Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Rise of the Triad Recenzja gry

Recenzja gry 7 sierpnia 2013, 16:20

autor: Szymon Liebert

Recenzja gry Rise of the Triad - lepsza niż Duke Nukem Forever, gorsza niż Painkiller Hell & Damnation

Powraca kolejna klasyczna strzelanka – brutalne, szybkie i prześmiewcze Rise of the Triad. Odświeżona wersja to prawdziwy rollercoaster. Tak, czasem robi się od niego niedobrze.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  1. szybka, wymagająca i brutalna rozgrywka;
  2. sporo złożonych poziomów z wieloma sekretami;
  3. stosunkowo niewielki, ale radosny arsenał;
  4. bardzo fajny tryb multiplayer.
MINUSY:
  1. fatalna optymalizacja, która zaburza płynność gry;
  2. mnóstwo błędów technicznych;
  3. brak opcji zapisu w dowolnym momencie;
  4. irytujące sekwencje platformowe.

Rise of the Triad powróciło, aby straszyć moralizatorów szybką rozgrywką, okultystyczną tematyką oraz olbrzymimi ilościami ludzkich wnętrzności walających się gdzie popadnie. Remake tej kultowej dla osób z mojego pokolenia pozycji przygotowało studio Interceptor Entertainment, składające się z niedoświadczonych pasjonatów, pozbawionych wsparcia wielkiego wydawcy i dużego budżetu. Widać to jak na dłoni, gdy tylko uruchomimy grę, i wyznam, że początki są trudne – niski budżet widać gołym okiem. Często niesie to ze sobą niedociągnięcia, które skutecznie psują humor. Czy naprawdę tak wyglądało nasze dzieciństwo?

A jednak skreślenie Rise of the Triad byłoby błędem, bo ten zakurzony i nadrdzewiały relikt przeszłości ma w sobie spory potencjał i przy odrobinie determinacji da się w nim dokopać do ukrytych pokładów dobrej zabawy. Rozrywki, która ukształtowała tak miłych i inteligentnych ludzi jak ja i moi koledzy z redakcji gry-online.pl.

Recenzja gry Rise of the Triad - lepsza niż Duke Nukem Forever, gorsza niż Painkiller Hell & Damnation  - ilustracja #2Pierwsze Rise of the Triad, o podtytule Dark War, wyszło w 1994 roku dzięki firmie Apogee, która dała światu takie gry jak Commander Keen czy chociażby Duke Nukem. Od połowy lat 90. ubiegłego wieku tego wydawcę i producenta znamy raczej jako 3D Realms, czyli twórców paru kultowych strzelanek pierwszoosobowych (Duke Nukem 3D, Shadow Warrior). Marka Apogee została reaktywowana w 2008 roku – obecna firma ma na koncie między innymi Duke Nukem: Critical Mass.

Fabuła? Jaka fabuła...

Jedną z największych zalet Rise of the Triad jest szczątkowa fabuła, która sprowadza się do rzucenia kilku haseł o okultystach z organizacji Triad działających na pewnej wyspie i agentach wysłanych do walki z nimi. Jednak po co nam więcej, skoro gra sprowadza się do eliminowania wszystkiego, co się rusza? Każdy z piątki głównych bohaterów – członków organizacji HUNT – otrzymuje własne, absolutnie pozbawione znaczenia tło fabularne oraz proste statystyki, które w małym stopniu przekładają się na rozgrywkę. I tak, w przypadku wybrania nawet najwolniejszej postaci Rise of the Triad jest nadal nieporównywalnie szybszą strzelanką od wszystkiego, co pojawiło się na rynku w ciągu ostatnich kilku lat.

Przejście misji, a zaliczenie jej w 100% to dwie kompletnie różne rzeczy. - 2013-08-07
Przejście misji, a zaliczenie jej w 100% to dwie kompletnie różne rzeczy.

Kampania solowa składa się z dwudziestu misji, z których przejście każdej zajmuje od kilkunastu do kilkudziesięciu minut. Ten czas zależy od takich czynników jak właśnie determinacja oraz umiejętności. Rise of the Triad nie przymila się do gracza sugestiami obniżenia stopnia trudności czy gęsto rozsianymi punktami zapisu. Zadania podzielono tu na sekcje, do których wracamy po śmierci i od których można zacząć zabawę w dowolnym momencie. To jednocześnie zaleta i wada tej produkcji, bo często chciałoby się uniknąć konieczności powtarzania kilkunastominutowego, niełatwego fragmentu.

