Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Transformers: Upadek Cybertronu Recenzja gry

Recenzja gry 31 sierpnia 2012, 12:24

autor: Michał Basta

Roboty upadają z klasą - recenzja gry Transformers: Upadek Cybertronu

High Moon Studios potwierdziło już wcześniej, że w świecie Transformersów czuje się jak ryba w wodzie. Po udanym poprzedniku przyszedł czas na Upadek Cybertronu - czy jest to równie udana gra? Sprawdzamy to w naszej recenzji!

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  • wciągająca i zróżnicowana kampania;
  • miodna rozgrywka;
  • drobne usprawnienia sprawdzonego schematu;
  • świetnie wykonany Cybertron;
  • zapewniający sporo godzin dobrej zabawy tryb sieciowy.
MINUSY:
  • niezbyt wygodne prowadzenie pojazdów lądowych.

Transformers: Wojna o Cybertron było jedną z najlepszych, o ile nie najlepszą grą osadzoną w świecie wielkich robotów. High Moon Studios nie siliło się na oryginalność i postawiło na sprawdzone w innych produkcjach rozwiązania. Nawiązanie do klasycznych strzelanin, gdzie pierwsze skrzypce gra dynamiczna akcja, zamiast chowania się za wszelkiej maści przeszkodami, okazało się strzałem w dziesiątkę. Po dwóch latach przyszedł czas na kolejną odsłonę serii, w której zastosowano podobny schemat. Czy wyszło jej to na dobre?

Okazuje się, że jak najbardziej. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że twórcy stworzyli kalkę Wojny o Cybertron i pragną wyciągnąć pieniądze od graczy. Na szczęście wrażenie to pryska już po paru chwilach obcowania z tytułem. Wprawdzie rdzeń rozgrywki wiele się nie zmienił, ale drobne nowości i ulepszenia sprawiają, że Upadek Cybertronu jest jeszcze atrakcyjniejszy od poprzednika.

Arka jest ogromnym statkiem kosmicznym zbudowanym przez Autoboty. Została stworzona po to, aby bezpiecznie przetransportować roboty tej frakcji do innej części galaktyki po zniszczeniu Cybertronu. To właśnie tym okrętem Transformersy dostały się na Ziemię.

Wojny ciąg dalszy

Wydarzenia przedstawione w Upadku Cybertronu są kontynuacją zmagań między Autobotami (to ci dobrzy) a Decepticonami (źli). Fabuła rozpoczyna się na słynnej Arce, czyli ogromnym statku kosmicznym, którym Autoboty próbują uciec swoim wrogom i dostać się do międzywymiarowego portalu. W pewnym momencie dochodzi do pojedynku dwóch przywódców – Optimusa Prime z bezwzględnym Megatronem. W kulminacyjnym momencie akcja zostaje przerwana, a my przenosimy się kilka dni wstecz, żeby odtworzyć wydarzenia z niedalekiej przeszłości.

Nie od dziś wiadomo, że fabuła w strzelaninach jest elementem drugorzędnym. Miło się jednak robi, kiedy autorzy przyłożą się do niej trochę bardziej, tworząc wciągającą otoczkę. W Upadku Cybertronu mamy do czynienia właśnie z takim podejściem. Kampania została podzielona na trzynaście rozdziałów, pokazujących konflikt zarówno od strony Autobotów, jak i Decepticonów. Jakby tego było mało, na polu walki pojawia się z czasem jeszcze jedna frakcja, co tylko dodaje całej opowieści smaczku. Często dochodzi więc do sytuacji, w których w jednym rozdziale wcielamy się w obrońców, a w kolejnym w agresorów. Dynamiczne przedstawienie zdarzeń z różnych stron to duży plus, dzięki któremu fabuła nabiera rumieńców i śledzi się ją z prawdziwą przyjemnością.

