Wczoraj spotkałem mojego wychowawcę ze średniej,w porządku był (dzięki niemu zdawałem z klasy do klasy ;) ).Tak chwile porozmawiałem z nim i wzięło mnie na wspomnienia o nauczycielach,tych lepszych i tych "gorszych".
Pamiętam że prawie w każdej szkole był nauczyciel,bądź nauczyciele którzy przysłowiowo "budzili " strach wśród uczniów.Nie chodzi o to że bili linijką po rączkach jak lekcji nie odrobiłeś (nie te czasy),tylko na ich lekcjach panowała jakaś taka atmosfera "strachu", nikt nie śmiał się wygłupiać,rozmawia,czy nie słuchać "wykładu".
spoiler start
pzdr dla pani Barbary,nauczycielki j.polskiego z gimnazjum .
dla pana Roberta,nauczyciela fizyki z 1ZSP w Końskich
spoiler stop
Mieliście/macie takich nauczycieli? Co w nich takiego jest że "rozsiewają" taką dziwną atmosferę ?
Nie, prawie nie było - do dobrych szkół chodziłem :)
Choć trzeba przyznać że uczniowie z "tylnych ławek" bali sie wielu wiecej nauczycieli :D
U mnie bylo w miare spokojnie w tej kwestii. Fakt, ze w podstawowce wszyscy bali sie Pani z niemieckiego, a w liceum z matematyki (na szczescie uczyla mnie tylko w pierwszej klasie). Za to jak konczylem liceum to slyszalem opowiesci, ze mlodsze klasy uczy informatyki nauczycielka, przed ktorej lekcjami ludzie biara srodki uspokajajace i panicznie sie jej boja. Mysle, ze takie przypadki czesto sie zdarzaja.
no pewnie, ze maiłem. Wspomnienia na całe życie... Pozdrawiam swojego wychowawcę z liceum :D
Mialem w podstawowce wredna babe od geografii i bardzo zle ja do dzis wspominam.
Predi - tyle cudzysłowów z swoim poscie naciapałes, ze koniec koncow nie wiadomo, czy chodzi o takich co budzi autentyczny strach, czy cholera wie jakich...
...w kazdym razie korzystajac z okazji pozdro dla "profesora" Oleja z VI LO w Bydgoszczy ;)
Polski i matematyka w gimnazjum, geografia i przysposobienie w liceum...
Ta cisza i swąd strachu na lekcjach kiedy można było na jednej lekcji złapać 5 ndst, ech, to były czasy...
smuggler - Nie złość się, pewnie ona już od dawna gryzie glebę.
Cóż, ja trafiłem na kilka takich i niestety nadal żyją, ale teraz to ja jestem górą. Widząc wystraszonego babokata szkolnego po latach, czuję satysfakcję. Jakby była miła to by się byłych uczniów nie bała spotykając ich na ulicy. Niech sobie na starosc przemysla swoja mroczna przeszlosc. Niech sobie zyja, w samotnosci z powodu wlasnej glupoty z lat mlodzienczych. Bez rodziny. Zreszta kto by takie baby chcial?
Pewnie ze tak. Mysle ze w kazdej szkole taki sie trafia.
Swego czasu po raz pierwszy i ostatni w zyciu zadebiutowalem w roli zagrozonego z matmy to bylo w pierwszej klasie liceum. Nie pamietam dokladnie jak to bylo ale cudem sie wtedy slizgnalem, bo bylo blisko. 2 i 3 klasa przeszla bez problemowo, moglem kontynuowac dalsza nauke :) Stare dzieje heh. Tak sobie teraz mysle z perspektywy czasu ze byla jaka byla no ale sprawiedliwie oceniala. Wszystko zalezy od czlowieka, z anglika mialem nie przyblizajac cos kolo 20 ndst glownie za zadania domowe a i tak db na koniec wpadl :) Z kolei studia - tu postrachu nie bylo bo i nie moglo byc no ale koles byl niezlym zjebusem. Do dzisiaj mnie trzepie jak mysle o nim :)
2 i 3 klasa gimnazjum. Nauczyciel od chemii :).
