Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 14 listopada 2011, 18:00

autor: Michał Chwistek

Assassin's Creed: Revelations - recenzja finału trylogii Ezio Auditore da Firenze

Finał historii włoskiego asasyna rzuca nas na Bliski Wschód. W jakiej formie jest starzejący się Ezio? Na to pytanie odpowiadamy w recenzji Assassin's Creed: Revelations.

Recenzja powstała na bazie wersji X360. Dotyczy również wersji PC, PS3

Assassin’s Creed to bez wątpienia jedna z najważniejszych i najpopularniejszych serii gier ostatnich lat. Mimo krótkich odstępów czasu między premierami kolejnych jej odsłon do tej pory każda następna część była lepsza od poprzedniej, wprowadzając do cyklu wiele nowości. Kamieniem milowym stała się gra druga, która usprawniła rozgrywkę, przeniosła fabułę do renesansowych Włoch oraz wprowadziła zupełnie nowego bohatera – Ezio Auditore da Firenze. Assassin’s Creed Revelations to trzecia i ostatnia edycja cyklu poświęcona włoskiemu szlachcicowi. Po spędzeniu z nią kilkudziesięciu godzin mogę bez waha stwierdzić, że jest to godne pożegnanie wielkiego asasyna.

Przygodę rozpoczynamy niemal dokładnie w tym samym momencie, w którym zakończyło się Assassin’s Creed Brotherhood. Po tym jak Desmond Miles zemdlał w starożytnej komnacie ukrytej pod rzymską posiadłością jego towarzysze podłączają go nieprzytomnego do Animusa, utrzymując w ten sposób przy życiu. Aby uchronić umysł przed zapaścią, Desmond musi do końca poznać wspomnienia przodków i oddzielić je od swych własnych myśli.

Konstantynopol w znakomity sposób łączy architekturę wschodniego oraz zachodniego świata.

Fabuła gry podzielona została na trzy przeplatające się ze sobą wątki, które dotyczą trzech różnych bohaterów. W pierwszym wcielamy się w postać 50-letniego Ezio Auditore. Włoski szlachcic wyrusza do syryjskiego Masjafu, aby odnaleźć bibliotekę dawnego mistrza zakonu – Altaira. Poszukiwania starożytnych artefaktów prowadzą go jednak do Konstantynopola, gdzie angażuje się w rozwój tamtejszego zakonu asasynów, miesza w spisek templariuszy oraz spotyka miłość swego życia. Zgodnie z tradycją serii podczas wykonywania misji poznajemy również wiele postaci historycznych, takich jak cesarz Imperium Osmańskiego Sulejman Wspaniały czy potomek władców Bizancjum Manuel Palaiologos. Ta część scenariusza zdecydowanie zasługuje na największe brawa. Pełno w niej zwrotów akcji, wciągających intryg oraz interesujących bohaterów. Nawet – wydawałoby się drugorzędny – wątek romansu został opracowany perfekcyjnie i unika typowego dla większości gier banału. Zdobywając kolejne artefakty, Ezio odblokowuje również wspomnienia bohatera pierwszej części gry – Altaira Ibn-La'Ahad. Dzięki nim możemy poznać dalsze losy legendarnego asasyna, od dnia w którym zdobył fragment Edenu do momentu jego śmierci. Historia przedstawiona została w sposób bardzo skrótowy, ale mimo to wciąga i z wielką niecierpliwością oczekuje się na jej kolejne odsłony.

Podobnie minimalistycznie ujęte są wspomnienia Desmonda Milesa. Tym razem twórcy porzucili wątek walki z Abstergo, skupiając się przede wszystkim na przeszłości oraz psychice głównego bohatera. Poznajemy ją, wykonując misje ukryte wewnątrz Animusa, które w niczym nie przypominają rozgrywki typowej dla serii Assassin’s Creed. Podczas ich przechodzenia świat obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby, a naszym celem jest przedostanie się na drugi koniec sterylnych lokacji, przywodzących na myśl gry z serii Portal. Gracz oprócz biegania i skakania może również tworzyć dwa rodzaje obiektów: poziome chodniki oraz pochylnie. Unoszą się one w powietrzu, umożliwiając pokonywanie przepaści lub wspinanie się na wyższe piętra. W kolejnych misjach pojawiają się także różnego rodzaju utrudnienia, takie jak promienie laserów, strumienie grawitacji czy ściany teleportujące. Po rozwiązaniu niemal każdej mniejszej zagadki możemy usłyszeć Desmonda opowiadającego o swojej przeszłości, a czasem również zobaczyć zdjęcia związane z jego historią. To znakomite połączenie prostych zagadek, sterylnych pomieszczeń oraz krótkich wspomnień bohatera, które tworzy bardzo sugestywny klimat i stanowi znakomitą odskocznię od standardowej rozgrywki.

