Czy Assassin’s Creed Origins będzie pełnoprawną grą RPG? - Strona 3
Seria Assassin’s Creed romansowała z mechanizmami RPG od samego początku swego istnienia. Czy Origins, egipską odsłonę cyklu, można już nazwać pełnoprawnym RPG? Twórcy unikają tej etykietki, więc postanowiliśmy sami odpowiedzieć na to pytanie.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Assassin's Creed Origins – najlepsza gra w historii tej serii?
Jak w każdym szanującym się RPG w Assassin’s Creed Origins pokonani przez nas przeciwnicy pozostawią po sobie mniej lub bardziej interesujące przedmioty, to samo dotyczy znajdowanych skrzyń. Łupy mają być generowane losowo, co oznacza, że dwukrotne odwiedzenie tego samego miejsca i powalenie tego samego strażnika zaowocuje zdobyciem odmiennych elementów ekwipunku.
Jeśli uważnie śledzicie doniesienia z innych branżowych frontów, z pewnością zauważyliście, w jaki sposób zapowiadana jest gra Śródziemie: Cień wojny. W przeciwieństwie do poprzedniej części cyklu, czyli Śródziemia: Cienia Mordoru, najnowsze dzieło studia Monolith Productions jest określane właśnie mianem RPG akcji, podczas gdy pierwsza odsłona cyklu była opisywana jako gra akcji z elementami RPG. Z drugiej strony mamy przykład Horizon Zero Dawn, które od pierwszej zapowiedzi było nazywane action RPG, nawet pomimo liniowej od początku do końca fabuły i typowo zręcznościowego systemu walki.
Czyżby zatem pracownikom Ubisoftu zabrakło odwagi? Cóż, być może autorzy chcą w ten sposób uniknąć zaszufladkowania swojego dzieła w niewłaściwym miejscu – przyczepienie Assassin’s Creed Origins etykietki RPG akcji z automatu postawiłoby ten tytuł obok takich tuzów gatunku jak wyżej wspomniane Wiedźmin 3: Dziki Gon i Dark Souls czy choćby seria Mass Effect, na tle których dzieje Bayeka z Siwy mogłyby nie błyszczeć tak bardzo, jak chcieliby tego twórcy – choćby ze względu na niewystarczająco rozbudowane mechanizmy rozwoju postaci czy stopień złożoności mechaniki rozgrywki.
A może metamorfoza czeka cały gatunek?
Cliff Bleszinski, czyli człowiek, któremu zawdzięczamy między innymi powstanie serii Gears of War, stwierdził swego czasu, że RPG jest przyszłością shooterów. Patrząc na to, jak obecnie prezentuje się ów gatunek, trudno nie przyznać mu racji – wszak erpegowe elementy trafiły w tej czy w innej formie do niemal każdej liczącej się strzelanki. Ba, taki Far Cry 4 posiada nawet nie do końca liniową fabułę, co może nie stawia go automatycznie obok Baldur’s Gate, ale w pewnym sensie zbliża do siebie te dwie pozycje. Fakt, śmiałe stwierdzenie, skoro jednak już powołujemy się na definicje...
Warto zastanowić się nad tym, czy w przyszłości nie doczekamy się przewartościowania w całym gatunku i czy Assassin’s Creed Origins nie jest przypadkiem zwiastunem kierunku (co prawda nie pierwszym, ale z pewnością najbardziej wyrazistym), w jakim będą podążać w kolejnych latach gry RPG. W ilu bowiem tytułach dumnie prężących muskuły jako rasowe RPG otrzymaliśmy zaledwie iluzoryczne wybory, które i tak prowadziły do tego samego zakończenia? W ilu grach spod tego znaku liczba opcji dialogowych została zmniejszona do niezbędnego minimum, by rozmowa z określoną postacią o większym znaczeniu fabularnym i tak kończyła się w ten sam, z góry ustalony sposób?
Czy nie lepiej w takim wypadku całkowicie zrezygnować z niektórych aspektów rozgrywki dotychczas kojarzących się z RPG i skoncentrować się na tym, co da się jeszcze w sensowny sposób rozwinąć? Wszak charakterystyki postaci oparte na liczbowych statystykach miały największy sens wówczas, kiedy lwia część przygody toczyła się w wyobraźni gracza lub była przedstawiona za pomocą mniej lub bardziej umownej oprawy wizualnej.
W dzisiejszych czasach, w dobie niemal fotorealistycznej grafiki, zwyczajnie trudno uwierzyć, że stworzone przez nas chucherko, którego muskulatura i wygląd nie ulegają żadnej zmianie w miarę postępów w grze, rozwija swoją siłę i charyzmę na tyle, by pokonać w walce lub „przegadać” dwumetrowego osiłka. A dialogi? Cóż, rezygnacja z „gadających głów” wciąż będących znakiem rozpoznawczym większości RPG (w mniej lub bardziej wyraźnej formie) mogłaby wyjść wszystkim na dobre.
Powyższy akapit dotyczy jednak szerszego zagadnienia, którym być może zajmiemy się przy innej okazji. Teraz spróbujmy udzielić odpowiedzi na pytanie postawione na wstępie.
WARTO WIEDZIEĆ
Samego Bayeka z całą pewnością nie da się określić mianem chucherka. Protagonista będzie jednym z nubijskich wojowników (zwanych medżaj), którzy służyli władcom starożytnego Egiptu jako agenci i elitarni strażnicy. Można przyjąć, że to taki ówczesny odpowiednik policji czy – jak kto woli – straży miejskiej. „Pan władza” będzie musiał jednak dostosować się do nowych realiów, kiedy do głosu zaczną dochodzić greckie wpływy. Swoją cegiełkę do tworzenia „nowego świata” dołożą również obecni w grze Rzymianie, a i templariusze odegrają pewną rolę w wydarzeniach, w jakich przyjdzie nam wziąć udział. Bardzo możliwe, że ci ostatni zostaną przedstawieni jako Zakon Starożytnych (Order of the Ancients) – jednego z nich mogliśmy zobaczyć na trailerze (typ w masce).
Ujawnione przez twórców informacje, a także opublikowane przez nich materiały z rozgrywki udowadniają, że choć Assassin’s Creed Origins nie będzie przykładem klasycznego RPG, można przyjąć, że to taki nowofalowy „rolplej”.
Oczywiście zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że po premierze okaże się, iż zapowiedzi, za którymi stali PR-owcy z Ubisoftu i pracownicy montrealskiego studia, były mocno na wyrost, a my otrzymamy kalkę poprzednich części serii, sprytnie przykrytą makijażem pozornie nowych rozwiązań. Jak jednak mawiał Fox Mulder: „I want to believe”. Miejmy więc nadzieję, że twórcy poszli po rozum do głowy i nie zrobią swoich fanów w bambuko – w przeciwnym wypadku błyszcząca niegdyś seria okryje się wieczną hańbą. Na szczęście nic nie wskazuje na to, by tak miało się stać – ku uciesze deweloperów odpowiedzialnych za ten tytuł i samych graczy.
Krystian Pieniążek | GRYOnline.pl