Ech, na jednej lekcji dostać 3 ndst oraz 30 stron pracy domowej. To były czasy :)
Co do nauczycieli...
W podstawówce baba od techniki była taka gruba, że (serio!)musiała lekko bokiem przez drzwi przechodzić :P Ostatnio ją spotkałem, na szczęście zrzuciła parę kilogramów.
Brat w 3. liceum chodził z wychowawcą (informatyka)na piwo. Koleś ledwo 30 lat miał, podrywał laski w szkole, z uczniami na 'ty' był itd.
[9] otoz nie.
Uwielbiala terroryzowanie dzieciakow, a to byl jeszcze PRL, my chodzilismy w mundurkach, pyskowanie nauczycielom nie wchodzilo w rachube itd. Dziewczyny mdlaly na jej lekcji, panowala smiertelna cisza, a babka sobie otwierala dziennik i np.
- Do odpowiedzi pojdzie.. Ko.. Kowal... a nie moze Jankowsk... hmmm... Bielecka moze by chciala cos powiedziec? No to chodz - KOWALSKI!!! itd.
Moze i dobrze uczyla ale... A to, czego jej nigdy nie wybacze: w siodmej klasie zaczela nas uczyc tez historii. A ja wtedy bylem z niej tak obryty, ze po prostu szok. Uwielbialem ten przedmiot, czytalem mase ksiazek i smialo mysle moglbym wtedy zdac mature z historii na co najmniej cztery. Wiec na historii sie NIE balem. Mialem tyle wiadomosci, ze po prostu nie bylo szansy, ze mnie na czymkolwiek zagnie. Wiec kiedys na lekcji wszyscy sie trzesa, bo ona otwiera dziennika, a ja luzik, usmiech. Babka patrzy sie na mnie, wyrywa do odpowiedzi (z zeszytem sie podchodzilo, bo sprawdzala tez czy sa notatki i zadania domowe) po czym wali dwojke (jedynek nie bylo) za brak marginesow, druga za brak czarnej okladki na zeszyt (bo taka sobie zazyczla) i kaze siadac, nie pytajac. I jeszcze patrzy sie z triumfalna mina "i kto jest teraz gora"? Niby nic, ale tego jej nie wybacze i nie zapomne. Oby sie smazyla w piekle, stara prukwa.
PS. Gwoli scislosci, kiedys na kartkowce z historii mialem od niej piatke (szostek nie bylo) wyrysowana przez cala szerokosc kartki, a w poprzek czerwonym flamasterm "PRZEPIEKNE!" bo na proste pytanie (na 2-3 zdania odpowiedz) ja napisalem referat na dwie strony kartki, bo akurat na ow temat wiedzialem bardzo duzo. A w liceum nauczycielka byla w szoku jak ja doskonale znam geografie i mape, bo tak nas wyszkolila...
Ale i tak...
Ja natomiast pozdrawiam tą sukę która uczyła mnie przez pierwszą i drugą klasę gimnazjum języka angielskiego w Starzynie :)
- Do odpowiedzi pojdzie.. Ko.. Kowal... a nie moze Jankowsk... hmmm... Bielecka moze by chciala cos powiedziec? No to chodz - KOWALSKI!!! itd.
Ja miałem tak w gimnazjum :D
[7] Fakt trochę się zapędziłem z tymi cudzysłowami XD
w szkole nie, na studiach mialem na 2 semestrze I roku babke,przez ktora 3 moich kumpli wylecialo z uniwerku
mieszkali obok naszego pokoju w akademiku, mieli ten przedmiot na pierwszym semestrze i kazdy z nich oblal 3 terminy i komis
niezle mnie to wystraszylo:)
niestety egzamin polegal na wykuciu co do slowa kilkudziesieciu kartek A4, calkowita strata czasu, ale widzialem, ze babka traktuje go powaznie
sporo czasu zajelo mi wkucie tego, teraz sobie juz nie wyobrazam przyswojenie takich ilosci informacji slowo w slowo, co za debilizm w ogole;/
Trochę takich nauczycieli poznałem. Pani od fizyki w gimnazjum, pani od techniki w gimnazjum, pani od chemii w Liceum. Wszystkie postrachy, ale każda w inny sposób: jedna apodyktyczna do przesady, następna zasłaniała wrednością niekompetencje, a ostatnia trzymała wysoki poziom, przez co cała szkoła jej nienawidziła.