Stara szkoła

Na tle współczesnych strzelanin Wojna o Cybertron charakteryzowała się dość klasycznym podejściem do rozgrywki. Twórcy postawili na szybkie i dynamiczne wymiany ognia z ciągłą potrzebą przemieszczania się i wykonywania uników, a nie na nieustanne ukrywanie się za przeszkodami. Upadek Cybertronu powiela ten schemat – i dobrze, bo sprawdza się on świetnie. Podczas starć cały czas coś się dzieje – wszędzie biegają przeciwnicy i sojusznicy, w powietrzu świszczą pociski, a wokół nas co rusz dochodzi do eksplozji. W trakcie bitew należy zatem działać szybko, ale i z rozwagą, ponieważ wejście w sam środek grupy wrogów na pewno skończy się naszą śmiercią. Konieczne staje się opanowanie wszelkiego rodzaju skoków i uników, ułatwiających obronę przed wrogim ostrzałem. Oczywiście można też ukrywać się za różnymi elementami otoczenia, jednak głównie w celu chwilowego złapania oddechu i na przykład zregenerowania osłony. Dłuższe pozostawanie w jednym miejscu może się bowiem okazać tragiczne w skutkach.

Autorzy po raz kolejny zastosowali interesujący patent w przypadku zdrowia. Składa się ono z dwóch pasków – osłony oraz życia. Kiedy trafimy pod ostrzał, to jako pierwsza doznaje uszczerbku osłona, a potem zdrowie. Jeżeli uda nam się znaleźć na chwilę spokojne miejsce, to nasz pancerz automatycznie się zregeneruje, jednak poziom życia już nie. Ten pasek można uzupełnić zapomnianymi w dzisiejszych shooterach apteczkami.

Jak przystało na Transformersy, mogą one w każdej chwili zmienić swoją humanoidalną postać w jakiś wehikuł. Jedne potrafią przeobrazić się w szybkie auta, inne w samoloty lub śmigłowce, ale nie brakuje też robotów mogących stać się potężnymi ciężarówkami i czołgami. Transformacja przydaje się w trakcie pojedynków, kiedy zaczyna brakować nam amunicji lub chcemy zaatakować wrogów w nieco odmienny sposób. W jednej z misji, grając Megatronem, musiałem odpierać duże grupy potężnych przeciwników. Jego działo okazało się niestety zbyt słabe, ale po przemianie w czołg wszystko poszło już jak z płatka. W trakcie kampanii autorzy, poza małymi wyjątkami, nie narzucają, kiedy należy dokonać zmiany. Decyzja ta leży wyłącznie w gestii gracza. Zdarzają się czasem długie korytarze, które znacznie szybciej pokonuje się pod postacią auta, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby przejść przez nie w tradycyjnej formie. Sporym mankamentem jest niestety sterowanie pojazdami. O ile maszyny latające pilotuje się z prawdziwą przyjemnością, o tyle rozpędzone samochody są niezwykle oporne w prowadzeniu. Na pochwałę zasługują natomiast towarzyszące procesowi animacje. Efektownie przemieniające się roboty wyglądają po prostu rewelacyjnie.

W nowym wydaniu

Jednym z głównych zarzutów w stosunku do Wojny o Cybertron była jej schematyczność. Większość misji ograniczała się do pokonywania lokacji i niszczenia kolejnych fal wrogów. Autorzy zauważyli ten problem i tym razem przygotowali o wiele bardziej różnorodną kampanię. Obok standardowych strzelanin nie zabrakło zatem między innymi: bronienia wyznaczonej pozycji, laserowego namierzania celów dla lotnictwa, kontrolowania ogromnych robotów (znacznie większych od tych zwyczajnych), latania, a nawet fragmentów skradankowych. Co więcej, praktycznie w każdej misji sterujemy innym bohaterem, posiadającym unikalne zdolności. Przykładowo w zadaniu, w którym główny nacisk położony jest na pozostawanie w ukryciu, kierujemy Cliffjumperem, który może na chwilę stać się niewidzialny. Dla Jazza, dysponującego laserowym biczem z hakiem, przygotowano etap z dużą ilością efektownych skoków i przyciągania obiektów, natomiast misja Megatrona to czysta jatka z użyciem potężnego działa. Fani totalnej rozwałki będą niewątpliwie usatysfakcjonowani zadaniami, w których sterujemy ogromnymi kolosami. Ich powolność w pełni rekompensuje broń zdolna zniszczyć za jednym zamachem cały oddział wrogów. Innymi słowy – każda misja oferuje coś nowego i nie sposób narzekać na monotonię.

