Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 5 marca 2012, 16:09

autor: Przemysław Zamęcki

Pistolet silniejszy od pióra - recenzja gry Alan Wake's American Nightmare - Strona 2

Z samodzielnymi dodatkami bywa tak, że często są one czymś zupełnie innym niż to, czego po kontakcie z podstawową wersją oczekują gracze. Taki jest właśnie Alan Wake's American Nightmare, w którym dominującą rolę odgrywa walka, a nie tryb przygodowy.

American Nightmare dysponuje świetną mechaniką walki, dzięki czemu fabularne mielizny nie miały dla mnie większego znaczenia. Po części dlatego, że nie nastawiałem się na „nie wiadomo co”, w końcu to tylko dodatek, a po części dlatego, że ostatni raz w Alana Wake'a bawiłem się jakieś dwa lata temu, a więc potrojony ładunek strzelania obecny w rozszerzeniu, a niewystępujący w takim nadmiarze w podstawce, przez te cztery godziny potrzebne do ukończenia nowej opowieści nie zdążył mnie znużyć.

Światło to nadal nasz najlepszy przyjaciel.

Aby „dołożyć do pieca”, bo nie wierzę, że tak utalentowani ludzie, jak ci pracujący w Remedy, o tym nie wiedzieli, postanowiono zafundować graczom coś, czego nienawidzą najbardziej: backtracking. Co prawda jest on nieco maskowany przez zmiany fabularne, ale faktem jest, że do każdej z lokacji trafiamy po trzy razy i za każdym musimy w niej wykonać choć część z czynności, które robiliśmy, będąc w niej poprzednio. Trochę rozumiem autorów, którzy chcieli pochwalić się fajnymi miejscówkami i maksymalnie je wykorzystać. Rozumiem ich także dlatego, że obracali się w pewnej konwencji, jaką jest odcinek telewizyjnego serialu. Czujcie się jednak ostrzeżeni – element ten może odebrać grze sporo punktów.

Bardzo spodobały mi się natomiast scenki z udziałem Mr. Scratcha, które możemy oglądać w pozostawionych w kilku miejscach telewizorach. Udział w nich wziął prawdziwy aktor, a nie żadna „animka”, i końcowy efekt jest piorunujący. Koleś odgrywający alter ego Alana jest fantastyczny i stanowi dużą atrakcję w przerwach pomiędzy eksterminacją opętanych. Nieco mniejszą są audycje radiowe, choć pod koniec możemy posłuchać jednej z dwóch specjalnie nagranych na potrzeby gry piosenek - Balance Slays the Demons zespołu Old Gods of Asgard. Od strony technicznej nie da się prawie nic American Nightmare zarzucić. Animacja postaci jest płynna i bardzo naturalna, efekty świetlne z najwyższej półki. Jedynie raz wszystko zaczęło niebezpiecznie chrupać i na dodatek z niewiadomych przyczyn, ponieważ w tym momencie na ekranie nie było żadnych przeciwników.

Tym razem nie kierujemy pojazdami. Alan korzysta z nich samodzielnie poza obiektywem kamery.

Jakby strzelania było mało, to gra poza trybem fabularnych oferuje tryb arcade, gdzie w pięciu lokacjach walczymy o punkty, rywalizując tym samym ze znajomymi. Szczerze przyznam, że niespecjalnie chciało mi się piłować wyniki i po pobieżnym sprawdzeniu, o co biega, darowałem sobie dalszą rzeźnię. Ale gdyby ktoś po trybie fabularnym odczuwał niedosyt starć, to bardzo proszę, stolik został bogato zastawiony.

Po ukończeniu w jedno popołudnie wątku fabularnego, którego bynajmniej nie uznaję wcale za nieudany, bo gra pomimo odmiennych od podstawowej wersji założeń może sprawić dużo frajdy, naszła mnie smutna refleksja, czy aby nie jest to przygotowanie gruntu Alana Wake’a 2. Chciałbym się mylić, ponieważ na rynku jest niezmiernie mało gier, które pod pozorem rozrywki potrafią przemycić jakąś głębszą treść. Alan Wake był jedną z niewielu, którym się to udało. Alan Wake's American Nightmare nawet nie próbuje stawać w tym samym szeregu, oferując niezobowiązującą zabawę w strzelanie do potworów. Boję się, że może być gorzej. Boję się, że autorzy sami wpadną w macki mroku...

Przemysław Zamęcki | GRYOnline.pl

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej