autor: Maciej Makuła
Left 4 Dead - GC 2008 - Strona 2
W horrorach bohaterowie decydujący się na rozdzielenie się przeważnie ponoszą klęskę. Czy gra stawiająca na trzymanie się razem odniesie sukces?
Przeczytaj recenzję Left 4 Dead - recenzja gry
Według Gabe’a dzięki niemu praktycznie niemożliwym jest rozegranie dwóch takich samych partii. Nigdy nie wiadomo, czy miejsce, które podczas ostatniego przejścia było świadkiem krwawej bitwy – tym razem nie okaże się po prostu spokojną promenadą. Ciężko jeszcze ocenić, jak bardzo wpłynie to na żywotność Left 4 Dead – ale moje pierwsze wrażenia są jak najbardziej pozytywne.
Sama gra ma być podzielona na kampanie (cztery). W każdej z nich zmierzymy się z innym wyzwaniem – ja zapoznałem się z etapem rozgrywającym się w jakiejś dzielnicy portowej. Grający nie mają żadnego wpływu na wygląd swoich postaci. Ich profile stworzone zostały przez autorów, a ich życiorysy poznamy w trakcie kampanii reklamowej, z którą wiąże się m.in. otwarcie specjalnej strony internetowej (motyw znany z chociażby promocji Portalu).
Left 4 Dead hula naturalnie na silniku Source. Determinuje to wymagania sprzętowe – gra ma chodzić tak samo i na takim samym sprzęcie jak produkty z zestawu The Orange Box. A wygląda bardzo ładnie. Dziesiątki atakujących zombiaków, gra świateł z latarek w różnych mrocznych pomieszczeniach (żeby było ciekawiej – światło i odgłosy wabią zombiaki), świetny montaż dźwięku. Za ten odpowiada również wspomniany wcześniej reżyser i starannie próbuje wzbudzić u odbiorcy wieczne poczucie niepokoju oraz zagrożenia.
Przeciwnicy to oprócz hord zombiaków także różni mutanci – przeważnie występujący w charakterze tzw. bossów. Niestety, na etapie w który graliśmy, nie dane było mi zapoznać się z wieloma z nich. Napatoczyliśmy się jedynie na Tanka – muskularną bestię zdolną przebijać się przez ściany.
Left 4 Dead jest niezwykle ciekawym eksperymentem. Śledząc grę w materiałach prasowych i zwiastunach, nabrałem przekonania, że jest nieco dziwna, głównie przez odejście od powolnego, mało dynamicznego nurtu gier o walce z niezliczonymi rzeszami zombie, jaki reprezentuje od lat chociażby seria Resident Evil. Po mojej krótkiej sesji bez cienia wątpliwości umieściłem Left 4 Dead na liście FPS-ów, w które zagram w tym roku. Określić go można spotkaniem Counter-Strike’a z Residentem, gdzie sprawna drużyna walczy z ruchliwymi i zawziętymi umarlakami. Frajda jest naprawdę niesamowita – a chyba o to w tym wszystkim chodzi.
Maciej „Von Zay” Makuła