Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 24 maja 2012, 10:00

autor: Grzegorz Bobrek

Recenzja gry Ghost Recon: Future Soldier - czy Call of Duty nawiedziło Drużynę Duchów? - Strona 2

Drużyna Duchów powraca, aby znowu poustawiać nacjonalistów i terrorystów do pionu. Czy osłabienie elementów taktycznych na rzecz filmowości wyszło Ghost Recon: Future Soldier na dobre?

W ogóle Ubisoft położył duży nacisk na „filmowość”. Kampania fabularna miota nami po świecie bez większego ładu i składu, a tło wydarzeń przedstawiono chaotycznie i bez polotu. W myśl owej „filmowości” wprowadzono niezliczoną liczbę sekwencji, w których kontrola nad bohaterem sprowadza się do celowania w wyskakujących zewsząd nieprzyjaciół. Nie mówię nawet o obowiązkowych scenach z obsługą stacjonarnego miniguna (owszem, są). Co powiecie jednak na zrealizowane „na szynach” ostrzeliwanie się z pistoletu w trakcie eskortowania VIP-a? Przypomina to dokonania rodem z Call of Duty, co dla niektórych będzie pigułą nie do przełknięcia.

Przed premierą głośno było o opcji własnoręcznego składania broni z dostępnych części. Faktycznie, kombinacji są tysiące, ale przeważnie różnice pomiędzy lekko zmodyfikowanymi konstrukcjami okazują się minimalne i do naszych rąk trafia, podobnie jak u konkurencji, z grubsza kilkadziesiąt opcji.

Szczęśliwie, w tym zlepku zapożyczonych pomysłów i uproszczonych elementów taktycznych jest kilka punktów, które zapewniają zabawę na dobrym poziomie. Przede wszystkim, choć akcja zawsze dzieje się nieco „obok” nas, a nie za naszą sprawą, gra pozwala poczuć się jak przedstawiciel elitarnej formacji, na którą nie ma mocnych. Kompani działają sprawnie, ogień jest piekielnie skuteczny, a czwórka wrogich żołnierzy położony trupem w mgnieniu oka, to widok, który się nie nudzi. W etapach, gdzie korzystanie z tłumików nie jest wymagane, przez mapy przetaczamy się jak huragan. Kiedy przeszkody ulegają całkiem sporemu zdemolowaniu, granaty padają na prawo i lewo, a towarzysze przekrzykują się w totalnym chaosie, Future Soldier bawi na całego. Za spory kawał klimatu odpowiada kapitalne udźwiękowienie. Broń brzmi fenomenalnie – czuć, że ma się w ręku kawał metalu, a z rzadka udzielający się podkład muzyczny świetnie buduje atmosferę. Brawa należą się także za różnorodność odwiedzanych lokacji i ich rozmach. Mimo że Future Soldier oprawą graficzną nie rzuca na kolana – jakość tekstur i modeli przeciwników odbiega od bieżących standardów – to projektanci odwalili kawał dobrej roboty. Afrykański obóz uchodźców podczas burzy piaskowej czy zalana deszczem wioska w Dagestanie są idealnym tłem dla kolejnych operacji. Na pochwałę zasługuje także podejście do cywilów – osoby postronne stanowią nie tylko scenografię, ale także ważną część pola walki, np. wchodząc na linię strzału.

Ogólnie kampania to spora dawka militarnej akcji, której największym problemem jest zbyt duża ilość zapożyczeń od konkurencji oraz wyeliminowanie charakterystycznych dla serii elementów. Sam Ubisoft najwyraźniej też nie jest do końca pewien jakości singla, gdyż w głównym menu na pierwszej pozycji znajduje się... multiplayer.