autor: Szymon Liebert
Assassin's Creed: Brotherhood - gamescom 2010 - Strona 3
W kolejnym Assassin’s Creed pomożemy Ezio zorganizować prawdziwą gildię zabójców. W jaki sposób przejmiemy władzę nad Rzymem?
Przeczytaj recenzję Assassin's Creed: Brotherhood - recenzja gry
Tworzenie własnego oddziału zabójców wydaje się ciekawym i uzasadnionym dodatkiem (w końcu Ezio nie może ciągle odwalać całej pracy w pojedynkę). Ubisoft pokazał, jakie możliwości daje to w praktyce w specjalnym fragmencie rozgrywki, który nie będzie częścią kampanii. W scenie Ezio podąża do katedry, po drodze eliminując patrol żołnierzy przy użyciu swoich towarzyszy, którzy pojawiają się nagle, zabijają wrogów i znikają na dachach. Po wyjściu na plac bohater przechodzi przez tłum zgromadzonych tam biskupów i wchodzi do monumentalnej świątyni. Przed ołtarzem widzi cel w obstawie uzbrojonych żołdaków, a w tle sprzymierzonych asasynów, schodzących cichaczem po sklepieniu. W jednym momencie bohater zabija kardynała z kuszy, a jego koledzy pozbywają się straży. Przed katedrą dochodzi już do prawdziwej bitwy z całym oddziałem wrogów. Przywołani zabójcy rzucają bomby dymne i sieką wrogów ostrzami – takiej skali potyczek wcześniej w serii nie było.
Od strony wizualnej twórcy zmienili niewiele, więc gra w znacznym stopniu przypomina poprzednią część (podczas wczytywania oglądamy nawet te same scenki). Graficznie jest więc nadal bardzo dobrze i sam Rzym prezentuje się świetnie (oczywiście twórcy odwzorowali wiele historycznych obiektów, w tym np. Koloseum). Postacie w przerywnikach filmowych nie robią za to takiego wrażenia jak kilka lat temu, ale to chyba nikomu przeszkadzać nie będzie. Inną sprawą jest to, że producenci nie rezygnują ze swojego upodobania do znajdziek i przez prezentację przewinęła się jedna ze 101 flag Borgii.
Kontynuacja przygód Ezio nie będzie rewolucją, a po prostu rozwinięciem bardzo dobrej formuły, z której – miejmy nadzieję – twórcy wyeliminują błędy. Nowe pomysły wydają się świetne, chociaż wypada sprawdzić, czy autorzy wykorzystają ich potencjał (w końcu zarządzanie willą w „dwójce” było pewnym rozczarowaniem). Na pewno jest jeszcze kilka niespodzianek w zanadrzu, oczywiście oprócz oczekiwanej rozgrywki sieciowej. Jedną z nich będą „wirtualne misje”, które wypatrzyliśmy w głównym menu gry podczas krótkiej przerwy w pokazie. Producenci zapytani o tę tajemniczą nazwę nie mogli jednak ujawnić, o co chodzi. Cały czas trzeba też pamiętać, że poznając historię Ezio, śledzimy tak naprawdę losy Desmonda, który w pewnym momencie zapewne przejmie pierwsze skrzypce.
Szymon „Hed” Liebert