Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 14 marca 2014, 12:43

autor: Luc

Recenzja gry Titanfall - dynamicznego FPS-a twórców serii Call of Duty - Strona 2

Rewolucji w gatunku shooterów oczekiwaliśmy od dawna. Dzięki Titanfall od studia Respawn Entertainment, bieganie z karabinem w dłoni znów przyprawia o dreszcze, a szereg innowacji sprawia, że nawet poza kokpitem Tytana, nie sposób się nudzić.

W tym szaleństwie jest metoda

Ci, którzy mimo wszystko nie mieli okazji spróbować swoich sił w becie, mają do dyspozycji samouczek, doskonale wprowadzający we wszystkie aspekty prowadzenia potężnego mecha oraz kontrolowania naszego pilota poza kokpitem Tytana. A trzeba przyznać, że nauki jest sporo. Pomijając już specyficzne prowadzenie ogromnej maszyny, do którego szybko da się przyzwyczaić, największą zmianą w stosunku do pozostałych shooterów, jest znaczne poszerzenie możliwości poruszania się naszej postaci. Dzięki niezwykle pomocnemu jetpackowi oraz efektownemu bieganiu po ścianach, możemy dotrzeć niemal w każde widoczne miejsce – bez względu na to czy jest to wysoki na kilkanaście metrów budynek czy też platforma, od której dzieli nas ogromna przepaść. Jeszcze tylko krótki kurs obsługi pistoletu oraz innych, podstawowych pukawek i jesteśmy w pełni gotowi do naszej pierwszej, poważnej bitwy.

Spadająca gwiazda czy po prostu Tytan?

Recenzja gry Titanfall - dynamicznego FPS-a twórców serii Call of Duty - ilustracja #2

Jedną z ciekawszych innowacji, która znalazła się w Titanfall, jest wprowadzenie elementu ewakuacji po zakończonym meczu. Przegrana strona ma kilkadziesiąt sekund na dostanie się na pokład odlatującego statku oraz uratowania resztek honoru, z kolei zwycięzcy muszą zrobić wszystko, aby do tego nie dopuścić. Rozwiązanie wydaje się banalne, ale sprawdza się doprawdy znakomicie i zapewnia dodatkowy zastrzyk adrenaliny, nawet po rozstrzygnięciu spotkania.

Do wertykalności map i wynikającej z tego mnogości dostępnych taktyk, trzeba z pewnością przywyknąć. Tradycyjne bieganie po płaskich powierzchniach lub wspinanie się po schodach, aby dostać się na pobliski dach, w Titanfall nie zdaje egzaminu. Przestawienie się na wyjątkowo dynamiczny model poruszania, nie zajmuje szczęśliwie zbyt wiele czasu. Już po kilku minutach rozgrywki, odkrywamy w sobie duszę parkourowca i zaczynamy postrzegać budynki i wieże przed nami nie jako zwykłe elementy otoczenia, lecz nowe ścieżki prowadzące na niedostępne wcześniej pozycje. Nieustanne skakanie, chwytanie krawędzi i bieganie po ścianach, nie tylko zachęca do ciągłego ruchu, ale wręcz do niego zmusza – sytuacja na polu bitwy zmienia się bowiem tak szybko, że pozostawanie w tym samym miejscu dłużej niż kilka sekund jest wręcz niemożliwe. Zresztą, po wezwaniu Tytana i tak nikt nie ma ochoty na bezczynność.

Widma w swoim naturalnym środowisku – nieruchome i spokojnie czekające na śmierć.

Głupi i głupszy na froncie

Zanim jednak nastąpi ta wiekopomna chwila i z nieba runie mechaniczna bestia, naszymi głównymi sprzymierzeńcami w walce o przetrwanie i lepsze jutro, będą inni gracze oraz sterowani przez komputer szeregowcy. Obydwie kwestie wymagają osobnego omówienia, obie bowiem budziły niezwykle wiele kontrowersji jeszcze na długo przed otwartą betą. W finalnej wersji gry niewiele się zmieniło – mecze wciąż odbywają się w formacie 6 kontra 6, zaś pozostałe 36 postaci biegających po polu bitwy, to kontrolowane przez SI „wydmuszki”, niestanowiące większego zagrożenia dla żywych pilotów. Ich obecność wydaje się być jedną z nielicznych skaz na wizerunku Titanfalla. Sama koncepcja umieszczenia na polu bitwy łatwych do upolowania celów wydaje się trafiona – dzięki temu nawet słabsi gracze mogą poczuć się przydatni i nabrać odpowiedniej wprawy. Z drugiej strony jednak, poziom ich bezużyteczności chwilami razi aż zbyt mocno. Podzieleni na dwie kategorie – zwykłą piechotę oraz automaty (Widma), w obu przypadkach swoją aktywność ograniczają z reguły do stania przy ścianie, nawet wtedy, gdy wokół rozgrywa się istne piekło. Ginące od jednego strzału, rzadko kiedy same potrafiące oddać celną salwę, boty nadają się bardziej na groteskowy piknik niż do udziału w wojnie.