Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 27 marca 2012, 11:21

autor: Katarzyna Michałowska

Mroczny thriller twórców serii Runaway – recenzja gry Yesterday - Strona 3

Satanistyczna sekta, alchemiczne praktyki, mroczny klimat, amnezja, przemoc, tortury, pentagramy i krzyże – to naprawdę gra Pendulo Studios? Przekonaj się w recenzji ich najnowszego dzieła: Yesterday.

W grze tradycyjnie dla tytułów Pendulo występuje znikoma ilość łamigłówek planszowych (najbardziej pamiętną z owych nielicznych minigierek było dość trudne wyzwanie muzyczne w TNBT). Na szczęście nie brak innych typowo przygodówkowych działań, przeważnie związanych z koniecznością wpadnięcia na sposób otwarcia zamkniętych solidnie drzwi, sejfu czy inszej skrytki. Wszystko to powiązane jest z manipulacją przedmiotami, ich stosowną obróbką czy łączeniem z innymi znajdźkami. Poziom trudności tych środowiskowych zagadek nie jest zbyt wygórowany. W korelacji z systemem podpowiedzi ich rozwikływanie nie powinno nikomu nastręczyć większego problemu – prędzej utkniemy z powodu przegapienia jakiegoś potrzebnego przedmiotu, ale i tu wspomniane wskazówki potrafią zasugerować, że czegoś nam jeszcze brakuje. Czasami w trakcie konwersacji pojawia się też możliwość wyboru odpowiedzi, jednak nie ma złego wariantu – tak czy siak dochodzimy do właściwej konkluzji, innymi słowy: jak i pozostałe pozycje tego studia ta również jest bardzo liniowa.

W Yesterday, mimo iż cechuje je zdecydowanie posępniejszy klimat niż wszystkie poprzednie produkcje studia, nie brak typowego dla Pendulo poczucia humoru, obecnego głównie w komentarzach czy dialogach, choć trafiają się też żarciki graficzne, np. mechaniczna zabawka w kształcie Poety Bólu z The Next Big Thing. Z innych nawiązań do poprzednich dzieł tych deweloperów warto wspomnieć o klinice psychiatrycznej Happy Dale (Runaway 3), którą odwiedzamy na króciutko i mamy okazję porozmawiać z pamiętnym doktorem Bennettem. Pojawia się także wzmianka o ochroniarzu Erniem.

Pobyt w Tybecie nie pozostaje bez wpływu na głównego bohatera.

Owa przystępność bywa jednakowoż mankamentem, ponieważ okazuje się, że można przejść grę, nie wyczerpując wszystkich opcji dialogowych – a szkoda, bowiem zawsze wnoszą one coś więcej do zawikłanej intrygi opowieści, która niewątpliwie stanowi esencję tytułu: przez całą zabawę towarzyszy nam chęć lepszej orientacji w sytuacji i to ona jest bodźcem do dalszego zagłębiania się w fabułę. W finale czeka na nas kilka zakończeń, z których jedno zdecydowanie nie poprawia humoru. Ciekawostką jest brak możliwości zapisywania stanów rozgrywki. Program dokonuje tego automatycznie, w momencie kiedy zamykamy aplikację, a poza tym za pośrednictwem jednej z zakładek menu mamy szansę powrócić do istotniejszych scen w liczbie 37. Niestety, kiedy zechcemy sprawdzić jakiś konkret, może to oznaczać przymus powtórnego przejścia całego fragmentu gry.

Tak naprawdę jednak jedyną istotną wadą tej produkcji jest fakt, że jest ona stanowczo zbyt krótka. W którymś momencie złapałam się na tym, że – znając skłonność Pendulo do robienia niedługich gier – dozuję sobie rozgrywkę, żeby za szybko nie rozstać się z Johnem Yesterdayem, mimo ogromnej ciekawości, jak się to wszystko zakończy. Spotkałam się już z opinią, że to najlepsza gra w dotychczasowym dorobku studia, i byłabym skłonna się pod nią podpisać. Pamiętajcie tylko, że mówi to osoba, dla której emocjonalna więź z bohaterami jest najważniejsza. Jeśli natomiast jesteś przede wszystkim amatorem wyszukanych zagadek lub absolutnie realistycznych klimatów, masz prawo do odrobinę mniejszego entuzjazmu.

Katarzyna Michałowska | GRYOnline.pl