Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 16 lipca 2012, 11:38

autor: Amadeusz Cyganek

(Prawie) olimpijski spokój – recenzja gry London 2012 - Strona 2

Wielkie sportowe emocje związane z Igrzyskami Olimpijskimi w Londynie rozpoczną się już za kilkanaście dni, tymczasem SEGA serwuje wirtualną namiastkę oczekiwanych przez wielu chwil. Sprawdzamy, czy twórcy nie popełnili falstartu.

Chleba i dobrych konsolowych portów!

Olimpiada na ekranie komputera prezentowałaby się zdecydowanie lepiej, gdyby nie fakt, że panowie z SEGI nadal mają w nosie pecetowych graczy i po raz kolejny z rzędu bezczelnie serwują bezceremonialnie zerżnięty w skali 1:1 konsolowy port, łaskawie dodając opcję obsługi klawiatury. Gra praktycznie zmusza do nauki na pamięć przyporządkowania klawiszy do przycisków znajdujących się na padzie do Xboksa 360 – każdy tutorial przygotowany został właśnie z myślą o posiadaczach kontrolera dedykowanego urządzeniu Microsoftu. Wszystkie porady i animacje przycisków wspomagających nasze zmagania na olimpijskich arenach, zamiast spełniać swoją rolę, tak naprawdę mieszają nam w głowach – nierzadko bowiem zdarza się, że patrząc na wskazówki mimowolnie wybieramy niewłaściwą akcję, zastanawiając się, czy ruch prawego analoga to dla pecetowców wciśnięcie strzałki, czy też może konieczność skorzystania z myszy. Oczywiście z czasem wszystkie kombinacje przestają stanowić jakikolwiek problem, niemniej przedtem czeka nas dobre kilka godzin walki z rdzennie konsolowym sterowaniem przy akompaniamencie cierpkich słów pod adresem twórców. Czy dodanie właściwej klawiszologii i zmodyfikowanie tutoriali to naprawdę aż tak skomplikowana robota? Szczerze wątpię...

Głównym trybem zabawy jest oczywiście symulacja dwutygodniowych zmagań na arenach olimpijskich. Każdy dzień igrzysk podzielono na sesje: kwalifikacyjną oraz finałową, na które składają się dwie wybrane przez gracza konkurencje. Zdobyte na przestrzeni tych kilkunastu dni medale przynoszą nie tylko satysfakcję z osiągniętego wyniku, ale również specjalne tokeny, pozwalające na rozpoczęcie kwalifikacji lub finału od samego początku. Odrobinkę dziwacznym pomysłem jest zróżnicowanie możliwości poszczególnych reprezentacji – każda posiada trzy koronne zestawy dyscyplin, w których osiąga najlepsze rezultaty. Co ciekawe, twórcom udało się w miarę poprawnie odtworzyć aktualny rozkład sił w poszczególnych konkurencjach, choć nie przypominam sobie, żeby nasz kraj był ostatnio potęgą w podnoszeniu ciężarów czy boksie (pomijając już fakt, że tego drugiego nie znajdziemy wśród grywalnych dyscyplin). Oczywiście w grze występuje także moduł wolnej rozgrywki, w którym stworzymy własne zawody z puli dostępnych zmagań oraz tryb multiplayer nieoferujący jednak niczego odkrywczego w stosunku do poprzednich tytułów. Nikogo nie zdziwi zapewne fakt, że w rozgrywce uczestniczą wyłącznie fikcyjni sportowcy – co prawda twórcy udostępnili specjalny edytor, w którym możemy zmienić nazwisko lub też odpowiednio dostosować sylwetkę zawodnika, ale przypomina to lizanie czekoladowego medalu. Od oficjalnej gry igrzysk z pewnością oczekujemy trochę więcej.

Bardzo nierówno przedstawia się też sfera techniczna gry. Nadspodziewanie ładnie prezentuje się grafika – wrażenie robi płynna animacja, a wszystkie areny nadchodzącej olimpiady odtworzono z dbałością o najmniejsze detale i ich faktyczny wygląd. Na tym tle trochę słabo wypadają modele zawodników biorących udział w zawodach – często na ekranie obserwujemy nieco nieproporcjonalne sylwetki sportowców. Całkiem porządna jakość oprawy wizualnej nie usprawiedliwia jednak dość wysokich wymagań sprzętowych – to kolejna kwestia zepsuta przez autorów w trakcie konwersji tego tytułu z konsoli. Gra potrafi niekiedy mocniej chrupnąć na kilka sekund, co zwłaszcza podczas pływania czy wykonywania akrobacji wzbudza sporą irytację. Nie bardzo rozumiem też konieczność korzystania z bibliotek DirectX 10, a co za tym idzie, wymóg posiadania Windowsa Visty lub 7. Do tej pory zastanawiam się, jakich to efektów użyli panowie z australijskiego oddziału SEGI, by do ich obsługi potrzeba było najbardziej zaawansowanego oprogramowania.

W samym środku stadionu…

Twórcy bardzo umiejętnie zbudowali atmosferę sportowego święta, naprawdę trzeba przyznać, że wyszło im to całkiem nieźle. Mazurek Dąbrowskiego podczas dekoracji zwycięzców wreszcie brzmi niemal jak w oryginale, a szaleństwo towarzyszące zdobyciu najcenniejszego krążka czy rekordu świata jest wręcz nie do opisania. Cieszy również obecność fachowego komentarza – choć dialogi dość często się powtarzają, wygłaszane kwestie dotyczą konkretnej dyscypliny i odpowiadają dynamicznie zmieniającej się na arenie sytuacji.

London 2012: The Official Video Game of the Olympic Games to zdecydowanie najlepsza gra poświęcona igrzyskom olimpijskim na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Cieszy odpowiednie zmodyfikowanie systemu sterowania i odejście od uporczywego tłuczenia w wybrane klawisze – dzięki temu rozgrywka jest znacznie przyjemniejsza. Bardzo ładnie jak na tego typu produkcję prezentuje się również oprawa graficzna, a podczas zabawy faktycznie czuć, że uczestniczymy w największym sportowym wydarzeniu. Cieniem na tych niezaprzeczalnych zaletach kładzie się kompromitująca jakość pecetowej wersji tytułu, która niestety jest konsolowym portem w pełnym znaczeniu tego słowa. Brakuje także licencji na zawodników oraz obsługi Windowsa XP, co z pewnością mocno zawęzi grono potencjalnych odbiorców w naszym kraju. Gdyby nie te problemy, London 2012 byłoby pozycją godną polecenia wszystkim chcącym przeżyć te wyjątkowe sportowe emocje w domowym zaciszu, bijąc kolejne rekordy i zdobywając medale. Choć progres względem poprzednich „wirtualnych olimpiad” okazuje się spory, ze swymi wszystkimi niedoróbkami gra zainteresuje zapewne tylko zagorzałych fanów tego typu dzieł.

Amadeusz Cyganek | GRYOnline.pl