autor: Amadeusz Cyganek
Need for Speed: Most Wanted – już graliśmy! Wrażenia prosto z E3 2012 - Strona 2
W nowym Need for Speed: Most Wanted czuć rękę twórców Burnouta. Po słabym The Run, szykuje się prawdziwa jazda bez trzymanki.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Need for Speed: Most Wanted - NFS na modłę Burnout Paradise
Niestety w nowym Most Wanted nie uświadczymy kompleksowego modelu zniszczeń, mającego odzwierciedlenie w osiągach naszego wozu – taki stan rzeczy był raczej do przewidzenia, gdyż nadchodzący NfS będzie mógł pochwalić się ogromną liczbą licencjonowanych pojazdów, wśród których znajdziemy bryki m. in. ze stajni Lamborghini, Dodge, Porsche czy Aston Martin. Na tej czwórce oczywiście ta lista się nie kończy, ale twórcy na razie nie chcieli zdradzać nowych szczegółów w tym aspekcie. W zamian za to autorzy przygotowali szalenie efektowne scenki w stylu tych znanych chociażby z Burnout: Paradise – widok doszczętnie zniszczonego samochodu po wielokrotnym dachowaniu potrafi wywołać niekontrolowane okrzyki zachwytu. Twórcy nie ukrywają również, że nie silą się na udziwnienia i nie planują wrzucać do gry niepotrzebnych elementów symulacyjnych – z pewnością nikogo nie zdziwi chociażby miękkie lądowanie sportowego wozu po kilkudziesięciosekundowym locie. Nowy Need for Speed ma skupić się na zagwarantowaniu jak największej dawki emocji w każdym wyścigu, a tych w ciągu blisko czterominutowej batalii na zatłoczonych ulicach z pewnością nie zabrakło.
Na deser pozostawiono nam możliwość rozegrania dwóch szybkich wyścigów już w trybie dla pojedynczego gracza. W pierwszym z nich musiałem stawić czoła siódemce przeciwników – szczerze powiedziawszy – zostałem bardzo miło zaskoczony poziomem agresji ze strony wirtualnych kierowców. Komputerowi mistrzowie kierownicy aktywnie próbowali zepchnąć mnie z toru jazdy bądź bezceremonialnie przedzwonić czy to w tył, czy w bok samochodu. Wygranie zawodów nie nastręczyło jednak zbyt wielkich problemów, związanych zapewne z fabrycznie obniżonym poziomem trudności w testowanej wersji. O wiele większym wyzwaniem stała się natomiast próba zgubienia policyjnej ucieczki. Stróże prawa znajdujący się za kierownicą dotrzymywali mi kroku przez dobre kilka minut, inteligentnie wykorzystując dość znaczną przewagę liczebną. Zgubienie pościgu znacznie ułatwiło znalezienie sprytnie poukrywanych skrótów i mniej widocznych przejść – dogłębne przestudiowanie topografii miasta umożliwi nam w dalszej konsekwencji zdobycie szybkiej przewagi nad przeciwnikiem. Rzecz jasna przedstawione tryby rozgrywki nie okażą się jedynymi, jakie znajdą się w finalnej wersji produkcji Criterionu – twórcy zapewniają, że podczas zabawy znajdziemy masę różnorodnych atrakcji, które wystarczą na dobre kilkadziesiąt godzin intensywnych wrażeń.
Po wyraźnie nieudanym eksperymencie, jakim stał się The Run, seria zdaje się wracać na właściwe tory pod skrzydłami prawdziwych fachowców w tym temacie. Need for Speed: Most Wanted już w trakcie tych kilku minut rozgrywki pokazał pazurki, oferując ogromne pokłady dynamicznej i efektownej rywalizacji. Dobre wrażenie robi intuicyjny i prosty do opanowania model jazdy, a wirtualni kierowcy potrafią uciekać się do różnorodnych metod powstrzymywania przeciwników, pokazując jednocześnie kawał dobrego, wyścigowego rzemiosła. Jedno wiem na pewno – dawno nie czułem aż takiej potrzeby prędkości. Premiera już 1 listopada – jest na co czekać!
Amadeusz Cyganek | GRYOnline.pl