Jak chodziłem do przedszkola, do drugiej grupy, pamiętam, że była tam taka porządna niemiła baba. Strasznie jej nie lubiłem, bo kazała mi na siłę jeść jedzenie. Na szczęście coś ją trafiło i przestała potem uczyć.
W podstawówce nie przypominam sobie, żeby jako tako ktoś taki był, jak już to mogę się przyczepić do matematyczki, ale to na siłę.
Co do gimnazjum to była jedna taka szurnięta baba, u której na lekcji była taka spina i stres dla niektórych, że pała dymi. Kobita kazała robić co po niektórym pompki na lekcji za karę, inni musieli za jedno przekleństwo pisać 20 stron zeszytu "Nie będę przeklinał na lekcji języka polskiego". Raz kolesia ustawiła w kącie specjalne przy kuble, aby wiedział gdzie jego miejsce. :)
W liceum jest pewien taki koleś co warto być u niego cichym i spokojnym, ale na dłuższą metę nie nazwałbym go postrachem szkoły, a raczej pajacem itd.
Jeszcze mi sie pewna pani od psychologii przypomniala. Najpierw przez caly semestr powtarzala, ze psychologia to nie sa "ksiazkowe regulki" a potem na egzaminie scinala kazdego, kto nie odpowiadal wykutymi "toczka w toczke" regulkami. Kumpla oblala bo w jakiejs dlugiej definicji zamiast "i" uzyl "oraz" (co w zaden sposob nie zmienialo sensu wypowiedzi). "Bo w podreczniku jest inaczej" No ale wtedy bylismy juz starsi, to raczej budzilo rechot (po paru wodkach :P) niz strach. Sie obkulo i sie zdalo i tyle.
Nauczyciel z 3 klasy licuem (w każdej klasie mieliśmy innego, w 2 dwóch byli ok), dzięki któremu zdawałem WF na 2.0 i gdyby nie stawiennictwo wychowawcy to bym nie zdał :)
Miło wspominam za to nauczyciela matematyki z 1 klasy Liceum fajny gości, całkiem na luzie, ale umiał nauczyć, niestety przez ten luz szkoła nie chciała z nim przedłużyć umowy, w 2 i 3 klasie ładna pani po studiach, ale uczyła tak sobie.
O miałem 2 w liceum całym byli tak surowi i tyle roboty dawali że ledwo kto zdawał na ich lekcjach same poprawki jednakże pewnego dnia spotkałem ich w barze i można powiedziec że w szkole nie miałem już z nimi kłopotów :D
Jak na złość i w dwóch gimnazjach i w liceum, trafiałem do klasy, która raczej była postrachem nauczycieli, więc nie czuję tematu. ;)
U mnie grozę sieje pani od fizyki. Zawsze przed polskim, wyczajamy też humor nauczycielki, bo jeśli dobry to jest bardzo luźna lekcja, a jeśli zły to lepiej jest wiać ze szkoły.
Miałem 4 takich nauczycieli, ale trójka z nich jest marnym padłem przy pani K. od matematyki, która potrafiła w jednym tylko roku usadzić 400 osób (1/5 szkoły). Jak na złość odeszła na emeryturę kiedy kończyłem, więc kolejne roczniki nie miały okazji poznać jej łask.
Paradoksalnie fajna baba, ale nie lubiła idiotów. Tylko w mojej klasie uwaliła 18 osób. Śniła mi się kilka razy w nocy po tym, jak po chorobie (nie chodziłem do szkoły i skręcałem zwolnienia) trzymała mnie pod tablicą przez 90 minut. Burackie uczucie, dostałem dwa lacze, nawet nie wiedziałem jak zacząć, bo je$bana jak chciała to dawała takie zadanie, że niewielu by podołało. Ale to i tak nie ma znaczenia, bo nawet nie wiedziałem czego zadanie dotyczy (po 2 tygodniach "choroby"). Miałem prawo, ale u Pani K. WSO i inne takie duperele nie miały zastosowania - jakbym się na to powołał, to miałbym trudne życie.
Dziwię się, że jej nikt przez te lata nie zabił :D
Z pozostałej trójki dwie osoby to nauczycielki gimnazjum i jeden emerytowany komunista od dość skomplikowanych przedmiotów technicznych. Trafiłem też na WF-istę sadystę i zobczeńca, ale zwolnił tempo, jak dostał wpie$dol od chłopaków i w ukochanej Alfie Romeo znalazł 4 przedziurawione opony i dziurę w dachu (chyba po kilofie).
Siedzieliśmy ze znajomymi w barze tak gdzieś przed maturą ... wpadły tam wyemancypowane uczycielki ( młode, po studiach i już panie profesorki ) ... na drugi dzień dostaliśmy uwagi oraz obniżoną ocenę z zachowania gratis za to, że " nie powiedzieliśmy dzień dobry"
smuggler - takich nauczycieli tylko pozazdrościć... ;)
Ja miałem szczęście, że w podstawówce, gimnazjum i liceum nie miałem takich "zrytych" belfrów. :)
Niektórzy lepsi, inni gorsi, ale żaden nie pasuje do twojego opisu.
Miałem taką od fizyki w gimnazjum. Najgorszy typ jaki może być - stara, dużo wymagająca, a nic nie ucząca. Wszyscy bali się odezwać na lekcji, bo za byle co stawiała kosy, ale na szczęście dało się zdać, bo zawsze nam rozdawała kartkówki i sprawdziany, żebyśmy jej podawali oceny do dziennika, to każdy mądry podawał co chciał, a nie co dostał, bo ona nigdy tego nie sprawdzała :P
Raczej nie trafiłem na kogoś takiego... jasne, były akcje, jak wszędzie, ale w granicach rozsądku.
No, może teraz w średniej 1 nauczyciel (w dodatku mój wychowawca) na początku dawał nam popalić i pokazywał "kto tu rządzi"... nie mam mu tego za złe, bo to jeden z lepszych nauczycieli jakich spotkałem. Zresztą, te pokazówki tylko w pierwszej klasie były, teraz złagodniał ;p
Jeden jest jeszcze w szkole, prowadzi wf. Na szczęście na niego nie trafiłem, ale nieraz mieliśmy wspólny wf z inną klasą, to wiem, że to typowy cwaniaczek, który myśli, że wszystkim rządzi. Lekko mówiąc nie przepadam za takimi ludźmi, najwyraźniej ktoś w szkole myślał podobnie, bo mu pocięto opony ostatnio.
Ja może nie trafiłem ,ale dla mnie każdy nauczyciel (prawie) jest postrachem. Zaczynając od Batmana ,czyli baby z wąsem kącząc na dyrektorze który ma brzuch większy niż cysterna z paliwem. I nie ,że się źle uczę ,tylko u nas w szkole tacy pracują straszni ,normalnie jak rodzina Adamsów.
Fizyka i Polski. Język da się jeszcze przeżyć. Choć panuje cisza i nikt nie śmie przeszkodzić nauczycielce, niektórzy się jej boją, to nie ma jednak atmosfery strachu, niepewności. Babka jest raczej lubiana.
Co innego Fizyka. Uczy nas dyrektorka. Na lekcji również cisza, każdy się boi, żeby go nie wzięła do odpowiedzi. To jakieś 10 minut męki. Trudne pytania, baba kogoś trochę zjedzie i wstawi mu pałę.
Ale najlepszy był nauczyciel Niemieckiego grupy zaawansowanej. Przepytywanie na fizyce dało się znieść, ale to był koszmar! Często się zdarzało, że dziewczyny płakały ze zdenerwowania, lub gdy dostawały... o zgrozo - 3! Nawet kujony nie miały lekko. Nigdy nie zapomnę dziewczyny bliskiej płaczu i tonu jej głosu :P. Jakby ją przepytywał niemiecki oficer SS przystawiając pistolet do skroni. A co ja miałem powiedzieć? Z Niemca byłem kompletne zero. Nie wiem jakim cudem dostałem się do zaawansowanej. Słabsza grupa była prowadzona przez moją byłą wychowawczynię, która nawet mnie lubiła (dlatego dała mnie do lepszej). Byłem zagrożony na koniec, jechałem na samych pałach. Aż na początku 2 klasy gim. po roku męki, pewnego dnia po prostu nie przyszedłem do zaawansowanych.
Rok męki jednak miał dobre strony. Teraz jestem jedną z najlepszych osób w swojej grupie :) I na koniec wychodzi mi 4, a nie pała :D.
w zeszłym roku miałem Panią od polskiego. W sumie , co ja mówię ? Panią ? To była stara , wredna kurwa , która była starą panną. Całe szczęście , że przez jej problemy zdrowotne przestała uczyć. Nie oszukujmy się , ale już dawno powinna przejść na emeryturę. Teraz dali nam nową , całkiem w porządku , młodą babkę i jest ok. ;)
również w zeszłym roku mieliśmy " postrach " szkoły od matematyki.. a co się okazało ? Całkiem miła kobitka , w podeszłym wieku , lubiłem ją. Niestety przestała nas uczyć i teraz mamy podstarzałego grzyba -.-
W mojej szkole taką opinię ma tylko Pani N. od biologii. Jednak miałem z nią lekcje tylko przez rok. Zwracanie się do niej w innym stylu niż "Pani Profesor" (mimo, iż była magistrem) nie było przyjemnym doznaniem. Różne historyjki w stylu "burza mózgów", gdzie z łatwością można było złapać 2-3 jedynki, też były na porządku dziennym. Jednak było również parę śmiesznych akcji.
Z wcześniejszych lat to jeszcze pamiętam Panią K. od chemii w gimnazjum. O ile do tej od biologii nie mam w sumie żadnych pretensji i uprzedzeń, to jednak tamta była nie do ścierpienia - stara, wredna i "wielka pani" gdy prowadzi lekcje, w dodatku często do tablicy brała.
Do tego grona mogę jeszcze dorzucić panią B. od WOSu, również z gimnazjum. "Darcie ryja" w stronę uczniów sprawiało jej sadystyczną przyjemność. Od niej dostałem największy opierdziel w moim życiu.
ed. cofam pewną kwestię, nie doczytałem :)
Nie. Z kazdym nauczycielem czy wykladowca dobrze sie trzymalem. Nie widzialem potrzeby bac sie nauczyciela czy go nie lubiec.
Acz kolwiek mlodsze klasy wypisywaly na scianach o nauczycielach ,ze ten i ten to " huj" itp. Mowa o tych bardziej wymagajacych. I wypisywali to pojednyncze osoby spod bramy, najgorsze tepaki co uzywaja przeklenstwa czesciej niz normalne slowo.
Postrach szkoly istnieje chyba tylko dla takich osob.
Miałem takiego sk.... w podstawówce (lata 80-te). Gość był zwyczajnym sadystą.
Za najmniejsze przewinienie na lekcji, typu śmiech, szept, lub "niewłaściwe" zachowanie w czasie przerwy itp były kary cielesne, które najczęściej kończyły się płaczem.
Na mojej dłoni połamał drewnianą linijkę, w momencie jak ją złamał to się jeszcze bardziej wkurzył i lał mnie drugą. Pewnego razu wytargał mnie za ucho, ale tak konkretnie, że aż mi je naderwał.
W dzisiejszych czasach ten kutas siedziałby w więzieniu za takie numery.
Ja miałem nauczycielkę od angielskiego której każdy się bał, nawet chłopy które nie zdawały po 3 lata. Jak się zdenerwowała to naprawdę robiło się gorąco ale największy jej plus to to że była świetnym nauczycielem i bardzo dużo się od niej nauczyłem.
W moim gimnazjum uczyła matmy babka która nic poza matematyka w życiu nie miała, jak czegoś nie umiałeś to zostawałeś z nią tyle godzin po lekcjach, póki Ci tego nie wytłumaczy tak żebyś zrozumiał. Pracowała tam od zawsze, ludzie którzy normalnie jechali na samych 5 u niej ledwo przechodzili, dwóch ludzi się przez nią powiesiło z czego jeden to starszy brat mojego kolegi z dawnej klasy, w której mnie i jego także ona uczyła matematyki. Spróbujcie to przebić.
W gimnazjum miałem nauczycielkę od chemii na której lekcji była absolutna cisza, nikt nie śmiał się nawet odezwać, większość osób siedziałą trzęsąc się bo jak by wzięła kogoś do tablicy to był koniec, tam to człowieka niszczyła i mieszała z błotem, jeśli tylko by pomylił choć 1 cyferkę czy literkę.
I to w zasadzie chyba tyle, żadnych innych ostrych nauczycieli nie miałem, oczywiście w szkołach byli ostrzy nauczyciele, ale akurat tak się trafiało że mojej klasy nigdy ci nauczyciele nie uczyli, jedynie ta pani z chemii która uczyła nas 2 lata, a potem odeszła i przyszła jakaś nowa prosto ze studiów, szczęście było nie do opisania :)
Postrachu nie mialem ale bylo paru idiotow. Jedna wychowawczyni mi sie tylko fajna trafila i to w podstawowce.
W moim gimnazjum uczyła matmy babka która nic poza matematyka w życiu nie miała, jak czegoś nie umiałeś to zostawałeś z nią tyle godzin po lekcjach, póki Ci tego nie wytłumaczy tak żebyś zrozumiał.
A ładna chociaż była ? :)
Pani Monika od Niemca. Ahh... Aż mi ciarki przeszły pisząc to:(
W gimnazjum, nauczycielka od polskiego... Na szczęście tylko do 2 klasy. Na początku 3 przejechał ją samochód i wróciła dopiero po naszym wyjściu...
Nie mniej jednak zaskakiwała nas różnymi wariacjami i sklerozą. Przykład:
Kolega z klasy, pan Kowalski chciał napisać kartkówkę, bo nie było go jakiś czas w szkole i miał lekkie zaległości. Jak postanowił tak zrobił. Nauczycielka podyktowała pytania i zajęła się lekcją. Po 15min chcąc oddać kartkę zauważył że pisał na oddanej kartkówce od chemii, tyle że z drugiej strony... No więc podchodzi do niej i mówi: (k - kolega, n - nauczycielka)
-[k] Proszę pani, przepraszam bardzo, ale napisałem na kartkówce od chemii...
-[n] Ależ nic się nie stało dziecko, każdemu mogło się to zdarzyć, nic się nie stało, etc. etc.
No i powróciła do opowiadaniu o temacie lekcji. Po lekcji, na przerwie podchodzi do kolegi i mówi:
-Kowalski, ja sobie nie życzę żebyś pisał sobie na kartkówce z chemii, to jest dokument szkolny, a twoje zachowanie jest niedopuszczalne!
Stara sklerotyczka...
jak wybralem LO to wszyscy je odradzali ze wzgledu na pewna matematyczke... Na szczescie w tym samym roku szkolnym ktorym zaczynalem zatrudnili nowa ktora uczyla mnie :)
jednak polonistka (moja wychowawczyni) uczyla tylko 3 klasy w calym LO i niestety mnie :/ I to ona byla najgorsza nauczycielka w dodatku wiekszosc miala z inna i nawet nie wiedza ile mieli farta..
Babka z angielskiego w podstawówce ;) miała z 30 lat (160 wzrostu,byłem od niej wyższy o 15 centów ;D).
Na lekcji babka dyktowała co wpisać do zadania,złamał mi się ołówek (mocno przyciskam pisząc,ostrząc zajęło by to z 10 min ;) ) więc zapytałem kolege czy ma pożyczyć jeden nie zdążył odpowiedzieć a ja dostałem kredą między oczy (dosłownie; a babka miała taką siłe że mi głowe chyba z 20 centów odrzuciło ;) ) + "kapa" za gadanie na lekcji :).
Edit:ale za to bardzo dobrze uczyła :).
Fizyczka. Zero tłumaczenia, wzory, formułki, wykresy, "ja wam to tłuczę, a wy nie potraficie zadania zrobić", mniej więcej coś takiego. Na półrocze i koniec błagania i apele do wychowawczyni, zeby pogadała.
A poza nią to spoko, choć trafiały się takie niezbyt ogarnięte, które też nie bardzo uczyć potrafiły, niesprawiedliwie oceniały itp.
Mnie uczył taki facet od historii w technikum,
jak się gadało na tyle na lekcji to wstawał podchodził stawał obok gadającego delikwenta i z tekstem ,,usadzić cię zaraz, dostaniesz po mordzie to będziesz szanował nauczyciela"
I po latach takich nauczycieli wspominam z najwiekszym szacunkiem
I tak i nie,jak sobie przypomną moją nauczycielkę chemii z technikum to mnie krew zalewa(stara prukwa).
Zaś wspomnianego już nauczyciela z fizy nawet dobrze wspominam,mimo iż atmosfera na jego lekcjach była gęsta,że można było ją kroić.
Ta. Aktualnie posiadamy klasowo lekcje z panią dyrektor (jedną z 3), która myśli że wszystko może, a uczeń musi się uczyć na własną rękę - lekcję od tego nie są.
Dawno takiej rury nie widziałem...
W moim gimnazjum uczyła matmy babka która nic poza matematyka w życiu nie miała, jak czegoś nie umiałeś to zostawałeś z nią tyle godzin po lekcjach, póki Ci tego nie wytłumaczy tak żebyś zrozumiał.
To chyba najlepsza część, ona miała perfidnego zeza, brak 90% zębów i zawsze chodziła w kaloszach ZAWSZE. Coś okropnego.
Smuggler, a nie wyglądało to czasem tak:
Do odpowiedzi pójdzie.. Ko.. Kowal... a nie, Popra... wka: Bielecka. Nie, nie Bielecka, Popra... wiam się: KOWALSKI!!! itd.
To to musiałeś się strachu najeść...
wieszanie, łamanie drewnianych linijek na palcach dziwnym trafem bez polamania palców (takie tłuszczem obrośnięte? :D ), uwalanie połowy szkoły - no takiego bajkopisarstwa to na studiach ze świecą szukać, choć byłyby powody, oj i to ile...
o, są też ci z gatunku "sk^%syn że cała szkołą go nie znosiła, ale ja go lubiłem". Albo wcale taki zły nie był, tylko wymagający, albo trolling odchodzi na całego.
"Lubisz wrednego wuja +10 do charyzmy i zniżka w sklepach"
Miałem matematykę z podejrzanym o podwójne zabójstwo nauczycielem, a chemię z poganiaczem bydła.
Czy mieliście/macie nauczyciela, który jest/był "postrachem" szkoły ?
to raczej ja byłem/jestem postrachem nauczycieli
Od podstawowki do LO trafialem do klas, ktore to raczej niszczyly nauczycieli, powodowaly ze wychodzili z sali, skarzyli sie itd. i to nie w stylu kubel na glowe czy jakies pyskowanie, tylko po prostu zarty i wyglupy bez zadnych chamstw. Mimo ze zawsze bylismy w top klas pod wzgledem uwag/upomnien/nagan to uchodzilo nam to na sucho dzieki wyluzowanym wychowawcom u ktorych punktowalismy z kolei czolowka pod wzgledem ocen na tle innych klas (przynajmniej w podstawowce/gim, w LO po prostu mialem debesciaka wychowawce z ktorym po dzis jestesmy na 'Ty' i tam to wygladalo nieco inaczej).
Mimo wszystko byla sobie taka babka z maty w liceum (stara panna po 40), typowa kosa-wredota, interesujaca sie nawet rzeczami niezwiazanymi z jej przedmiotem, np. nieobecnosciami na lekcjach wczesniejszych. A bylo sporo takich przypadkow, bo ludzie jak szli na wagary, to wracali na matematyke i pozniej znowu zwiewali. Hajtnela sie jak bylem w 3 klasie i slyszalem ze wyluzowala niestety juz tego nie doswiadczylem.
