autor: Konrad Kruk
Recenzja Piratów Dzikiego Morza, dodatku do gry Heroes VI
Nowa łatka, nowe ekrany miast, nowa kampania, czyli – na ile studio Limbic Entertainment ulepszyło Heroes VI za sprawą rozszerzenia zatytułowanego Piraci Dzikiego Morza.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- ciekawa, wciągająca i niekrótka kampania;
- ekrany miast;
- zestawy artefaktów;
- nowi bohaterowie.
- brak nowej rasy i tylko jedna nowa jednostka;
- ogólna mizerota dodatku;
- brzydkie przerywniki filmowe;
Nie wszyscy fani sagi Heroes of Might & Magic z otwartymi ramionami przyjęli jej najnowszą odsłonę. „Szóstce” oberwało się za nieliczne, aczkolwiek istotne elementy. Redukcja rodzajów surowców czy brak efektownych ekranów miast, do jakich przyzwyczaiła nas każda z wcześniejszych odsłon cyklu, okazały się grzechami głównymi ekipy Black Hole Games. By chociaż w minimalnym stopniu udobruchać „hirołsową” brać, Ubisoft postanowił w końcu pochylić się nad zalewem próśb oraz petycji, jakimi fani sagi bombardowali go od ubiegłorocznej premiery.
Tym sposobem doczekaliśmy się stosownej łatki oraz pierwszego rozszerzenia. Pirates of the Savage Sea, bo tak brzmi jego pełny tytuł, skupia się na historii mającej swój początek niedługo po wydarzeniach, które pamiętamy z wersji podstawowej Heroes VI. Generalnie dla odbiorcy nie ma to większego znaczenia, gdyż nie następuje tu kontynuacja opowieści. To po prostu poboczna i niezależna historia.
Przygoda
Przygoda tym razem odbywa się na wyspach oblanych wodami tytułowego Dzikiego Morza. Lokalni watażkowie skupieni wokół pirackiej rady z coraz większym niepokojem spoglądają na horyzont, skąd coraz częściej dochodzą dramatyczne wieści o kolejnych statkach posłanych w odmęty. Ci, którym szczęśliwie udało się wywinąć ze szponów śmierci, majaczą o bestii – wielkim gromowładnym ptaszysku. By nie dopuścić do dalszych nieszczęść, rada piracka postanawia nająć prawdziwego twardziela, starego wygę, wilka morskiego jakich mało – Craga Hacka. W tym miejscu należy wspomnieć, że przywołanie przez twórców akurat tej postaci stanowi niemały ukłon w stronę najwierniejszych fanów serii Heroes of Might and Magic. Otóż kapitan Hack, jako „hirołsowy” bohater, barbarzyńca i najemnik w jednym, przewinął się praktycznie przez wszystkie odsłony sagi. Teraz powraca jako wybawiciel krainy Dzikiego Morza.
Kampania w Pirates of the Savage Sea składa się tylko z dwóch misji. W zamian obie są czasochłonne, rozbudowane, zawierają zbiór zadań głównych oraz niemałą liczbę pobocznych. Wszystko bardzo ładnie się układa, poszczególne questy zostały pomysłowo wyreżyserowane, a co najważniejsze: główna linia fabularna daleka jest od infantylnych, wymyślonych na siłę wątków – całość okazuje się ciekawa oraz spójna. Crag Hack w kampanii reprezentuje Twierdzę – doskonale znaną siedzibę harpii, centaurów czy cyklopów. Zatem widać, że w oswobodzeniu krainy pierwsze skrzypce odegra żądza krwi wyrażona w sile miecza oraz wytrzymałej tarczy. Twórcy zapowiadali również zestaw specjalnych, pirackich zdolności. Jednak mimo usilnego wpatrywania się w ekran monitora takowych nie ujrzałem. Jedyne, co kojarzy się z typowo pirackim fechtunkiem, to dwie („do abordażu!” i „rum dla wszystkich!”) z pięciu cech nowej broni rodowej, Miecza Króla Piratów. Papuga, pupil oraz towarzysz kapitana Hacka, sztandarowy atrybut każdego wilka morskiego, również okazała się lekkim niewypałem. Wprawdzie ten uroczy zwierzak dołącza do bohatera po pokonaniu Ptaka Gromu (Rokha), jednak jak na nagrodę za powalenie tak wymagającego przeciwnika papużka jest nad wyraz skromną rekompensatą zjedzonych nerwów i przetrzebionych szeregów naszej armii. Pożytek z niej taki jak ze skrzydełek Tyraela w Diablo III.