Lekcja anatomii

Pierwsza misja w Rise of the Triad ustala priorytety i styl rozgrywki na resztę kampanii – po piętnastu sekundach dostajemy rakietnicę i rozpoczyna się rzeź. W tej grze liczy się przede wszystkim niczym nieskrępowane rozczłonkowywanie przeciwników odzianych w mundury, szaty mnichów, pancerze i tym podobne przebrania. Tryskające z ran fontanny krwi, latające wszędzie kończyny, odcięte głowy – to bardzo częsty widok, więc zdecydowanie należy odradzić tę pozycję ludziom, którzy wyrośli już z takich atrakcji lub mają słaby żołądek. Polecić można ją za to studentom medycyny, bo to lekcja anatomii w praktyce. Z drugiej strony – przeciwnicy są debilnie tępi. Ich taktyka sprowadza się do zbliżenia na pewien dystans i prowadzenia ognia. Część oponentów ma też problemy ze wzrokiem i słuchem, inni za to dostrzegają nas z kilometra – trudno tu o regułę. Zaletą jest to, że niektórzy posiadają specjalne umiejętności, np. potrafią kraść broń lub wykonywać zabawne uniki. Poza tym wrogowie robią to, czego się po nich spodziewamy – istnieją, a sensem ich istnienia jest czekanie na wystrzeloną przez nas rakietę.

Rakietnicę dostajemy do ręki w piętnastej sekundzie pierwszego poziomu. - 2013-08-07
Rakietnicę dostajemy do ręki w piętnastej sekundzie pierwszego poziomu.
Najzabawniejsze gadżety w Rise of the Triad:
  1. Excalibat – okultystyczny kij baseballowy;
  2. Flamewall – rakietnica, która tworzy ścianę ognia;
  3. Dark Staff – magiczny kijek miotający prądem i energią kinetyczną;
  4. kość – przedmiot zamieniający gracza w psa.

Mówiąc żartobliwie, remake Rise of the Triad przekreśla lata badań nad wartością elektronicznej rozrywki i tuziny produkcji artystycznych, które starały się udowodnić, że gry są czymś więcej niż bezmyślną zabawą. Nie są, mówią twórcy z Interceptor Entertainment i serwują graczom kilka rodzajów wyrzutni rakiet, okultystyczny kij bejsbolowy, durne żarty czy chociażby możliwość zamiany w... psa. Pod tym względem powrót serii jest udany – stanowi przypomnienie, że gry nie muszą być poważne, sensowne i realistyczne. Mogą być głupawe, bezsensowne, naginające prawa fizyki i chamskie. To znaczy – według mnie mogą.

Wyjście z korytarza

Dzisiaj zgubić się w grze to prawdziwa sztuka, bo nawet w takich molochach jak Assassin’s Creed czy Grand Theft Auto wszystko jest podane na tacy. Często dotyczy to także sekretnych miejsc lub przedmiotów, co uważam za dość słabe, bo odkrycie czegoś, co zaznaczono na mapie, nie sprawia zbyt wielkiej satysfakcji. Ale w Rise of the Triad, produkcji nieporównywalnie skromniejszej od przytoczonych serii, zdecydowanie można zabłądzić. Poziomy zaprojektowane przez studio Interceptor Entertainment są obszerne, złożone i dosłownie nafaszerowane ukrytymi przejściami. Pozycja ta wyjaśnia, czemu pewne pokolenie graczy cierpi na chorobę „obmacywania ścian” – w starszych strzelankach w ten właśnie sposób odkrywało się bonusy.

Poziomy są zdecydowanie bardziej otwarte niż w wielu dzisiejszych grach. - 2013-08-07
Poziomy są zdecydowanie bardziej otwarte niż w wielu dzisiejszych grach.

