Nieziemskie emocje, efekty i zdjęcia, czyli Grawitacja
Już po zwiastunie było widać, że film Cuarona może być niezły, ale okazuje się, że ostateczny efekt jest nawet lepszy niż zakładałem.
Film dobry, wizualnie piękny i zachwycający, ale fabularnie nie zrzucający z fotela. To jednak da się usprawiedliwić, bo to w końcu nie produkcja fantasy i sc-fi z kosmitami, więc scenarzyści mieli ograniczone pole manewru. Na pewno warto zobaczyć w kinie, bo ujęcia są świetne, a efekty znakomite.
Odkąd stałem się abonentem telewizji cyfrowej, zarzekłem się, że nie pójdę więcej do kina, a na 3D już dawno temu sobie powiedziałem, że nie pójdę, ale ten film kusi podwójnie, i samym seansem kinowym, i tym całym czy de...
Film bardzo dobry. Stronę techniczną, jako powszechnie wychwalaną, pominę. Dodam natomiast, że doceniam zwłaszcza podejście do tematu na serio (kino kosmicznego realizmu), a więc dla dorosłego widza. Cieszy jedność miejsca i czasu. Ocena - 9/10. Punkt odejmuję za - wydaje mi się - naciągany motyw samej "metody" wychodzenia z opresji.
Natomiast co do ogólnego tendencyjnego entuzjazmu - uwag pięć. 1. "Ludzkie dzieci" jako kino dla odmiany społecznego realizmu były dziełem o wiele lepszym. 2. Kosmiczny realizm w "Apollu 13" nadal nie do pobicia. 3. Zakusy porównawcze do "Odysei 2001" jako kina poezji kosmosu zdecydowanie wygrywa "W stronę słońca" D. Boyla. 4. Aktorzy nie do końca mają co grać, przez co po wyjściu z kina pozostaje wrażenie znakomicie nakręconej technicznej etiudy nt. awaryjnej procedury ewakuacyjnej z orbity ziemskiej. 5. Argumenty o człowieczeństwie i metafizycznej sferze fabuły mają się nijak do prawdy ekranu, czego przyczyną jest moim zdaniem pierwotne założenie koncepcyjne stojące u podstaw całości tego skądinąd znakomitego widowiska
Z filmów wychodzących w tym roku najbardziej interesowały mnie "Europa Report" i "Grawitacja". Miałem zamiar na początku przyszłego roku zrobić sobie maraton filmowy i obejrzeć po kolei (każdego dnia jeden) z 10 czy 15 najciekawszych filmów tego roku ale na "Grawitację" pójdę jednak do kina. Chodzę tam rzadko ze względu na ludzi, którzy mylą świątynię sztuki filmowej z jadłodajnią. Jedynie wyjątkowe filmy są mnie w stanie przyciągnąć przed kinowy ekran. Ostatnio byłem na "Avatarze" a przedostatnio na "Apocalypto".
Film jest świetnie wyreżyserowany i genialny technicznie, ale to tylko taki "troszkę ambitniejszy blockbuster", bo niestety, ale postać Bullock to kukła, która po prostu ma przeżyć, żeby spełnić zamierzenie reżyserskie i żeby był słuszny wydźwięk filmu... W dodatku ta aktorka jest dość nijaka, więc ta rola jeszcze bardziej została spłaszczona... Gdyby nie te wszystkie krzyki, płacz i monologii pełne patosu, to byłoby lepiej, a tak to razem z tymi wszystkimi wybuchami(film powinien się nazywać "Wielki fuks w kosmosie"), im dalej, tym mniej wiarygodnie...
Tak właściwie to gdyby nie Clooney, to byłoby charakterologicznie gorzej niż Transformersy. A i tak miałem takie myśli, że to super efektowny film instruktażowy dla rekrutów NASA "Jak wygląda katastrofa w wyniku kontaktu z kosmicznymi śmieciami".
Na szczęście dzięki ostatniej scenie film się jakoś obronił, taki "troszkę głębszy" happy end.
Widziałem gdzieś tekst, gdzie ktoś śmiał nazwać ten film film 'Odyseją kosmiczną 2013"... Temu komuś należy się facepalm w skali kosmicznej.
Aha no i jest to genialny film jeśli chodzi o IMAX.
Osobiście bardzo mnie zawiodło to, że do 1/3 jest w miarę poważnie i nawet trupy są, a potem tylko łubudubu właściwie.
Arcydzieło redefiniujące kinematografię. Takich emocji nie doznałem przy żadnym filmie. Po prostu odlot.
Cuaron zamienił kino prawie że w wirtualną rzeczywistość (co tylko spotęgowały ujęcia z oczu bohatera).