BioShock 2 - Multiplayer (E3 2009) - Strona 2
Szumnie zapowiadaną nowością w drugiej części Bioshocka jest tryb rozgrywki wieloosobowej. Widzieliśmy go po raz pierwszy w akcji podczas targów w Los Angeles.
Przeczytaj recenzję BioShock 2 - recenzja gry
I to w zasadzie wszystko, jeśli chodzi o rozwój i charakterystykę bohatera. Po stworzeniu postaci możemy przenieść się na plac boju, gdzie poddamy testom nasze umiejętności w potyczce z innymi mieszkańcami Rapture. Do wyboru będą raptem trzy tryby rozgrywki: standardowy deathmatch, w którym każdy walczy z każdym, deathmatch drużynowy, gdzie robimy to samo, tylko w grupach i jeszcze jeden, na razie nieznany wariant, o którym wiadomo jedynie tyle, że również oparty będzie na rywalizacji w zespołach. Niewiele tego.
W trakcie prezentacji dane mi było zobaczyć przykładowe starcie – pracownik studia Digital Extremes walczył przez kilka minut w restauracji Kashmir z botami. Spektakl nie powalił, niestety, na kolana – na tle dzisiejszych strzelanin nastawionych na potyczki w sieci, multiplayerowy moduł drugiego Bioshocka prezentował się po prostu nijako i nawet fakt, że gracz może przebierać nie tylko w broniach, ale również w plazmidach, nie był w stanie poprawić ogólnego wrażenia. Jestem gotów założyć się, że tylko najzagorzalsi fani serii pograją w to dłużej niż kilkadziesiąt minut.
Być może tryb multiplayer nie prezentowałby się tak blado, gdyby autorzy mieli na niego pomysł. O tym jednak można jedynie pomarzyć. Zamiast tego dostaliśmy zwykłe naparzanie, ubarwione możliwością wykorzystania wieżyczek strzelniczych (trzeba taką wcześniej przejąć, operacja trwa kilka sekund) oraz wcielenia się w rolę Tatuśka. Tak, tak, ikony Bioshocka oczywiście zabraknąć tu nie mogło. Na każdej planszy znajduje się punkt, w którym leży kombinezon. Gdy go podniesiemy, automatycznie przeistaczamy się na kilkadziesiąt sekund w Big Daddy’ego, a więc stajemy się bardziej wytrzymali i potrafimy zadawać większe obrażenia. Wyeliminowanie biegającego po planszy Tatuśka staje się celem priorytetowym dla pozostałych zawodników, bo postać jest po prostu zbyt silna, żeby pozwolić jej hasać do woli po mapie. Użyty kombinezon znika z planszy, ale po dłuższej chwili pojawia się znowu, by zaoferować swoje usługi kolejnemu graczowi.
Trudno w tej chwili stwierdzić, jakie niespodzianki zobaczymy w trzecim trybie rozgrywki, ale jeśli nie będzie on różnił się zbyt wiele od klasycznego deathmatchu, to będzie bardzo źle, bo na razie zabawa koncentruje się wyłącznie na „kampowaniu” wieżyczki, co zresztą przyznała prowadząca całą prezentację przedstawicielka deweloperów. Użytkownicy, którzy trochę dłużej pograli w multiplayerowego Bioshocka, szybko orientują się, że wieżyczka rządzi, więc po rozpoczęciu zmagań od razu biegną, by ją przejąć. Obrażenia zadawane przez działko są na tyle duże, że warto je jak najdłużej utrzymywać pod swoją kontrolą. To chyba nie tak miało wyglądać.
Nie lubię oceniać gier, zanim te nie trafią na rynek w finalnej wersji i z tego właśnie względu nie przekreślę na razie multiplayerowego komponentu w Bioshocku 2. Nie będę jednak ukrywać, że to, co widziałem na prezentacji, wyglądało mizernie. Być może sieciowe potyczki w nowym produkcie studia 2K Marin znajdą swoich zwolenników, ale moim zdaniem produkcja tego modułu to niepotrzebna strata czasu i pieniędzy. Lepiej byłoby dla twórców, gdyby skupili się nad trybem single player, gdyż w serii Bioshock jest on po dwakroć bardziej istotny.
Krystian „U.V. Impaler” Smoszna