Ponadto niezly robot z niej byl, przez 3 lata po kazdym sprawdzianie komentowala kazda ocene tekstami typu "ale sie opusciles, dwa lata temu z drugiego sprawdzianiu miales 4, a teraz tak slabo". Albo 2 znajomych nie przyszlo na ostatnie zajecia, juz dawno po wystawieniu ocen i ona z tekstem ze sobie to zapamieta. Po wakacjach pierwsze zajecia, ona wchodzi do klasy i spiewajaco "Kowalski i Nowak do tablicy".
Z perspektywy czasu uwazam ze byla kiczowatym nauczycielem, mimo ze poziom na jej zajeciach byl naprawde wysoki. Po prostu gdybym na zajeciach nie skupial sie na tym jak nie rzucic sie w oczy, zeby nie isc do tablicy to pewnie wyniosl bym z nich duzo wiecej.
Zawsze miałem pecha do nauczycieli. W podstawówce masakryczna wychowawczyni, która nigdy mnie nie lubiła i czepiała się o byle co. Na szczęście skończyłem podstawówkę z piątką na świadectwie z jej przedmiotu. W gimnazjum to była katorga. Pierwsza klasa najlepsza, bo i kadra nauczycielska normalna, natomiast w drugiej klasie zmieniła się nauczycielka od geografii, chemii i angielskiego. Ta ostatnia była totalną debilką i każda lekcja z nią to był istny horror. Nie umiała totalnie akcentu, nie mówiąc o błędach notorycznie popełnianych przez nią podczas zajęć. A że była grupka osób (w tym ja), która lubiła ją poprawiać to zaczęła się wojna i z piątki spadliśmy o trzy oceny niżej. A w szkole ogólnie była facetka, która potrafiła podejść do ucznia i przywalić go po twarzy, a na koniec dobić torebką. Nigdy nie zapomnę akcji na apelu jak podeszła do kolegi i po prostu walnęła mu w twarz z liścia :)
Teraz jestem w liceum i szczerze nie jest tak źle. Nie licząc tego, że oceny poszły bardzo w dół to da się przeżyć. Szkoda tylko, że większość nauczycieli robi sobie totalną olewkę i uważa, że to my mamy się uczyć, a nie oni nas. Hmm.. więc po co oni są? Mam taką jedną nawiedzoną katechetkę, którą wszyscy uważają za nienormalną i fanatyczkę religijną :) Plus babkę z niemieckiego, och.. reszta luz :)
Fizyk w liceum - osoba, która nie tyle była postrachem szkoły co miasta i okolic.
Jedna z najlepiej zapamiętanych przeze mnie sytuacji z owym profesorem:
Pierwsza lekcja w pierwszej klasie - przedstawienie wymagan i wytłumaczenie jak będzie wyglądał sprawdzian:
Będą zawsze dwa zadania
- jedno na trójkę - kto byl na lekcji to zrobi;
- drugie na czwórkę - kto myśli to zrobi
Kto zrobi oba zadania dostaje 5.
Gwoli formalności będzie także zadanie na 6 - ale tego czy był na lekcji, czy myśli to nie zrobi.
A i tak się okazało, że wszystkie zadania były masakrycznie trudne...
Ale wspomnienia z tych lekcji mam bardzo pozytywne
Mnie kształcił największy ciemnogród nauczycielski!
o to ja mialem w liceum nauczyciela fizyki, starej szkoly. Postanowil sobie na cel, ze on w liceum sie bawic nie bedzie, a skoro wszyscy (?) idziemy na politechnike, to on juz nas przygotuje odpowiednio.
Zwykle semestr konczyl sie tak, ze byly 2-3 piatki ( w tym zwykle dziewczyna z najwiekszym dekoltem) pare 4 a reszta miedzy 3 a 2 i jeszcze z 5 osob po pale. Nie cierpialem tak fizyki. Codziennie z godzine rozwiazywalem zadanie, mialem stosy zapisanych zeszytow i prawie co semestr zagrozenie.
W 3 klasie uznal, ze ze mna sie meczyc nie bedzie, i dal propozycje, ze albo zmienie klase albo mnie uwali. Coz, rok przed matura niecaly zmienialem klase.
Do tej pory czlowieka nieznosze, jakbym go na ulicy spotkal, to bym mu wygarnal. Co najmniej