autor: Szymon Liebert
Slender: The Arrival - internetowy fenomen w komercyjnym wydaniu - Strona 3
Darmowa gra Slender: The Eight Pages podbiła internet, strasząc klimatem i nieprzewidywalnością. Jej twórca pracuje teraz nad kontynuacją, która pokaże pełnię możliwości Slender Mana. Tylko czy uda się mu ponownie nas przestraszyć?
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Slender: The Arrival - przerażająco, ale krótko
Proceduralne strachy
Lepiej zaprojektowanemu scenariuszowi ma towarzyszyć jedna z ważniejszych cech pierwowzoru: niepowtarzalność. W The Arrival nie pojawi się zbyt wiele oskryptowanych elementów – na przykład zachowanie przeciwników ma być przetwarzane proceduralnie. Losowo dobierane będzie też miejsce startu gracza w danym etapie oraz lokalizacja poszczególnych przedmiotów. Cel Hadleya i Parsec Productions jest prosty: każde podejście do gry ma być unikatowe. Nie zdradzono jednak jeszcze, czy losowość wystąpi też w samej konstrukcji map. To raczej mało prawdopodobne, bo przy całej otwartości rozgrywki autorzy chcą zachować pewną kontrolę nad tym, kiedy, jak i gdzie gracz dostanie palpitacji serca.
The Arrival zyska nie tylko nowe treści, ale także ładniejszą formę. Parsec Productions nadal konstruuje swe dzieło na bazie silnika Unity, ale teraz może pozwolić sobie na dopracowanie detali i wykorzystanie w pełni jego mocy. Efekty widać jak na dłoni – grafika jest nieporównywalnie lepsza od tej z prostego The Eight Pages. Producent tytułu nie zapomina też o podrasowaniu jakości dźwięku, tak istotnego w budowaniu odpowiedniego klimatu.
Motywacje przyświecające działalności Slender Mana są nieznane. Wiadoma istota pojawia się w różnych miejscach, aby zaprzyjaźnić się ze swoją ofiarą, najczęściej dzieckiem, a później ją porwać. W przypadku dorosłych potwór zwykle dobiera osoby, które przeżyły jakąś traumę, i nęka je przez lata. W grze Slender panuje zasada, że zbyt długie patrzenie na istotę prowadzi do zguby. Slender Man potrafi poruszać się błyskawicznie, ale nie od razu atakuje.
Z tymi wszystkimi usprawnieniami oraz samym faktem, że nowa gra ma być większa i bardziej dopieszczona, wiążą się dwie ostatnie kwestie: cena oraz platformy docelowe. Za Slender: The Arrival trzeba będzie zapłacić tyle, ile za typową pozycję niezależną, czyli mniej niż 20 dolarów (a więc poniżej 60 zł). Autorzy na razie koncentrują się na edycji pecetowej, a później przeniosą ją na komputery Mac. Nieoficjalnie przyznają, że chcieliby postraszyć Slender Manem także posiadaczy konsol, a nawet urządzeń mobilnych. Premiera odbędzie się jeszcze w pierwszym kwartale tego roku.
Kto się nie boi?
Podsumowując, Slender: The Arrival to komercyjna edycja Slendera. Z kilkugodzinną rozgrywką wciąż opartą na nieprzewidywalności, paroma scenariuszami, lepszą grafiką oraz większą różnorodnością „straszaków” The Arrival może przeobrazić się z chwilowej internetowej fascynacji w nową serię horrorów, która stanie w szranki z takimi dziełami jak np. Amnesia. Wyjdzie to na dobre miłośnikom gatunku, którzy w ostatnich latach nie byli zbyt rozpieszczani. Sytuacja powoli się zmienia i dzisiaj można już chyba powiedzieć, że survival horror wygrywa walkę o przetrwanie. Między innymi dzięki tajemniczemu Slender Manowi.
Szymon Liebert | GRYOnline.pl