Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 5 października 2013, 12:00

autor: Szymon Liebert

Recenzja gry Gone Home - trudne sprawy gier wideo - Strona 3

Gone Home to gra w stylu Dear Esther, która zebrała fenomenalne recenzje. Postanowiliśmy zweryfikować, czy feminizująca produkcja studia The Fullbright Company rzeczywiście jest tak dobra i przełomowa.

Szukając własnej drogi

Główną bohaterką pozostaje Sam a tematem jej relacja z koleżanką Lonnie oraz resztą rówieśników. Mówiąc krótko, Sam nie zgadza się na pewne z góry przyjęte normy i poszukuje własnej drogi. Gra podejmuje kwestie nieczęsto obecne grach, np. feminizmu czy w pewnym zakresie walki z patriarchatem. Uspokajam, że Gone Home nie ma znamion manifestu. To lekkie podejście do obu tematów, które raczej nikogo nie powinno odstraszyć. Autorzy koncentrują się na opowiedzeniu osobistej historii. Przede wszystkim odczytujemy więc emocje Sam i towarzyszymy jej w przełamywaniu strachu przed odrzuceniem ówczesnych, niesprawiedliwych i sztucznych norm społecznych. Skłamałbym, gdybym napisał, że jej nie kibicowałem czy nie przejąłem się jej losem. Gone Home mnie kupiło, chociaż nie w stu procentach.

Pokój nastolatki o pisarskich ambicjach. - 2013-10-04
Pokój nastolatki o pisarskich ambicjach.

Wątpliwości odnośnie historii sprowadzają się do tego, że niestety jest ona infantylna. Potrafię to zrozumieć, bo w końcu odczytujemy opowieść nakreśloną przez nastolatkę z perspektywy jej niewiele starszej siostry. Trudno oczekiwać, że dojdzie tu do jakichś przesadnych ekscesów czy mocnych scen rodem z powieści Philippe Bessona. Historia Sam szybko wykazuje jednak cechy czegoś, co już znamy i co było przerabiane dziesiątki razy przez popkulturę. Gone Home waha się między opowieścią rzeczywiście przejmującą a emocjonalnością złotych lat zespołu Ich Troje. „Nie najgorszy, ale jednak „familijny” melodramat” – często powracała do mnie ta myśl. Być może chodzi o to, że opowieść serwuje coś w stylu happy endu, nie pozbawia człowieka nadziei, że będzie lepiej. Przez to zastanawiałem się nawet, czy The Fullbright Company nie przedstawia po prostu historii nastoletniego buntu i ucieczki z domu.

Gone Home zawiera także parę innych motywów, które zapewne mogą się komuś spodobać. Jedną z najbardziej zauważalnych kwestii jest nostalgia za latami 90. Gra jest wypełniona po brzegi kasetami, płytami, grami wideo i tytułami z tamtych lat. Od strony wizualnej była to dla mnie naprawdę przyjemna wycieczka, tym bardziej że – podobnie jak wielu Polaków – dostawałem paczki z zagranicy. Miałem taki sam długopis, gumkę do ścierania i zeszyt jak bohaterki Gone Home. Prawie jak w domu, chciałoby się powiedzieć.

Recenzja gry Gone Home - trudne sprawy gier wideo - ilustracja #2

Gone Home unika otwartych manifestów ideologicznych, ale nawiązuje do pewnych ruchów społecznych. Sam i Lonnie, bohaterki gry, ewidentnie utożsamiają się z punkowym ruchem „riot grrrl”, który wykształcił się w Stanach Zjednoczonych na początku lat 90. XX wieku. W ramach tej inicjatywy powstawały kapele sprzeciwiające się przemocy, rasizmowi czy patriarchatowi. Zresztą w grze można usłyszeć parę kawałków prawdziwych zespołów, w tym Heavens to Betsy czy Bratmobile.

Metoda małych kroków

Powiem szczerze, że Gone Home mi się spodobało, ale daleki jestem od uznania tej gry za niezwykłą, innowacyjną czy nawet odważną. Być może wynika to z faktu, że – jak pisałem – jestem raczej aktywnym odbiorcą kultury. Zawodzi też zastosowana przez studio The Fullbright Company narracja, która bez naprawdę mocnej opowieści po prostu zaczyna nużyć. Niemniej muszę przyznać, że po Gone Home coś we mnie zostało – na pewno nie jest to poczucie zmarnowania dwóch godzin.

Makulatura czy wartościowy głos? - 2013-10-04
Makulatura czy wartościowy głos?

Gone Home nie poruszył mnie tak jak zapewne chcieliby tego twórcy, bo nie do końca odpowiada mi sposób opowiadania fabuły i poziom scenariusza – jest zbyt prostolinijny i chyba traktuje odbiorcę nieco z góry. Jako kogoś, kto do podobnych historii nie przywyknął, więc trzeba z nim postępować ostrożnie. Mimo tego jestem zdania, że Gone Home jest krokiem w dobrym kierunku i chętnie sięgam po takie gry, teksty, doświadczenia – jakkolwiek je nazwać. Szkoda tylko, że obierając ten kierunek, studio The Fullbright Company trochę potyka się o własne nogi. No cóż, praktyka czyni mistrza, prawda? Czekam na następną grę, która uporządkuje ten bałagan.

Szymon Liebert | GRYOnline.pl