autor: Marek Grochowski
Rage - gamescom 2010 - Strona 2
Widzieliśmy w akcji najładniejszą grę tegorocznych targów. Rage to powrót id Software na tron FPS-owych twórców.
Przeczytaj recenzję Legenda powraca na tarczy - recenzja gry Rage
Okazuje się, że w mieście odbywają się wyścigi. Gdy już mamy wziąć w nich udział, w dzielnicy rozlega się alarm. Jack, organizator zawodów, informuje, że ktoś znów grzebał przy miejskim wodociągu. Podobno chodzi o toksyny, którymi ludzie z Wasted Clan zatruwają wodę. Chcąc rozprawić się z nimi, trzeba zejść do kanałów. Klimat zmienia się diametralnie – w jednej chwili z wysuszonego, spalonego słońcem sektora wpadamy do klaustrofobicznego miejsca, gdzie światło doprowadzają wiszące na przewodach żarówki, a podłoga jest mokra z powodu przeciekających rur. Z ciemnego korytarza nadbiegają członkowie klanu. Zaraz po nich z metalowego mostka zeskakują na nas garbate kreatury podobne do Golluma. Czas użyć elektrycznej kuszy. Jeden strzał w kierunku kałuży, gdzie stoją, powoduje, że oba potwory umierają porażone prądem.
Tunele ściekowe pełne są jednak innych zmutowanych istot. Konieczne staje się wysłanie do ich siedliska strzelającego robota-pająka oraz miniquada z bombą na pokładzie. Po uruchomieniu zapalnika i następującej potem eksplozji można przeszukać ciała wrogów. Co znamienne: po tym, jak przetrzepiemy kieszenie przeciwników, ułożenie martwych sylwetek ulega zmianie.
Trzeba przyznać, że wszystkie lokacje zaprojektowano z dużą dozą kreatywności. Mnóstwo wokół nas części od pojazdów, kawałków rur i metalowych płyt, zaś prawie wszystkie budynki otagowane są przez wandali. Brudna oprawa jest paradoksalnie piękna, bo silnik id Tech5 miażdży poziomem detali, efektami cząsteczkowymi i perfekcyjną grą cieni. Wszystko obserwujemy w 60 klatkach na sekundę, co w kontekście wersji na X360 świadczy tylko o programistycznym geniuszu Carmacka.
Na deser autorzy przenoszą nas do Dead City – wymarłego miasta, gdzie bloki tworzące osiedla poprzewracały się jeden na drugi jak klocki domina – w pobliżu musiała spaść asteroida. Kontrolę nad rejonem sprawują goblinopodobni goście z shotgunami, Biegają trochę koślawo, bo animacja nie została jeszcze dopracowana, jednak zapominamy o tym natychmiast, gdy na horyzoncie pojawia się miniboss. Jego nadejście zwiastuje trzęsienie ziemi i pękające dookoła konstrukcje z betonu – wspaniały fizyczny patent.
Nasz przeciwnik to powolny nieumarlak z wielkim granatnikiem. Walka z nim kosztuje połowę amunicji. W ruch idą strzelby, granatniki i wymyślne karabiny, a kiedy wydaje się, że to już koniec kłopotów, budynki w oddali rozpryskują się pod naporem kroków jeszcze większej bestii, wysokiego na dwadzieścia pięter olbrzyma. Aż strach pomyśleć, jakim wyzwaniem będzie sprowadzenie go do parteru.
Rage to produkcja niesamowicie dynamiczna, gdzie sekwencje strzelanin w wąskich alejkach i korytarzach przeplatają się z jazdą terenowymi maszynami i eksploracją wcale niemałych miast. Produkcja id Software kusi mechaniką, różnorodnością przeciwników oraz oprawą, o jakiej twórcy innych tytułów mogą jedynie pomarzyć – przynajmniej do chwili, aż John Carmack i spółka zdecydują się sprzedawać swój silnik konkurencji. Póki co Rage to murowany kandydat do triumfów na listach bestsellerów.
Marek „Vercetti” Grochowski