Podczas zabawy zdecydowaną większość czasu spędzamy jednak, wcielając się w Ezio, a co za tym idzie, głównym miejscem naszych przygód jest dawna stolica Bizancjum - Konstantynopol. Powinien on przypaść do gustu zarówno fanom pierwszej, jak i drugiej odsłony serii. Łączy bowiem piękno włoskich renesansowych miast oraz dawnej architektury Wschodu. Samo zwiedzanie tej potężnej i barwnej metropolii sprawia niesłychaną frajdę. Podczas wykonywania misji asasynów wdrapujemy się m.in. na świątynię Hagia Sofia, Wieżę Galata, starożytny Hipodrom czy jeden z wielu minaretów. Znakomicie prezentuje się również olbrzymi kryty bazar, w którym najlepiej czuć klimat wspaniałego Konstantyna. Jeżeli jednak znudzi nam się oglądanie cały czas tej samej okolicy, możemy przenieść się do jednego z podziemnych miast Kapadocji. Jest ono całkowicie odmienne od Istambułu, a swoją architekturą przypomina raczej osady krasnoludów z powieści fantasy. Podczas pierwszej wizyty lokacja ta robi naprawdę duże wrażenie.

Mechanika dostępnych zadań nie uległa wielkim zmianom w stosunku do poprzednich części serii. Nadal jest ona bardzo różnorodna i rzadko zdarza się, żeby podobne misje następowały jedna po drugiej. Jeżeli we wcześniejszym zleceniu śledziliśmy podejrzanego strażnika, w następnym prawdopodobnie zmuszeni będziemy do szybkiej ucieczki albo przekradnięcia się do chronionego pałacu. Nie zabrakło również emocjonujących pościgów, misji szpiegowskich czy wielkich bitew z wojskami templariuszy. Pewną nowością jest odnajdywanie poszlak, które działa niemal identycznie jak w Batman: Arkham Asylum. Dużym rozczarowaniem były dla mnie nagrody, jakie otrzymujemy za wykonanie sekwencji w stu procentach, czyli spełniając wszystkie dodatkowe warunki misji. Po osiągnięciu pełnej synchronizacji odblokowany zostaje dostęp do kodów, z których możemy jednak korzystać wyłącznie podczas powtarzania raz już wykonanych zadań. Jaki jest wtedy sens ułatwiania sobie gry? Trudno powiedzieć.

Zakrzywione ostrze umożliwia szybsze poruszanie się po mieście oraz oferuje nowe metody egzekucji.

Większe zmiany objęły ekwipunek Ezio, który poszerzono się m.in. o nowy rodzaj ostrza, tzw. hook blade. Dzięki jego haczykowatej końcówce możemy się dużo szybciej wspinać po ścianach oraz sprawniej przeskakiwać/powalać wrogów. Hak znakomicie sprawdza się również w połączeniu z porozwieszanymi w mieście linami, umożliwiając szybkie przemieszczanie się między dachami budynków. Revelations powinno jednak szczególnie zadowolić fanów wszelkich ładunków wybuchowych. Znane z poprzednich części bomby dymne, zastąpione zostały zupełnie nowym systemem tworzenia własnych granatów. Wybierając z wielu dostępnych materiałów, gracz może stworzyć bombę, która ogłusza, zabija lub jedynie dezorientuje wrogów, jednocześnie samemu określając zasięg wybuchu czy rodzaj zapalnika. Nowe granaty nie tylko świetnie sprawdzają się podczas większych starć, ale oferują również wiele nowych możliwości w trakcie wykonywania misji skradankowych.