Podobnie jak w poprzedniej części w Upadku Cybertronu występuje cała masa różnorodnej broni. Są zatem wyrzutnie rakiet, szybkostrzelne karabiny, snajperki czy granaty. Na każdym etapie wprowadzano ponadto specjalne sklepy, w których w każdej chwili możemy wymienić używaną obecnie broń lub zmodyfikować ją na kilka sposobów. Za odpowiednią opłatą istnieje na przykład możliwość wyeliminowania odrzutu czy powiększenia zasobnika z pociskami. W sklepach przygotowano też perki podnoszące ogólne właściwości robotów, takie jak szybkość poruszania się czy poziom życia. Wszystkie te ulepszenia nie zmieniają diametralnie oblicza gry, ale stanowią miłe urozmaicenie zabawy.

W rozgrywce wprowadzano ponadto inne drobne usprawnienia. Przy pomocy jednego klawisza możemy zmienić dłoń, w której Transformer trzyma broń. W ten łatwy sposób wyeliminowano bolączkę całkowitego wychylania się zza przeszkody, aby oddać strzał. Ponadto autorzy wpadli na prosty, ale bardzo dobry pomysł i przysunęli kamerę bliżej sterowanej postaci. W pierwszej odsłonie cyklu podziwialiśmy całą sylwetkę bohatera. Teraz jest ona widoczna od dolnej części pasa w górę. Różnica niby nieduża, jednak w praktyce zabawa staje się przez to bardziej dynamiczna. Autorzy wyeliminowali jeszcze jedną wadę pierwowzoru, czyli częsty brak amunicji. W Wojnie o Cybertron deficyt nabojów wielokrotnie stawał się utrapieniem, a starcia męczarnią. Tym razem pocisków na mapach jest dużo więcej, a puste magazynki zdarzają się sporadycznie.

Odmieniona planeta

Wykonanie Cybertronu, czyli głównej planety Transformersów, wywoływało w poprzedniej odsłonie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony zachwycała ona swoim charakterystycznym, industrialnym wyglądem, a z drugiej na dłuższą metę nudziła monotonną i szarą kolorystyką. Ktoś zapewne powie, że to w końcu planeta robotów i trudno oczekiwać innych barw, ale Upadek Cybertronu pokazuje, iż dla chcącego nic trudnego. Graficy wykonali kawał porządnej roboty – planeta nadal sprawia piorunujące wrażenie, a dodanie nieco cieplejszych kolorków tylko podniosło jej efektowność. Oczywiście Cybertron pozostaje żelaznym światem, gdzie dominuje wizualny chłód, jednak dzięki kunsztowi twórców nabrał on nieco życia i zwyczajnie stał się znacznie ciekawszy dla oka.

Wykonanie etapów nie oferuje zbyt dużej swobody postępowania. W większości przypadków mamy zatem do czynienia z korytarzem prowadzącym do nieco rozleglejszej sali, gdzie musimy stawić czoła przeciwnikom. Na eksplorację nie ma więc zbyt wiele miejsca (aczkolwiek nie zabrakło tak zwanych znajdziek), ale rekompensują to poniekąd same plansze. Raz walczymy w zamkniętym laboratorium, a już po chwili przenosimy się na otwartą przestrzeń, gdzie szalejemy odrzutowym samolotem, albo do porośniętych roślinnością tuneli z metalowymi insektami. Lokacji znajdziemy tu naprawdę sporo i chociaż swobody na mapach jest jak na lekarstwo, to z przyjemnością i zaciekawieniem odwiedza się kolejne tereny.

