnego lądowania, jednak wybrano dalsze kontynuowanie lotu i brnięcie w coraz wyższe góry.
Lot: http://www.flightradar24.com/data/flights/4u9525/#5d42675
Nikt nie brnął w żadne góry. Samolot leciał na wysokości około 12 tysięcy metrów, by w ciągu kilku minut stracić wysokość i "zanurkować" na wysokość około 2-3 tysięcy. Dlaczego do tego doszło, ustalą eksperci.
Przeciez my nic nie wiemy,to mogl byc rownie dobrze zamach czy porwanie samolotu.Skrzynki znalezione, za pare dni bedzie wsyzstko jasne.
W miarę sensowny komentarz. Nie mam pojęcia ile może być w tym prawdy, ale kupy się trzyma i wyjaśnia dlaczego piloci nic nie zrobili.
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/katastrofa-samolotu-germanwings-ze-150-osobami-na-pokladzie/9hn3bc
~zzz : Oblodzenie, blokada sterów po włączeniu autopilota i brak zauważenia tego faktu przez pilotów to wg mnie przyczyny.
Otóż zgodnie tym co już wiemy po osiągnieciu wysokości przelotowej pilot zapewne włączył autopilota, wówczas już po minucie następuje systematyczne zniżanie samolotu, które nie było zauważone przez pilotów, nie ma punktu odniesienia, w świadomości są przecież na 38'ooo stop. Proszą o kawę...
Minutę, po osiągnięciu wysokości przelotowej, zaczął obniżać lot. Czyli, mogli zginąć przez rutynę. Wysokość przelotową uzyskał, jeszcze nad morzem. Po jej uzyskaniu, piloci uruchomili autopilota. Na 98% musieli trafić na prądy konwekcyjne, które spowodowały oblodzenie. Być może, nawet oblodzenie czujników ciśnienia, stąd opadanie przez 8 minut, ze stałą prędkością. Dla komputera, parametry lotu były zachowane ( utrzymywał stałą prędkość ), a brak kontroli przez pilotów tzw. sztucznego horyzontu, spowodował brak ich reakcji. Autopilot wykonywał lot o ustalonych parametrach, dla średnich danych przelotowych. Więc, musiały trafić się im jakieś silne prądy konwekcyjne, na styku morze-ląd. Spowodowały tak istotne oblodzenie sterów wysokości, że samolot zaczął się obniżać. Lub też awaria autopilota. Chociaż ze skąpych danych wynika, że rutyna + oblodzenie.
Czyli wystąpiło coś, co nie ma możliwości wystąpić według normalnego i ich przekonania. Potężny zapas mocy dał możliwość utrzymania stałej prędkości. A, oblodzenie, choćby, tylko na czole skrzydła ( lotki pomijam ), przy tej prędkości, powoduje odchylenie poziomej lotu. Oblodzenie rzędu kilku milimetrów, nawet nie centymetra. Wystarczy lud grubości 6-8 mm z kropel zbieranych na " czoło " skrzydła. Jak pisałem, nie mam żadnych danych, jedynie sposób lotu i brak reakcji, czy brak sygnału od załogi. Po tym nasuwa się taki wniosek. Mogła też być masa innych przyczyn, ale zachowanie maszyny nie byłoby tak spokojne. Dlatego wykluczam dehermetyzację, utratę sterowności, utratę silników. 8 minut równego obniżania świadczy o błędzie komputera co do stopnia wychylenia sterów wysokościowych ( lód na bocznych krawędziach i blokada położenia ?
Jeżeli osiągnęli wysokość, to włączyli autopilota, bo dopiero po minucie zaczął opadać. A oni mogli zająć się innymi sprawami. I ... tu po paru minutach odezwał się alarm Terrain ahead, Tylko skąd taki alarm na 38ooo stóp ?
I było już za późno by podnieść maszynę.
Stad dlatego tez żadnego kontaktu z kontrola lotów bo dla pilotów nic się nie działo. Nie zauważyli zniżania.
Możliwość blokady po włączeniu autopilota, komputer otrzymywał błędne dane. Bo właśnie zniżanie zaczęło się po włączeniu autopilota.
Podobny przypadek już był i wówczas restart komputera pokładowego zapobiegł katastrofie.
Brytyjski dziennik "The Daily Mail" dotarł do raportu European Aviation Safety Agency (EASA), która zajmowała się awarią na pokładzie maszyny Lufthansy lecącej z Bilbao do Monachium. Airbus ze 109 pasażerami na pokładzie znajdował się na północ od Pampeluny, na wysokości ponad 9,5 tys. metrów, gdy nagle gwałtownie zaczął tracić wysokość.
Samolot spadał z prędkością ponad 1200 metrów na minutę. Na szczęście, na wysokości 8 tys. metrów nad ziemią pilotom udało się odzyskać kontrolę nad maszyną.
Zdaniem EASA podczas lotu zablokował się jeden z czujników samolotu i przekazywał złe dane do jej systemu bezpieczeństwa. Pilotom udało się odzyskać kontrolę nad maszyną tylko dlatego, że w porę zrestartowali komputer pokładowy.
Paudyn -> racja, ale... ilość osób zatrudnionych przy obsłudze lotów jest wystarczająca do wyznaczenia tych odpowiedzialnych za kontakt z rodzinami ofiar oraz jednocześnie do udzielania informacji mediom.
Czas od opuszczenia kursu do momentu katastrofy, przynajmniej według wstępnych ustaleń wynosił 33 minuty. Nie śledziłem informacji później, stąd mogę mieć błędne dane.
Andre -> no i właśnie to mnie zastanawia. Dlaczego w dobie zaawansowanych urządzeń satelitarnych śledzenie lotów jest takie dziurawe. Przecież byle telefon satelitarny ma zasięg w dowolnym miejscu (z tego co kojarzę) i jest w stanie podać pozycję odbiornika. Stąd już tylko krok do możliwości podania wysokości.
Przewidzenie miejsca katastrofy jest możliwe na podstawie zmiany kursu. Zmiany można przedstawić na wykresie lub w postaci symulacji 3d - przy zachowaniu parametrów (brak przyspieszania czy zmiany kierunku) łatwo można ustalić przewidywane miejsce zetknięcia się z ziemią.
Jak w zadaniu z fizyki, gdzie mając podaną prędkość wyrzutu przedmiotu i jego dane dotyczące kształtu i masy, obliczało się jak daleko doleci. W tym przypadku do danych należy dołożyć opory powietrza i zdolność pokonywania ich przez samolot.
Może to utopia, ale myślę, że dobry inżynier byłby w stanie to obliczyć, a to znaczy, że da się do tego liczenia zaprogramować komputer :)
A czarna skrzynka też jest ciekawą kwestią... Skoro da się przez internet bezpośrednio przesyłać nagrania z kamerek samochodowych, to dlaczego nie jest możliwe stworzenie modułu w samolocie, który dane ze skrzynek będzie przesyłał do jakiejś naziemnej bazy?
Tym bardziej, że to nie jest mała awionetka, tylko duży samolot pasażerski.
Deton -> ciekawe i przekonujące wyjaśnienie. Jeśli tak rzeczywiście to wyglądało to właśnie do tego zmierzam - przy odpowiednim systemie ostrzegania (wysokość chyba nie jest określana jedynie na podstawie czujników, które mogą zostać oblodzone), piloci otrzymaliby wyraźny sygnał o opuszczeniu zaplanowanego kursu. Wtedy mogliby cokolwiek zdziałać. A tak to na nieświadomce wyrżnęli w szczyt ;)
Nie chodzi o "wystarczającą ilość osób". Chodzi o "zasady".
To rzecz jasna domysły, ale takie skojarzenie nasuwa mi się od razu i wydaje stosunkowo oczywiste.
Czas od opuszczenia kursu do momentu katastrofy, przynajmniej według wstępnych ustaleń wynosił 33 minuty. Nie śledziłem informacji później, stąd mogę mieć błędne dane.
Trasa była zgodna z planem, tylko wysokość spadała przez 10 minut (nie 33) -->
O, Łysack to prawdziwy człowiek renesansu, od dietetyka postulującego nowatorskie sposoby żywienia do eksperta od bezpieczeństwa ruchu lotniczego! :) Pogratulować! :)
No ale po kolei:
Teoretycznie możliwe było przecież orientacyjne ustalenie miejsca, w którym może zdarzyć się wypadek. Możliwe było też wszczęcie alarmu mimo braku kontaktu z pilotem.
Pozwoliłoby to na postawienie jednostek ratunkowych w stan gotowości jeszcze przed wystąpieniem zdarzenia. A tutaj dopiero jak samolot był już dobrą godzinę na ziemi, pojawiła się informacja o miejscu katastrofy.