Interceptor Entertainment nie bało się też umieścić na mapach tak abstrakcyjnych elementów jak wielkie, lewitujące monety i inne cenne przedmioty, które wpływają na zaliczenie poziomu oraz punktację. Rise of the Triad nie zawodzi, bo oferuje mnóstwo zabawy dla poszukiwaczy skarbów i ludzi lubiących bić rekordy. Nagrodą są nie tylko wysokie wyniki, ale też możliwość zobaczenia paru śmiesznych nawiązań i żartów ukrytych przed wzrokiem zwykłych śmiertelników. Gra jest radosna i za to należą się jej pochwały.

Kto do mnie strzela?

Ze złożonością etapów i różnorodnością rozgrywki wiążą się pewne negatywy, jak na przykład to, że mapy przeważnie są nieczytelne. Setki razy podczas kampanii zachodziłem w głowę, skąd ktoś do mnie strzela, dokąd mam pójść dalej i jak podejść do walki z większą grupą przeciwników. Design gry nie jest więc olśniewający i często autorzy potykają się o własne pomysły.

Cytując znanego filozofa: wzbogacić się lub umrzeć próbując. - 2013-08-07
Cytując znanego filozofa: wzbogacić się lub umrzeć próbując.

Irytujące są sceny platformowe. Tak, istnieją wyzwania tego typu, co nie powinno zdziwić fanów pierwowzoru. W Rise of the Triad często trzeba omijać śmiercionośne pułapki, jeździć szybkimi windami lub skakać na skoczniach umieszczonych nad zabójczą lawą. Czasem sprawia to frajdę, najczęściej jednak frustruje. Niedokładne sterowanie, kiepska geometria poziomów i brutalnie szybka rozgrywka sprawiają, że upadki zdarzają się nagminnie. Pal licho, jeśli spadniemy na podłogę – najbardziej boli kąpiel w lawie lub nadzianie się na zabójcze wirniki. Powtarzanie kilka razy długiej sekcji platformowej o tak wysokim poziomie trudności skutecznie zabija ochotę do dalszej zabawy. W moim przypadku wymagało wyłączenia Rise of the Triad i odczekania paru godzin. Brzmi poważnie, ale sam projekt poziomów i zaledwie parę punktów zapisu nie są największymi wadami tej gry. Problemem Rise of the Triad jest wykonanie techniczne.

Prawie jak rollercoaster

Twórcy Call of Duty i wielu innych współczesnych tytułów często w opisie rozgrywki posługują się terminem rollercoastera, czyli doświadczenia o zmiennym natężeniu emocji i intensywności. Słowo to powracało do mnie, kiedy grałem w Rise of the Triad. Tutaj przybrało jednak kompletnie inne znaczenie. Dzieło studia Interceptor Entertainment można określić mianem rollercoastera ze względu na płynność animacji. Dawno nie widziałem tak kiepsko zoptymalizowanej gry, która krztusi się na każdych ustawieniach graficznych. Na sprzęcie wyposażonym w ośmiordzeniowy procesor, 4 GB pamięci i kartę Radeon HD 7900 oczekuję czegoś lepszego, tym bardziej że graficznie nowe Rise of the Triad raczej nie zachwyca. Ma parę współczesnych efektów, średnie modele postaci, dużo podobnych tekstur i stosunkowo proste wizualnie poziomy.

Optymalizacja gry to masakra, symbolicznie przedstawiona na tym obrazku. - 2013-08-07
Optymalizacja gry to masakra, symbolicznie przedstawiona na tym obrazku.

Chyba nie muszę mówić, że nagłe spadki animacji i komiczne przycięcia kompletnie niwelują radość, jaką daje przerabianie wrogów na latające fragmenty mięsa. W połączeniu ze wspomnianymi problemami, czyli nie najlepszym sterowaniem czy blokowaniem się postaci na różnych elementach otoczenia, Rise of the Triad przypomina rzucanie nożem do celu z zasłoniętymi oczami. Wiesz, w którym kierunku należy zrobić wymach, ale to, gdzie wyląduje ostrze, okazuje się całkowicie przypadkowe. Czy da się to poprawić? Pewnie tak, szczególnie że autorzy są świadomi problemów sygnalizowanych przez graczy. Zobaczymy, czy przełoży się to na konkretne efekty, czyli łatki – bez nich produkcja ta może mocno grymasić na niektórych platformach. W przypadku strategii turowej lub przygodówki nie byłoby to problemem. Rise of the Triad ma jednak ambicję być brutalnie szybką strzelanką pierwszoosobową.

