Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 20 maja 2012, 08:10

autor: Szymon Liebert

Akcja i strategia pasują do siebie – recenzja gry Starhawk - Strona 2

Starhawk to kolejny dowód na to, że warto konfrontować ze sobą gatunki, które wydają się przeciwstawne. Ekipa studia LightBox Interactive połączyła grę akcji ze strategią czasu rzeczywistego i wyszło jej to zaskakująco dobrze.

System zrzutów orbitalnych, kojarzący się słusznie z Section 8: Prejudice, nie jest nieograniczony. Gdyby tak było, mapy pękałyby w szwach od setek wieżyczek i porzuconych fabryk, które posłużyły do wyprodukowania jednego pojazdu. W Starhawku drużyny mogą zbudować określoną liczbę obiektów. Mimo to produkcja ta pozwala na większą swobodę niż gra studia TimeGate. Tam mogliśmy co najwyżej dozbrajać predefiniowane lokalizacje i przywołać sobie czołg. Tutaj czujemy się bardziej jak w StarCrafcie II, budując kolejne „expy” oraz wyposażając naszych ludzi w nowe typy „jednostek”. To sprawia, że nawet tak standardowe tryby jak Starcie, Starcie Drużynowe, Strefy i Zdobycie Flagi nabierają nowego blasku.

Zrzucając budynki, trzeba uważać – kilkunastu ton spadających na głowę nie przeżyje nikt.

Przy tym wszystkim pozycja ta jest w dalszym ciągu dynamiczną strzelanką opartą na klasycznej zasadzie: wygrywa lepszy. Owa „lepszość” to wypadkowa zręczności i wiedzy o grze, a nie tylko szczęścia. Sama obsługa taktycznych elementów została wykonana całkiem dobrze i nie przeszkadza w prowadzeniu rozgrywki. Jeśli mamy surowce, błyskawicznie przywołujemy budynki, które – spadając z nieba – mogą przy okazji kogoś zabić. Nawet podczas własnego zrzutu z orbity możemy tak pokierować kapsułą, aby trafić przeciwnika lub jedną z jego konstrukcji. Sprawia to, że w niemal każdym momencie dysponujemy jakąś formą ataku. Niestety, czasami sytuacja wymyka się spod kontroli i rozgrywka trochę się psuje.

Złe i dobre strony

W teorii model zabawy ze Starhawka wygląda świetnie – nietypowy, pomysłowy i stwarzający spore pole do popisu w zakresie taktyk. W praktyce sprawdza się różnie i ma cechę, która nie każdemu się spodoba. Nie da się go przyswoić ot tak. Produkcja studia LightBox Entertainment wymaga czasu i zrozumienia. Trudniejszy poziom wejścia do gry ułatwia „nadużycia”. Właściwie jedna osoba potrafiąca odnaleźć się na polu bitwy może zupełnie zepsuć zabawę tym, które dopiero próbują nauczyć się podstaw. W takiej sytuacji biegamy bez większego celu i prujemy do dominującego wroga z karabinu, irytując się, że ma nad nami tak druzgoczącą przewagę. Podobne sceny zdarzają się regularnie przez parę pierwszych godzin – szczególnie w mniej popularnych porach dnia, kiedy na mapach spotyka się tylko garstka użytkowników.

Ta brzydka cecha może początkowo sugerować, że gra jest niezbalansowana i nieprzyjazna. To oczywiście nieprawda (przynajmniej w tej pierwszej kwestii), bo choć w Starhawku znajdziemy sporo sprzętu o kompletnie różnym zastosowaniu i sile, ogólny system jest dobry. O ile mamy z kim grać, bo wydaje się, że obliczono go na komplet uczestników. Tylko na zapełnionych po brzegi serwerach wykorzystujemy dobrze rozmiary i konstrukcję map oraz możliwość tworzenia przyczółków, organizowania sprytnych zasadzek i rozbijania się po okolicy szybkimi Hawkami. Brzmi to może jak truizm, ale im więcej graczy spotyka się na mapie, tym zabawa jest lepsza. Ciężar obsługi wielu systemów rozkłada się na drużynę, dzięki czemu łatwiej zrozumieć, co robić i gdzie się udać. Łatwiej też o momenty, w których Starhawk staje się ekscytujący kawałkiem sieciowej strzelanki.