Graliśmy w Anomaly 2 - kontynuację udanej gry tower defence - Strona 2
Pierwsza część Anomaly to oryginalne spojrzenie na gatunek tower defense. Sequel zapowiada się na coś ładniejszego, większego i lepszego pod każdym względem.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Anomaly 2 - kontynuacji Warzone Earth
Z kolei pająkopodobna dalekosiężna armata posiadała drugie oblicze w postaci kroczącej wyrzutni rakiet. Świetne jest to, że każda forma wykazuje unikatowe właściwości, przydające się w innego rodzaju sytuacjach. Maszyna z karabinem strzela dookoła, ale zaczyna kanonadę bardzo powoli – dopiero rozgrzane lufy zasypują wrogów toną ołowiu, za to szybko stygną, gdy brakuje celów (rozwiązanie: ciągle mieć coś do rozwalenia w pobliżu). Alternatywna wersja tego pojazdu idealnie sprawdza się w ciasnych przesmykach, bo miotacze ognia działają obszarowo i zadają większe obrażenia niż karabiny, jednak mają skromniutki zasięg. Armata zaś jest świetna, gdy przed nami długa prosta, a wróg w sporej odległości – broń strzela powoli i tylko w obszarze 30 stopni na wprost, ale jak już trafi, to ufoludy zaczynają zastanawiać się nad zasadnością inwazji. Rakietowa wersja tej jednostki razi nieprzyjaciela równie wolno i z nieco mniejszą siłą, ale za to w każdym kierunku. Warto zatem zmieniać je w ogniu walki, bo często jest to jedyna droga do zwycięstwa.
Wszystko to bardzo dobrze wypada w praktyce. Zabawa w Anomaly 2 przebiega mniej więcej tak: pierwsza misja to bardzo łatwy prolog, w którym niestety jesteśmy z góry skazani na fabularnie zaplanowaną porażkę (rozumiecie: dodatkowa zachęta, by skopać syntetyczne tyłki kosmitów). Następnie gra zaprasza do wirtualnego środowiska bojowego, gdzie nasz właściwy bohater uczy się zasad rządzących polem walki – fajnym urozmaiceniem są przerwy w dostawie obrazu i zakłócenia spowodowane ostrzałem bazy, w której znajduje się sterowana przez nas postać. Po treningu przychodzi czas na konkretny bój – okazuje się, że po wydarzeniach przedstawionych w „jedynce” maszyny wróciły ze zdwojoną siłą i ludzkość znalazła na krawędzi. Albo da sobie radę z kosmitami w amerykańskim stylu, albo Ziemia stanie się domem dla miliardów różnego rodzaju wieżyczek bojowych (ciekawe, czy zobaczymy właściwych obcych w pełnej wersji gry?). Cel: dotrzeć do pana profesorka, który wie wszystko na temat tajnej broni nazwanej Project Shockwave. Przedzieramy się więc przez zniszczone tereny, rozwalamy nieprzyjacielskie obiekty, zbieramy kasę, kupujemy nowe i modyfikujemy stare jednostki, czasem dostajemy wybór – zrobić mały wypad w mocno osadzony przeciwnikami kawałek mapy dla zdobycia bliżej niezidentyfikowanych profitów czy raczej jechać prosto do celu?
Ujawnienie Anomaly 2 poprzedzono nietypową akcją promocyjną. Ludzie z 11 bit Studios zaprezentowali krótki filmik z informacją, że niedługo zostanie oficjalnie zapowiedziana nowa gra ich autorstwa. Każdy, kto w ciemno zamówił przedpremierowo swoją kopię, nie tylko zapłacił mniej, ale za jakiś czas otrzyma tajemniczy bonus od twórców. Sprytne.
Anomaly 2 na tym etapie wygląda już naprawdę nieźle. Gra jest ładniejsza i bardziej urozmaicona wizualnie od poprzedniej części (zniszczony Nowy Jork robi wrażenie – tylko czemu głowa Statui Wolności znajduje się kilkaset kilometrów od Manhattanu, jeśli wierzyć mapie z wyborem misji...), a wprowadzone zmiany w mechanice sprawiają, że jestem bardzo ciekawy, co przygotowali twórcy w dalszych partiach rozgrywki. W pełnej wersji pojawi się także multiplayer, który wydaje się odpowiedzią na zarzut z mojej recenzji – jeden gracz będzie działać wedle zasad z kampanii single’owej, drugi zaś stawiać wieżyczki na drodze przejazdu oponenta – może być lepiej niż dobrze!), natomiast fabuła ma mieć dwa zakończenia uzależnione od stylu gry. 11 bit Studios doskonale wie, co robi. Na fundamentach udanego pierwowzoru buduje coś efektowniejszego, większego i bardziej urozmaiconego. Mając na uwadze niską cenę produktu – wróżę sukces.
Filip Grabski | GRYOnline.pl