Pojawiam się i znikam

Niesamowite tempo gry wraz z jej nieprzewidywalną optymalizacją stanowi prawdziwe wyzwanie w multiplayerze, gdzie przeciwnicy nie są tylko kukiełkami. W sieci można grać w trzech trybach na pięciu mapach. Nie jest tego dużo, ale rozgrywka okazuje się na tyle emocjonująca, że fani rywalizacji powinni być zadowoleni. Oczywiście tytuł rezygnuje ze współczesnych wymysłów pokroju systemu poziomów, stawiając na beztroskie, niezobowiązujące walki arenowe z błyskawicznymi rozdaniami. To jedna z tych pozycji, w których trzeba dobrze znać rozkład mapy – tylko w ten sposób zdobędziemy wyposażenie i zyskamy szansę na przeżycie dłużej niż 5 sekund.

Widok wielu skoczni uraduje serce fanów Quake’a III. - 2013-08-07
Widok wielu skoczni uraduje serca fanów Quake’a III.

Pola bitew pełne są pułapek, przedmiotów, skoczni i innych elementów, co w parze z bardzo szybką rozgrywką, pozbawioną opcji zdobywania nowych rodzajów broni czy umiejętności, daje coś, co kojarzy się z taką klasyką jak Quake III Arena. To moim zdaniem dobry kierunek – dla mnie były to najlepsze czasy grania w sieci. Szkoda tylko, że z mojej katowickiej lokalizacji mam czasem problemy z połączeniem się z serwerami. Inną sprawą jest kwestia balansu i obecności paru mocno przesadzonych zabawek, np. przedmiotu dającego niezniszczalność. Na szczęście autorzy zapowiedzieli już, że zajmą się tym przypadkiem.

Recenzja gry Rise of the Triad - lepsza niż Duke Nukem Forever, gorsza niż Painkiller Hell & Damnation  - ilustracja #3W Rise of the Triad nie mogło zabraknąć jednego z najbardziej kultowych trybów rozgrywki multiplayer: Capture the Flag. W końcu była to pierwsza strzelanka FPP, która zaserwowała tę formę zabawy w sieci.

Trudne powroty

Rise of the Triad to szybka, brutalna i bezpardonowa strzelanka, którą wykonano w średnio udany sposób. Mnóstwo błędów technicznych, koszmarna optymalizacja oraz irytujące rozwiązania sprawiły, że parę razy miałem ochotę wywalić ją z dysku i nigdy do niej nie wracać. Mimo to uruchamiałem ją ponownie, i to nie tylko z recenzenckiego obowiązku. W Rise of the Triad gra się bowiem całkiem nieźle, jeśli tylko zaakceptujemy zamierzone archaizmy, parę nietrafionych pomysłów autorów i nieociągnięcia techniczne (proszę, poprawcie je!).

Powrót klasyki jest więc trudny, ale niekoniecznie nieudany. Pamiętajmy, że to tytuł kosztujący stosunkowo niewiele – w swojej kategorii cenowej broni się dużą liczbą poziomów oraz obecnością trybu multiplayer. To połączenie oferuje zapewne kilkadziesiąt godzin zabawy. Poza tym jak na debiutancką produkcję studio Interceptor Entertainment spisało się nieźle. Jeśli więc ograliście już Hard Reset i odstawiliście na półkę Painkiller Hell & Damnation, możecie śmiało sięgnąć po Rise of the Triad. Oczywiście w oczekiwaniu na polski remake Shadow Warrior.

Recenzja gry Rise of the Triad - lepsza niż Duke Nukem Forever, gorsza niż Painkiller Hell & Damnation
Recenzja gry Rise of the Triad - lepsza niż Duke Nukem Forever, gorsza niż Painkiller Hell & Damnation

Recenzja gry

Powraca kolejna klasyczna strzelanka – brutalne, szybkie i prześmiewcze Rise of the Triad. Odświeżona wersja to prawdziwy rollercoaster. Tak, czasem robi się od niego niedobrze.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.