Jakby to było takie proste, to poszukiwania samolotów, które spadły do oceanu nie byłyby takie problematyczne (Malaysia Airlines 370 choćby).
Parametry lotu i ich odchyłki mogą być wychwycone przez odpowiedni program w kilka sekund, a w takich przypadkach mam wrażenie, że zwykły internauta obserwujący poszczególne loty mógłby szybciej wychwycić odchylenia i poinformować odpowiednie służby.
Myślę, że ten internauta powinien od razu przeprowadzić akcję ratunkową, a co tam.
Andre -> no i właśnie to mnie zastanawia. Dlaczego w dobie zaawansowanych urządzeń satelitarnych śledzenie lotów jest takie dziurawe. Przecież byle telefon satelitarny ma zasięg w dowolnym miejscu (z tego co kojarzę) i jest w stanie podać pozycję odbiornika. Stąd już tylko krok do możliwości podania wysokości.
No to masz pomysł na biznes, skoro uważasz, że obecne rozwiązania są do kitu. Wymyśl coś, skonstruuj, opatentuj i sprzedaj za gruby hajs liniom lotniczym.
A czarna skrzynka też jest ciekawą kwestią... Skoro da się przez internet bezpośrednio przesyłać nagrania z kamerek samochodowych, to dlaczego nie jest możliwe stworzenie modułu w samolocie, który dane ze skrzynek będzie przesyłał do jakiejś naziemnej bazy?
Kolejny pomysł na biznes :). Będziesz miliarderem!
Samolot leciał na wysokości około 12 tysięcy metrów, by w ciągu kilku minut stracić wysokość i "zanurkować" na wysokość około 2-3 tysięcy
W ciągu minuty stracić 10km wysokości? Poczytaj jeszcze raz to co napisałeś i pomyśl...
Lysack-odpowiednie technologie juz od dawna sa,problem rozbija sie o to,o co zawsze-olbrzymie koszty.Myslisz ze linie maja ochote wykladac grube miliardy na bezpieczenstwo?:)
Zastanawia mnie brak jakiejkolwiek reakcji pilotów, samolot leciał dalej swoją trasą (tracił wysokość koło 10 minut)
Dekompresja, brak tlenu i utrata przytomności. Taki scenariusz według mnie jest najbardziej możliwy. Samolot spadał a na pokładzie większość osób była nieprzytomna. Była kiedyś podobna katastrofa, gdzie był identyczny scenariusz. Jeden facet tylko nie stracił przytomności i próbował wedrzeć się do kabiny pilotów ale nie zdążył nic zrobić z tego co pamiętam
Co do reakcji z ziemi to pewnie działali cały czas, gdy zobaczyli, że samolot zaczął schodzić z ustalonej wysokości. Ich praca polegała pewnie na ostrzeganiu innych samolotów i próbie kontaktu z pilotami rozbitej maszyny.
Paudyn -> domyślam się, że chodzi o procedury. Dziwi mnie jednak fakt podawania informacji w stylu "trwają ustalenia czy na pokładzie samolotu byli Polacy" na 4 godziny po katastrofie, gdzie spokojnie dałoby się uzyskać informację o liście pasażerów.
Sam nie wiem jak to wygląda "od środka", ale próbuję się domyślić jak to może wyglądać.
Drendron -> na szczęście mam wystarczająco ciekawe życie, żeby nie śledzić historii wypowiedzi ludzi z forum :)
A co do tematu:
Pisałem ogólnie, a nie o tej jednej katastrofie. Te pytania nasuwały mi się już przy paru ostatnich katastrofach i zaginięciach.
Wolałbym też, żebyś odnosił się do tematu zamiast pisać ironicznie. Sugerujesz, że technologia pozwalająca na live streaming ze stacji kosmicznej nie pozwala na przesłanie kilku bajtów danych o stanie urządzeń na pokładzie samolotu do naziemnej stacji?
Pomysł na biznes faktycznie dobry, tym bardziej, że zostało to opracowane już kilka ładnych lat temu. Fakt, takie technologie są drogie i niedostępne dla przeciętnego człowieka, ale linie lotnicze raczej stać na takie "fanaberie".
13 kwietnia 1970 w drodze do Księżyca i odległości 328 000 km od Ziemi w module serwisowym Apolla 13 eksplodował zbiornik z tlenem. W Houston usłyszano wówczas pamiętne: „Houston, mamy problem” (Houston, we’ve had a problem).
