Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 13 września 2012, 11:32

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Dogfight 1942 - II wojna światowa w polskiej zręcznościówce - Strona 2

Zręcznościowych gier z samolotami w roli głównej nie brakuje, ale nie wszystkie spełniają pokładane w nich nadzieje. Dogfight 1942, choć króciutkie, jest całkiem ciekawą propozycją na jeden jesienny wieczór.

Dogfight 1942 jest produkcją solidną, choć niepozbawioną wad. Największą bolączką okazują się wyświetlające się niemiłosiernie często ekrany ładowania. Po uruchomieniu gry trzeba czekać i czekać, aby wreszcie pojawiło się prawie zupełnie statyczne menu główne. Po wybraniu misji znowu czekamy (i ziewamy), aż załaduje się ekran wyboru samolotu i kamuflażu. Dopiero po kilkunastu (kilkudziesięciu?) kolejnych sekundach jesteśmy w stanie rozpocząć zabawę. Troszeczkę złośliwie napiszę, że czasem trwa to wszystko dłużej niż sama misja. OK, może nieco przesadzam, ale to tylko pokazuje, że ten element jest zbyt frustrujący, by zbyć go machnięciem ręki.

Drugie, już bardziej osobiste odczucie, to wrażenie, że do gry trochę bez ładu i składu powrzucano nijak niepowiązane ze sobą misje, których zadaniem jest jedynie przepuścić graczy przez lotniczą ścieżkę zdrowia. Rozumiem, że jak największe zróżnicowanie zabawy powinno działać na jej korzyść – raz strzelamy do samolotów, raz zrzucamy bomby, szukamy lądowiska ruchu oporu czy ratujemy ludzi gdzieś na szerokim przestworze oceanu – ale to aż się prosi o fabułę. Nawet przedstawioną w najprostszy możliwy sposób. Pisząc to, wcale nie myślę o Crimson Skies, ale choćby o Sine Mora. Gra moim zdaniem niesamowicie by na tym zyskała.

A tak? Maksymalnie po około trzech godzinach (a raczej szybciej) kończymy kampanię i za dwa dni zapominamy, że w coś takiego jak Dogfight 1942 graliśmy. Bez jakichkolwiek emocji. Tym bardziej, że jedyna dostępna opcja powtórzenia kampanii w kooperacji czy przedłużenia zabawy w dwóch innych trybach to rozgrywka na podzielonym ekranie z drugą osobą siedzącą na kanapie obok. Brak możliwości pojedynków sieciowych sprawia, że po jednym, dość krótkim zresztą, wieczorze można grę usunąć z dysku. Trochę mało, nieprawdaż?

Dogfight 1942 jest pozycją zaskakująco przyjemną – muszę przyznać, że nie spodziewałem się po niej jakichś szczególnych fajerwerków i w rezultacie ich nie otrzymałem, ale już po pierwszych dwóch misjach byłem przekonany, że to solidny produkt. Pod względem jakości oprawy graficznej nie ma się do czego przyczepić. Niebo we wszystkich zadaniach wygląda fantastycznie. Dźwiękowo również jest w porządku – ach, ten soczysty rodzimy akcent w komunikatach Dywizjonu 303. Problem w tym, że nie jest to tytuł potrafiący zatrzymać przy sobie na dłużej. Odpalić, skończyć w jedno posiedzenie i zapomnieć. Nie powinno się przy tym mieć poczucia zmarnowanego czasu. Co najwyżej – trochę zmarnowanego potencjału.

Przemysław Zamęcki | GRYOnline.pl

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej