autor: Krzysztof Gonciarz
Testujemy pierwszy akt Gears of War 3 - Strona 2
Posiadacze Xboksa 360 mogą zacierać ręce. Pierwszy akt Gears of War 3 zapowiada najmocniejszy exclusive na konsolę Microsoftu od kilku lat!
Przeczytaj recenzję Koniec walki z Szarańczą - recenzja gry Gears of War 3
W pierwszym akcie walczymy prawie wyłącznie z Lambentami. Ich wybuchowa natura zmienia nieco specyfikę rozgrywki, zmniejszając rolę strzelby i piły na korzyść broni przeznaczonych do walki na większy dystans. Nowe rodzaje przeciwników pojawiają się regularnie i wymagają skupienia oraz rozważnego wykorzystywania osłon. Jest ich spora różnorodność – od małych wybuchowych pajączków przez przypakowanych piechurów po wielkie bestie, które ginąc paskudzą otoczenie swymi wnętrznościami w promieniu kilkunastu metrów. Niektóre „świetliki” potrafią też mutować: czasami po celnej serii z wnętrza wroga wyskakuje dużo większy od niego stwór, który w dodatku jest jeszcze bardziej zabójczy (kojarzy się to z krewetkami wylatującymi z głów przeciwników w świeżych odsłonach serii Resident Evil).
Szkoda, że stopień trudności jest jeszcze niższy niż ostatnio – pierwszy akt ukończyłem na poziomie Hardcore (łatwiejszym tylko od niedostępnego Insane) i zginąłem raptem kilka razy, zwykle na skutek wybuchu granatu. W pozostałych przypadkach, nawet jeśli powinie nam się noga, wskrzeszą nas towarzysze (nie tak zabugowani jak w Killzonie 3). Czasami nie uda im się dobiec do nas na czas, ale w moim przypadku byli bardzo skutecznym sposobem na nieśmiertelność. Twórcy mówią, że na najniższym poziomie, praktycznie nie można stracić życia. Epic chce, żeby gra była przystępniejsza – ale czy naprawdę obniżanie stopnia trudności to jedyny sposób?
Pierwszy etap gry oferuje zróżnicowane środowisko (lotniskowiec, wioskę, stadion, steampunkowy most) w charakterystycznej dla serii architekturze. Zastosowano przy tym bardzo ciekawy zabieg narracyjny: ten sam przedział czasowy opowiadany jest z dwóch różnych perspektyw. Pierwsza połowa udostępnionego fragmentu rozgrywki to rozpaczliwa obrona lotniskowca przez Marcusa – w drugiej towarzyszymy Cole`owi w poszukiwaniach zapasów dla załogi wśród buntowników opuszczonego miasta Hanover. Wrażenie zrobiła na mnie szczególnie ta późniejsza część, ponieważ ma cięższy, bardziej przygnębiający klimat (rozładowywany niezastąpionym humorem Cole`a Traina). W czasie obrony lotniskowca staczamy m.in. pokazaną w trakcie E3 walkę z bossem – potworem morskim. Mimo zastosowania fajnych, nowych gadżetów (minimechów!) samo starcie nie zapadło mi w pamięć – ot, bardzo typowe strzelanie „w oko”, zaznaczone ładnym kolorem jako słaby punkt kolosa.
Akcja pierwszego aktu Gears of War 3 jest dynamiczna – lokacje zmieniają się szybko, często oglądamy przerywniki, na każdym kroku dowiadujemy się czegoś ciekawego i istotnego dla całej serii. To znakomite otwarcie, które budzi apetyt na więcej. Miałem również możliwość przetestowania trybu Arcade, który jest czymś w rodzaju „competitive coop” z trzeciego F.E.A.R-a. Gramy w kooperacji z kolegami, ale jednocześnie współzawodniczymy o najlepszy wynik – zliczanie punktów odbywa się na podobnej zasadzie jak w znanym już fanom trybie Hordy. Rozgrywkę dodatkowo możemy zmieniać przez narzucenie modyfikatorów np. ograniczenie dostępnej na mapie amunicji w zamian za większą ilość doświadczenia. Na pewno będzie z tym trochę zabawy, jednak nie ukrywam, że w tym momencie najważniejsze jest dla mnie doświadczenie kampanii w całości.
Gears of War 3 zapowiada się na obowiązkową pozycję dla posiadaczy Xboksów 360. Warto w oczekiwaniu na premierę odświeżyć sobie poprzednie części – to wciąż doskonałe gry, które w ogóle się nie zestarzały. Do zobaczenia na planecie Sera.
Krzysztof Gonciarz