Czyli 45 lat temu dało się przesłać sygnał z odległości ponad 300 tysięcy kilometrów, a teraz nie da się przesłać sygnału z raptem kilku kilometrów nad ziemią? :D
A co do bycia ekspertem, to chciałbym się dowiedzieć od ludzi będących bliżej z tematem, dlaczego metody identyfikacji samolotów są tak dalece zacofane. Przynajmniej względem technik, które obserwuję na co dzień w pracy, gdzie cały proces jest szczegółowo kontrolowany zdalnie, a nawet najmniejsza odchyłka wywala alert. Odległość źródła od odbiornika nie powinna mieć znaczenia.
Andre -> no właśnie... koszt. Choć z drugiej strony branża lotnicza jest jedną z najbardziej dochodowych i obraca znacznie większymi pieniędzmi nawet niż NASA, dla której te rozwiązania są znane od lat :)
Bogi -> Co do reakcji to zapewne tak było. Dlatego też ciekawi mnie jak wiele osób może być zaangażowanych w takich sytuacjach. Czy mają opracowany plan działania i przydzielone role, czy też ktoś zarządza tym "na żywca".
Ciekaw jestem czy dałoby się rozszerzyć działania właśnie o wspomniane przeze mnie wcześniej obliczenia (analizę statystyczną) i rozpoczęcie akcji ratunkowej jeszcze przed wystąpieniem zdarzenia. W końcu jeśli chodzi o ratowanie ludzkiego życia, to każda minuta jest cenna, a przecież nie zawsze giną wszyscy uczestnicy wypadku.
Oczywiście, że dałoby się, ale - o ile moja teoria ma jakiekolwiek pokrycie w rzeczywistości - linie lotnicze niczego nie potwierdzą, ani nie przekażą mediom, zanim nie skontaktują się (bądź nie podejmą kilkukrotnej próby) z bliskimi ofiar. Chodzi o to, że operator bierze na siebie dostarczenie hiobowych wieści ludziom, którzy zasługują na to, aby jako pierwsi dowiedzieli się prawdy u źródła, a nie z popołudniowego wydania wiadomości. Nie wiem, może jakiś dziwny jestem, ale czuję się zażenowany, że w ogóle muszę tłumaczyć takie rzeczy.
Lysack-"Ciekaw jestem czy dałoby się rozszerzyć działania właśnie o wspomniane przeze mnie wcześniej obliczenia (analizę statystyczną) i rozpoczęcie akcji ratunkowej jeszcze przed wystąpieniem zdarzenia. W końcu jeśli chodzi o ratowanie ludzkiego życia, to każda minuta jest cenna, a przecież nie zawsze giną wszyscy uczestnicy wypadku."
To teraz przelicz sobie ile TO by kosztowalo dodatkowej kasy.Pomijam juz moc komputerow ktore musailyby analizowac w czasie rzeczywistym dziesiatki tysiecy samolotow.To dodaj sobie jeszce koszt utrzymania w stalej gotowosci ilu?setek?czy paru tysiecy zespolow ratowniczych?na calym swiecie?Koszty wszystich falszywych alarmow?Ze juz gdzies wyleca, a okaze sie ze nic sie nie dzialo?Ile by takich bylo?
I ostateczny argument- "W końcu jeśli chodzi o ratowanie ludzkiego życia, to każda minuta jest cenna, a przecież nie zawsze giną wszyscy uczestnicy wypadku." No akurat w przypadku katastrof lotniczych jest praktycznie zawsze pozamiatane, i w 99% przypadkow nikt nie przezywa, ratowanie trupow na czas nie ma zadnego sensu.
Offtop..
Lysack jest jakas mozliwosc kontaktu z Toba? Pisalem na gg ale uzywasz chyba jeszcze rzadziej niz ja..
Deton - to byliżby chyba ci piloci kandydatami do nagrody Darwina.. Brak punktu odniesienia - jasne. Ale chyba nie odwrócili się z tą kawą tyłem od "zegarów". Zejść w osiem minut tyle kilometrów? Wysokościomierz przecież zapierniczałby jak głupi. Nawet patrząc się tępo w dal człowiek znający rozłożenie przyrządów wychwyci coś takiego.
Nasze bajanie teraz nie ma żadnego sensu. Niemniej - ponoc kilka miesięcy temu inny A320 prawie zanurkował w oceanie, bo siadł jakiś czujnik i samolot automatycznie zaczął ostro zniżać lot. Dopiero reset komputera pozwolił odzyskać kontrolę.
