Graliśmy w For Honor – ostra sieka tylko dla hardkorowców? - Strona 3
Ubisoft pozazdrościł Turkom serii Mount & Blade. For Honor będzie jednak grą nastawioną na rozgrywki sieciowe i to trudną, a to oznacza, że casuale zapewne się od niej odbiją.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry For Honor – ten system walki zasługuje na więcej
Liczy się skill
Dopiero eliminacja, a nie dominacja, uświadomiła mi, jak ważne w For Honor jest działanie drużynowe. Na początku każdej rundy gra domyślnie ustawia dwóch przeciwników naprzeciw siebie, prowokując ich do stoczenia pojedynku. Lepszym rozwiązaniem jest jednak szybkie odszukanie towarzyszy i przeprowadzenie natarcia w grupie. Większej liczbie wojaków łatwiej kontrolować sytuację na polu bitwy, kompani stanowią też zabezpieczenie przed haniebnymi ciosami w plecy, gdy zdecydujemy się jednak na honorowe starcie jeden na jednego. Nie bez znaczenia pozostaje także fakt, iż liczniejszej ekipie łatwiej jest sprawić, by oponenci nie postawili na nogi rannego towarzysza. W trakcie sesji dość szybko zorientowaliśmy się, że to właśnie stanowi klucz do sukcesu. Mniejsza liczba rywali to mniejszy problem.
Jako ostatnie na pokazie zaprezentowane zostały klasyczne pojedynki. Tryb prosty jak konstrukcja cepa – stajemy do walki jeden na jednego, a mecz toczy się do trzech zwycięstw. Bardzo ograniczony obszar uniemożliwia ucieczkę, trzeba więc wznieść się na wyżyny umiejętności, by kontrować ataki wroga i samemu wyprowadzać skuteczne uderzenia. Na plus tego wariantu z pewnością zaliczyć wypada to, że w starciach 1v1 nie są brane pod uwagę bonusy wynikające z noszenia określonych elementów ekwipunku, jak to ma miejsce np. w dominacji. Pojedynki to test skilla bez użycia wspomagaczy.
Sama customizacja postaci nie została specjalnie rozbudowana, przynajmniej pod względem kosmetycznym. W Paryżu widzieliśmy raptem kilka elementów stroju, które można zmienić, ale tych pewnie z czasem dojdzie dużo, dużo więcej. O wiele bardziej istotne są zestawy dodatkowych umiejętności – każdy z kilkunastu bohaterów dysponuje trzema takimi pakietami. Wybór odpowiednich mocy nie jest bez znaczenia, zwłaszcza gdy drużyna wydaje się dobrze zorganizowana i jej członkowie znają role, które przyjdzie im odegrać na polu bitwy. Postacie reprezentują bowiem różne klasy i część z nich doskonale sprawdza się w funkcji tanka, inne z kolei odnajdą się jako typowe wsparcie (suport). Zbudowanie teamu w taki sposób, żeby jego członkowie wzajemnie się uzupełniali, to kwestia podstawowa.
Gra dla hardkorowców
Podsumowując, For Honor może być ciekawym produktem dla ludzi, którzy preferują angażującą rozgrywkę w trybie multiplayer, wymagającą szlifowania umiejętności i sprawnej egzekucji tego, czego z takim mozołem się nauczyliśmy. Jak już wspomniałem, sezonowi gracze na dłuższą metę nie mają tu czego szukać, bo tytuł ten wymaga dużego skupienia i niemałych umiejętności. Kupowanie For Honor wyłącznie z powodu singla również na tę chwilę wydaje się nie mieć większego sensu – jako wprawka przed graniem w sieci być może, ale po kilku misjach, które rozegrałem (dwie na targach E3, dwie na pokazie w Paryżu), nie wydaje mi się, by kampania była w stanie samodzielnie się obronić. Więcej o nowym dziele Ubisoftu z pewnością powiedzą planowane beta-testy. Jeśli For Honor leży w kręgu Waszych zainteresowań, warto mieć je uwadze i odpowiednio wcześniej spróbować zagwarantować sobie do nich dostęp.
ZASTRZEŻENIE
Wyjazd autora tekstu do Paryża na pokaz gry For Honor sfinansowała firma Ubisoft.
Krystian Smoszna | GRYOnline.pl