Graliśmy w Śródziemie: Cień wojny – system Nemezis rozwija skrzydła - Strona 2
Pierwszy tytuł studia Monolith Productions w świecie Władcy Pierścieni byłby grą tylko poprawną, gdyby nie jeden unikatowy element – system Nemezis. Autorzy świetnie zdawali sobie z tego sprawę i w sequelu znacznie rozbudowali tę mechanikę.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Śródziemie: Cień wojny – w Mordorze rządzi powtarzalność
W Cieniu wojny znajdzie się również odrobina mikrozarządzania. Przed rozpoczęciem ataku na fortecę pojawi się ekran armii, na którym zobaczymy, jakimi siłami dysponuje wróg: czy na murach siedzą bestie, które potraktują nas ogniem lub trucizną, czy możemy spodziewać się całego oddziału tarczowników lub małych band orków walczących z dystansu. Może się również okazać, że dzięki specjalnej cesze naczelnika trafiliśmy na fortecę umocnioną murami kamiennymi, a nie zwykłą palisadą. Dzięki takim informacjom gra pozwoli dobrać odpowiednie ulepszenia dla naszych wojsk. Każdy z wodzów walczących dla Taliona dysponuje trzema możliwymi ścieżkami rozwoju armii, z których przed walką da się wskazać jedną. Przykładowo, do sforsowania kamiennych murów możemy dodatkowo zwerbować saperów, wrogim włócznikom postawimy na drodze naszych tarczowników, a własne bestie oblężnicze wyposażymy w płonące pociski.
Rozwój nie jest oczywiście darmowy – każde ulepszenie wymaga poniesienia przez nas kosztów w growej walucie. Miałem okazję podchodzić do zdobywania twierdzy z wybranymi wzmocnieniami dla każdego z czterech członów armii oraz zupełnie bez ulepszeń i muszę przyznać, że walka „na czysto” stanowi zdecydowanie większe wyzwanie, więc opłaca się sypnąć mordorskim groszem.
Jednym z ulepszeń dostępnych dla naszej armii w trakcie oblężeń jest możliwość przywołania na pole walki smoka. Choć jest on niezwykle potężną bestią, musimy być przygotowani na unikanie jego ataków – gadowi nie robi różnicy, czy trafi w sojuszników, czy też we wrogów.
Jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać
Śródziemie: Cień wojny modyfikuje również system uzbrojenia, który studio Monolith wprowadziło w poprzedniej grze. O ile produkcja z 2014 roku stawiała na dość banalne ulepszanie broni za pomocą run, tutaj sytuacja jest dużo bardziej skomplikowana, więc oddam głos Bobowi Robertsowi, by wyjaśnił nowe założenia:
Ostatnim razem mieliśmy runy, które można było wkładać w broń. I mimo że był to fajny element, czuliśmy, że potrafimy zrobić w tym aspekcie znacznie więcej. Poza tym dodaje to zupełnie nową warstwę potencjalnych zmian w wyglądzie bohatera. No i najważniejsze – znaleźliśmy sposób na inkorporowanie systemu Nemezis do ekwipunku.
W tej chwili myślę o ekwipunku wyłącznie jako o „Nemesis gear”. Przykładowo, jeśli będziesz polować na jakiegoś wroga, który jest wrażliwy na ogień, i zabijesz go poprzez podpalenie, istnieje bardzo duża szansa, że sprzęt, który z niego wypadnie, będzie mieć jakąś cechę związaną z ogniem. Możesz to więc nazwać „lekkim craftingiem” – w zależności od tego, jak będziesz manipulować cechami i słabościami Twoich wrogów w walce, rezultatem będą różne właściwości zdobywanego sprzętu, który można grupować w zestawy.
Taki sprzęt pozostaje również powiązany z jego poprzednim właścicielem – będziesz mógł zobaczyć jego imię na elemencie uzbrojenia do momentu, aż podołasz pewnemu wyzwaniu, które odblokuje tę teoretyczną cechę związaną z ogniem. Po zrobieniu tego zmieni się również nazwa przedmiotu, która będzie już bliższa temu, co znasz ze świata Władcy Pierścieni; element, który nosisz, osiągnął w ten sposób swoją idealną formę, więc teraz zdobyty miecz może się na przykład nazywać Przynoszący Ogień. Dodatkowo znajdziesz nawet drobny cytat związany z poprzednim właścicielem, którego wypatroszyłeś – to tak, żebyś nigdy o nim nie zapomniał.
Jak więc można zauważyć, wyróżnikiem kolejnego Śródziemia ponownie ma być system Nemezis, który tym razem zaczyna wpływać również na takie składowe gry jak ekwipunek. Na ile taka mechanika faktycznie się sprawdzi, przekonamy się pewnie dopiero w dniu premiery – testowany przeze mnie poziom związany był jedynie ze zdobywaniem twierdzy, więc za mało czasu spędziłem z tym tytułem, by móc zweryfikować wypowiedź Robertsa.
W Cieniu wojny rozbudowano również system umiejętności, który tym razem pozwoli na znacznie więcej. Postacie, jakie otrzymaliśmy do wypróbowania, od razu miały wysoki poziom doświadczenia (26 lub 27), więc było z czego wybierać w trakcie walki. Oprócz doskonale znanych ciosów i animacji wziętych wprost z Cienia Mordoru kontynuacja oferuje nowe umiejętności – do wykorzystania po odpowiednim nabiciu licznika nieprzerwanych ataków. Rewolucji zdecydowanie nie należy oczekiwać, ale ci z Was, którym przypadł do gustu poprzedni system walki, na pewno będą z tego elementu zadowoleni.
W Krainie Mordor, gdzie trafimy w sierpniu
Muszę przyznać, że etap zdobywania jednej z twierdz, który miałem okazję przetestować, przypadł mi do gustu dużo bardziej, niż się tego spodziewałem po obejrzeniu wcześniej udostępnionych materiałów. Całość wyglądała wprawdzie ciekawie, ale nie byłem przekonany do zaprezentowanych rozwiązań. Po samodzielnym zdobyciu fortecy moje odczucia są jednak o wiele bardziej pozytywne. Nowości w systemie Nemezis pomagają w zróżnicowaniu rozgrywki, a konieczność pogłówkowania przy dobieraniu odpowiednich zasobów do ataku stanowi miły dodatek.
Ciężko w tej chwili wyrokować, na ile Śródziemie: Cień wojny padnie ofiarą powiększenia świata. Roberts zapewnił, że w grze będzie sporo aktywności pobocznych, dzięki czemu w naszą rozgrywkę nie wkradnie się nuda. Jeśli tylko sukcesywne podbijanie Mordoru zaoferuje coś nowego z każdym kolejnym oblężeniem, kontynuacja usatysfakcjonuje fanów produkcji z 2014 roku, a także przyciągnie sporo nowych graczy.
Zawsze przeglądamy wątki z dyskusjami dotyczącymi naszej gry i aż ciężko zliczyć, ile razy wysyłaliśmy sobie maile typu: „Hej, zobacz to, ktoś napisał bardzo interesującą listę rzeczy, które chciałby ujrzeć w kolejnej grze z serii”. Czytamy więc to wszystko i dodajemy te naprawdę fajne pomysły do gry. W tym momencie, gdy podczytujemy kolejne takie dyskusje, czujemy, że robimy wszystko, czego się od nas oczekuje. Wydaje mi się, że gracze będą zadowoleni, bo wprowadzamy te elementy, na których im zależy. No dobra, czasem trafi się coś naprawdę szalonego, co chcielibyśmy dodać, ale nie możemy tego zrobić... jednak zdecydowana większość powtarzających się propozycji znajduje się już w Cieniu wojny.
O AUTORZE
Jestem wielkim fanem świata wykreowanego przez J. R. R. Tolkiena, więc zawsze z ogromną nadzieją spoglądam na kolejne produkcje umiejscowione w Śródziemiu. Do dziś za najlepsze gry osadzone w świecie Władcy Pierścieni uważam pierwszą Bitwę o Śródziemie oraz Powrót króla na licencji filmowej. Śródziemie: Cień Mordoru to dla mnie gra na 7,5, a za jej największą zaletę uznaję – jak wielu graczy zresztą – system Nemezis.
ZASTRZEŻENIE
Wyjazd do Berlina na pokaz gry Śródziemie: Cień wojny opłacił polski wydawca, firma Cenega.
Michał Mańka | GRYOnline.pl