Ja stawiam labo na podobną awarię, albo na jakieś naprawdę grube problemy typu dekompresja wraz z utratą świadomości (inaczej chyba wystarczy zejść na więcej niz 2k metrów) lub pożar albo... zamach? W końcu eksperci mówili, że gdyby stracił silniki, to szybować mógłby sobie długo, nie schodziłby w takim tempie.
http://www.tvn24.pl/pilot-airbusa-poza-kabina-w-chwili-katastrofy,527734,s.html
To ciekawe. Wygląda na to, że albo z tym pilotem, który pozostał w kabinie coś się stało a drzwi się zablokowały albo z premedytacją zamknął drzwi żeby ten drugi nie mógł wrócić.
Z premedytacją zamyka drzwi i się rozbija "jako terrorysta"? Może, ale nie na pustkowiu jakim jest zbocze góry. Wioska, miasteczko ale nie 60% zbocze
Może zablokował drzwi po wyjściu kapitana i coś mu się stało.
W jakich lotach z pilotami jest jeszcze mechanik pokładowy? Jakiś straszny zbieg okoliczności jeśli pilot został sam, źle się poczuł a drzwi się zacięły. Raczej jest to mało prawdopodobne.
Jakież to budujące widzieć tylu ekspertów od lotnictwa wsród młodego pokolenia!
Do momentu, w którym kapitan lotu 4U 9525 niemieckich linii Germanwings przebywał w kabinie pilotów, podróż przebiegała spokojnie. Gdy z niej wyszedł, przekazując stery drugiemu pilotowi, ten od razu rozpoczął procedurę schodzenia maszyny. - Działanie przy przełączniku wysokości może być jedynie zamierzonym działaniem - powiedział na konferencji prasowej dot. katastrofy airbusa A320 francuski prokurator Brice Robin.
Jak trzeba byc POPIERDOLONYM*, by zabic 150 niewiennych osob? 16 dzieci?! Dzihadysta zapewne cholerny.
Masakra - pewnie teraz zmienia przepisy, ze zaden z pilotow nie moze wyjsc. Kufa, ciekawe czy pasazerowie wiedzieli co ich za chwile czeka? Mam nadzieje, ze jak najdluzej nie zdawali sobie sprawy.
* - bardzo mi przykro za przeklenstwo, ale tylko takie mi sie cisnie na klawiature.
@Piotrek.K
Wydaje mi się że na pewno słyszeli to jak pierwszy pilot dobijał się do kabiny i że nie może wejść. Więc pewnie była panika i wszyscy byli świadomi co się może za chwilę wydarzyć.
W samolocie jest w sumie ciagly szum, do tego miedzy przedzialem pasazerskim oraz drzwiami do kabiny pilotow jest przewaznie parawan i nie widac co sie dzieje. Trudno powiedziec :(
Ogolnie przerabane :/.
Samoloty Germanwingsa stoją od wczoraj. Pewno teraz wszystkich pilotów sprawdzają.
Zmarnowałem 2 minuty na lekturę totalnego bullshitu, który ani nie jest ciekawy ani nie wnosi nic nowego. Czy ty naprawdę myślisz, że zejście z kursu nie było natychmiast zaobserwowane przez służby?
I po kiego wała potrzeba ci liczby ofiar i ich danych? To są informacje podawane rodzinom i bliskim, a nie anonimom przed telewizorami. Zresztą liczba ofiar była podana natychmiast.
Co do samobójstwa, to nie wiem, skąd założenie, że tego typu desperat interesuje się życiem innych. Przykre, że tyle osób pociągnął za sobą, ale wymagać od niego empatii dla tych ofiar to jak wymagać od psa mówienia po ludzku.
Wygląda na to, że 28-letni Andreas Lubitz, drugi pilot, po prostu zabił tych wszystkich ludzi.
To jest tak przykre, smutne i wyprowadzające z równowagi, że chciałbym teraz na chwilę przestać myśleć.
Na pewno koleś był zwerbowany przez terrosrystów, przeciez wiadomo że Niemcy to teraz ojczyzna Arabów, i to że był Niemcem nie wyklucza zwerbowania przez nich.
Albo druga opcja że to był czubek.
Tak czy siak, na pewno był mordercą który zabił tyle osób.
Bo załamania nerwowego, tragedii osobistej itd. po przyjęciu do pracy nie można przeżyć więc to wykluczamy.