Zmagania sieciowe

Jednym z bardziej interesujących trybów w Wojnie o Cybertron była kooperacja pozwalająca dwójce graczy wspólnie rozegrać kampanię. Tym razem autorzy zrezygnowali z tego pomysłu, tłumacząc, że w obecnej wersji poziomy są skonstruowane pod konkretne roboty i nie dałoby się ukończyć ich innymi. Tak czy siak kooperację usunięto, a zamiast tego pozostawiono klasyczne warianty rywalizacji oraz tzw. Eskalację. Jest to nic innego jak spopularyzowany przez Gears of War tryb Horda, w którym razem ze znajomymi (maksymalnie do czterech osób) trzeba odeprzeć 15 fal coraz potężniejszych przeciwników. W międzyczasie zakupujemy nowe typy broni oraz amunicję. Eskalacja wymusza współpracę wszystkich uczestników, ale gdy takową się nawiąże, rozgrywka wciąga na długie godziny.

Dla osób preferujących rywalizację zamiast współpracy przygotowano tradycyjny multiplayer z czterema trybami: Team Deathmatch, Domination, Capture the Flag oraz Head Hunter. Największym zainteresowaniem cieszą się dwa pierwsze, w przypadku pozostałych niestety trudno znaleźć chętnych do gry. Same pojedynki są dynamiczne i wciągające, chociaż momentami odnosiłem wrażenie, że niektóre mapy zrobiono zbyt duże i więcej trwa szukanie przeciwników niż walka z nimi. W trybie sieciowym nie zabrakło nieodzownego już dziś rozwoju postaci. W grze występują cztery klasy (zwiadowca, niszczyciel, tytan oraz medyk) i rozwijana jest ta, którą gramy. Ktoś może zatem posiadać w swoim „garażu” tytana na 15 poziomie, medyka na 10, a pozostałe klasy mogą być w ogóle nierozwinięte. Punkty doświadczenia i kolejne stopnie awansu dają dostęp do nowych broni oraz zdolności. Znacznie większą rolę niż w kampanii odgrywają tutaj przemiany robotów w pojazdy. Zaskakująca zamiana w samolot i ostrzelanie wroga z góry albo szybka ucieczka, gdyby zrobiło się zbyt gorąco, to tylko niektóre z możliwych manewrów. Widać, że autorzy przyłożyli się do multiplayera, a nie doczepili go na siłę. Pojedynki sieciowe stanowią świetne uzupełnienie kampanii, zapewniając wiele godzin dodatkowej zabawy.

Transformacja w pełni udana

Najnowsza odsłona Transformersów jest godnym następcą Wojny o Cybertron. Ta sama, dynamiczna rozgrywka wzbogacona o nowe elementy sprawia, że w Upadek gra się jeszcze przyjemniej. Jeśli dodać do tego obszerną i wciągającą kampanię, pięknie wykonany Cybertron oraz zapewniający wiele godzin rozrywki tryb sieciowy, to produkcja High Moon Studios okazuje się świetną pozycją nie tylko dla fanów ogromnych robotów. Tytuł nie oferuje niczego rewolucyjnego, ale jeżeli ktoś szuka szybkiej i miodnej akcji, to tutaj znajdzie jej bez liku.

Roboty upadają z klasą - recenzja gry Transformers: Upadek Cybertronu
Roboty upadają z klasą - recenzja gry Transformers: Upadek Cybertronu

Recenzja gry

High Moon Studios potwierdziło już wcześniej, że w świecie Transformersów czuje się jak ryba w wodzie. Po udanym poprzedniku przyszedł czas na Upadek Cybertronu - czy jest to równie udana gra? Sprawdzamy to w naszej recenzji!

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.