Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 5 lipca 2002, 11:21

autor: Piotr Szczerbowski

Duke Nukem: Manhattan Project - recenzja gry

W Duke Nukem: Manhattan Project cofamy się nieco w czasie, do momentu gdy pewne tajemnicze osoby postanowiły odkryć nowe źródło radioaktywnej energii, gdy Duke zajęty był walką z obcymi najeźdźcami.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Jeżeli czekacie na następcę genialnego Duke Nukem 3D, Manhattan Project może, co najwyżej, spowodować frustrację i niechęć do twórców księcia – ekipy 3DRealms. Nie zaznacie tu w pełni lubianego klimatu z wersji 3D, a o swobodzie ruchów godnej trójwymiarowego świata możecie sobie tylko pomarzyć. Czeka na was gra platformowa, podobna do innych pseudo-3D strzelanek, gdzie gracz podąża jedynie drogą przewidzianą przez programistów. Ale za to gra genialnie wykonana i przy tym niesamowicie grywalna, bardziej niż można by po cichych zapowiedziach sądzić. Jeśli chcecie przypomnieć sobie te wspaniałe chwile spędzone z księciem za czasów wysłużonych 486 i kart graficznych bez obsługi choćby jednej zaawansowanej funkcji – lub po prostu kochacie proste nawalanki, warto się tą pozycją bliżej zainteresować.

Duke Nukem: Manhattan Project stworzyła grupa Sunstorm Interactive we współpracy z 3DRealms. Reklamowana imieniem sławnego bohatera, Duke’a Nukem, ma za zadanie wypełnić lukę gier opowiadających o poczynaniach księcia na naszych domowych „PeCetach”. Może niewielu z Was zdaje sobie sprawę z tego, że gracze konsolowi mają do wyboru całą gamę produktów z tymi dwoma magicznymi wyrazami nadrukowanymi na opakowaniu.

Całe zamieszanie tym razem rozpętał mech zwany Morphixem. Ów niegodziwiec stworzył niebezpieczną, radioaktywną substancję (GLOPP) mutującą zwierzęta w pozbawionych skrupułów morderców. Planując podbicie świata, bo czegoś tak niesamowitego zmarnować przecież nie można, zaczyna „dziwnym trafem” od napaści na USA, a dokładnie na Nowy Jork. Nasz bohater, obrońca uciśnionych dusz, wyrusza na ratunek ginącemu gatunkowi. Kobiety całego świata – nie musicie się niczego obawiać, On jest z Wami! :-)

Z założenia gra platformowa pokazuje bohatera z perspektywy trzeciej osoby. Zabawa opiera się na zdolnościach manualnych grającego, więc skakania, biegania i kurczowego wciskania spustu będzie w MP co nie miara. Autorzy wprowadzili dodatkowo kilka ciekawych elementów logicznych – manipulacja maszynami i drzwiami poprzez przeróżne przełączniki, oraz elementów czysto „erpegowych” – zebranie 10 Nuke’ów, czyli specjalnych „dopałek” na jednej misji zwiększa statystyki i tak już napakowanego do granic możliwości herosa.

Podstawowe cele misji pozostają cały czas niezmienne, czyli bieganie za kolorowymi kartami dostępu oraz ratowanie gorących panienek to chleb powszedni. Mimo jednolitego schematu rozgrywki, na nudę z pewnością narzekać nie można. Całość zamyka się w 8 ogromnych epizodach podzielonych każdy na 3 odrębne poziomy (plus dodatkowe walki z bossami kończącymi epizod). Zwiedzimy między innymi dachy nowojorskich wieżowców, tętniącą życiem chińską dzielnicę, rozpadającą się stację metra i podziemne kompleksy, łącznie z dostępnymi w każdej metropolii kanałami, straszną fabrykę, tankowiec a zaraz potem wieżę wiertniczą. Na zakończenie czeka śmiałków coś ekstra – mega odjechana baza orbitalna. I jak tu nie czuć się jak w domu? ;)

Jako że Duke ekspertem w swoim fachu bezsprzecznie jest, to każdy manifestujący powyższe słowa powinien mieć się na baczności. Nasz bohater potrafi obsługiwać takie cuda techniki, jak szybki acz mało skuteczny Golden Eagle, doskonałą z bliskiego dystansu śrutownicę, szybki karabin szturmowy, bardzo skuteczny w swoim działaniu granatnik oraz doskonałe działo pulsacyjne. Warto zwrócić uwagę na promień anty-GLOPP, niwelujący skutki działania tej radioaktywnej substancji, czyli przywracający biedne zwierzątka do stanu pierwotnego. Wtedy nasz bohater może spokojnie potraktować takiego delikwenta wypolerowanym jak tyłeczek elfiej damy glanem.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.

Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami
Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami

Recenzja gry

Helldivers 2 pokazuje, co może zrobić doświadczony zespół specjalizujący się w określonym gatunku gier, mając wsparcie dużego wydawcy pokroju Sony. Zdecydowanie nie sprawi, że serwery będą działać stabilnie po 14 dniach po premierze.