Na forum specjaliści nie tylko od reaktorów jądrowych, lotnictwa ale i psychologii! :>
>>> jasonxxx
najwyrazniej posadzili. Jak chcial sie zabic to mogl sobie w łeb strzelic, a nie...
Mógł też wyskoczyć... Jaka bezsensowna śmierć tylu osób... :(
I w sumie można powiedzieć, że przez paranoję na punkcie terrorystów - kiedyś nie byłoby blokady drzwi. Ot, jak widać, zawsze można znaleźć okazję by zrobić coś niekonwencjonalnego.
Moim zdaniem gość był albo terrorystą, który od początku planował rozbić się samolotem i czekał na dogodny moment, albo po prostu psychopatą.
Nawet jeśli miał depresję inaczej nie można nazwać kogoś kto chce wraz ze sobą zabrać 150 ludzi na tamten świat...
Jego zdaniem "ofiary katastrofy zorientowały się w ostatniej chwili", że samolot zaraz się rozbije. - Ponieważ na tej taśmie krzyki pojawiają się w ostatniej chwili, tuż przed uderzeniem. Śmierć była natychmiastowa, samolot się rozpadł, wpadając na skałę - ocenił
Nadal jestem w szoku.
Podobno w mieszkaniu szmaciarza cos znalezli, ale nie chca mowic co.
Doszly mnie tez sluchy, ze nie moga jego narzeczonej znalezc z ktora sie rozstal - ciekawe czy przypadkiem jej nie znalezli wlasnie. Tyle, ze w kawalkach.
specjaliści nie tylko od reaktorów jądrowych
Od tego akurat jeden był. Pamiętam wątek, który był skarbnicą wiedzy o energii atomowej, ale to było chyba kilka lat temu, może jakiś ekspert od szukania znajdzie ten wątek.
Ma ktos jakis pomysl, dlaczego "to cos", postanowilo rozwalic samolot spadajac az przez 8 minut?
Ma ktos jakis pomysl, dlaczego "to cos", postanowilo rozwalic samolot spadajac az przez 8 minut?
Już wiadomo. Problemy ze wzrokiem i przez to depresja do tego chęć zrobienia czegoś żeby świat o nim usłyszał z imienia i nazwiska.
Przed karierą pilota miał podobno już myśli samobójcze.
Ok, ale dlaczego zajelo mu to az 8 minut? Moze rozszerzajac teorie Piotrka.K, robil sobie dobrze do zdjecia swojej poszatkowanej narzeczonej?
Przeciez taki samolot mozna rozbic zdecydowanie szybicej niz w 8 minut, po prostu zastanawiam sie dlaczego tak dlugo mu to zajelo.
edit:
A sam czas raczej mial znaczenie dla dobijajacego sie do drzwi przez ten kapitana, nie sadzisz? Bo po jakim czasie zdali sobie sprawe z sytuacji sami pasazerowie na razie trudno stwierdzic.
Ok, ale dlaczego zajelo mu to az 8 minut?
Z tego co do mnie dotarło, to rozwalił samolot na autopilocie. Więc normalne tempo schodzenia.
Znal te gorskie tereny, moze po prostu chcial sie rozwalic w jakims konkretnym miejscu.
Innego sensownego wytlumaczenia nie mam, chociaz i to jest bezsensowne;) ustawil automatycznie znizanie lotu, a to ma jakies ograniczenia co do szybkosci opadania.A co robil w tym czasie to kij go wie, brandzlowac sie nie brandzlowal,bo by to mikrofony nagraly;)
>>> Luke
A wiadomo co siedzialo w glowie tego psychopaty? Pewnie sie napawal tym co sie dzieje. Albo chcial jak najdluzej trzymac ludzi w niepewnosci?
Przy tej ilosci systemow monitorujacych prace, rejestratorach i innych? Telewizji nie ogladal czy jak?
Bardziej chodziło mu o to, żeby zabić ich wszystkich w miarę spokojnie, żeby wrzeszczący pasażerowie nie "psuli mu nastroju". Trudniej jest kogoś zabić jak błaga o litość, niż jak milczy.
Śmieszą mnie nawoływania do zaostrzenia testów psychologicznych dla pilotów. Psychologia nie jest nauką ścisłą. Dostatecznie zdeterminowany i sprytny psychopata będzie zdawał te testy bez problemu.
I nawet procedura "zawsze dwóch w kabinie" może nie pomóc, jeśli będzie miał w kieszeni dobrze naostrzony ołówek.