Znaczącej ewolucji uległ system kierowania własnym zakonem asasynów, który został wprowadzony w poprzedniej odsłonie serii. Obecnie nowych zabójców rekrutujemy na dwa sposoby: ratując ich przed templariuszami lub wykonując krótkie zadania poboczne. Gdy już uzbieramy małą grupkę, możemy zająć się ich treningiem, wysyłając nowicjuszy do miast na wybrzeżach Morza Śródziemnego. Z czasem metropolie te stają się ciągłym źródłem dochodu oraz zwiększają ilość otrzymywanych przez uczniów punktów doświadczenia. Największą nowością jest jednak sposób rozszerzania i utrzymywania strefy wpływów w Konstantynopolu. Aby zająć konkretną dzielnicę, musimy przejąć kryjówkę templariuszy oraz zabić stacjonującego w niej kapitana. Nasi wrogowie nie poddają się jednak łatwo i po pewnym czasie mogą próbować odbić swoją dawną posiadłość. Jej obrona przypomina popularne gry z serii tower defense. Naszym zadaniem jest takie rozstawienie wojsk i barykad, aby napastnikom nie udało się przedrzeć na drugi koniec ulicy. Mimo wielu dostępnych opcji ten element rozgrywki wymaga jeszcze paru udoskonaleń. Dostępne jednostki niezbyt różnią się między sobą, a zasady ich rozstawiania są na tyle niejasne, że gra zaczyna po jakimś czasie frustrować. Niezbyt dobrze prezentuje się również sterowanie, które uniemożliwia szybkie reagowanie na zmieniające się warunki bitwy. System ten ma jednak duży potencjał i mam nadzieję, że powróci jeszcze w kolejnych odsłonach serii.

Podstawy rozgrywki sieciowej od czasu Brotherhooda nie uległy żadnym rewolucyjnym zmianom. Mechanika skradania, egzekucji oraz ucieczki pozostała niemal identyczna i jeżeli poprzednio nie przypadła ona komuś do gustu, Revolutions nic w tej kwestii nie zmieni. Nie oznacza to jednak, że multiplayer nie oferuje żadnych nowości. Wręcz przeciwnie. Na fanów zabawy w sieci czeka wiele nowych map, przedmiotów, postaci czy umiejętności do odblokowania. Najważniejsze są jednak zupełnie nowe tryby rozgrywki.

W „Artifact assault” gracze podzieleni zostają na dwie drużyny, z których każda posiada jeden artefakt. Zadaniem uczestników jest obrona własnego skarbu oraz kradzież przedmiotu przeciwnika. Inny nowy tryb zabawy polega na ratowaniu postaci niezależnych. Co jakiś czas kilku cywilów zostaje oznaczonych jako potencjalne ofiary, a zadaniem jednej z drużyn jest uchronienie ich przed śmiercią. Jak łatwo się domyślić, drugi zespół wciela się w morderców i musi zabić jak największa liczbę celów. Moja ulubioną jest jednak zabawa w złodziei skarbów. W tym trybie również uczestniczą dwie drużyny, z których jedna broni losowo pojawiających się na mapie skrzynek, a zadaniem drugiej jest ich przejmowanie. Gracze muszą cały czas szybko przemieszczać się po mapie, jednocześnie starając się nie zostać wykrytym przez przeciwnika. Duża dynamika tego typu pojedynków bardzo przypadła mi do gustu. Opisane wyżej rodzaje rozgrywki, to jednak nie wszystko, co przygotowali programiści Ubisfotu. Tryb sieciowy został naprawdę dopracowany i oferuje dużo więcej możliwości niż wydany rok wcześniej Brotherhood.

Obrona kryjówek jest ciekawym pomysłem, ale – niestety – jeszcze niedopracowanym.

Assassin’s Creed Revelation to gra niesamowicie wręcz rozbudowana. Ilość sekretów, znajdziek, misji poboczny czy wyzwań może być czasami wręcz przytłaczająca nawet dla doświadczonego fana serii. Tym bardziej zadziwiająca jest wysoka jakość wykonania niemal wszystkich elementów. Zaczynając od wciągającego scenariusza, a kończąc na dającym sporo nowych możliwości systemie tworzenia własnych granatów. Przy tak olbrzymim projekcie, twórcy nie mogli się oczywiście ustrzec mniejszych lub większych potknięć. Obrona kryjówek wymaga jeszcze dopracowania, a długie ekrany ładowania mogą czasami frustrować. Ilość zalet jest jednak tak duża, że te drobne wady nie mają najmniejszego wpływu na przyjemność czerpaną z grania w nowe Assassin’s Creed. Bez wątpienia jest to najlepsza część serii i jeden z kandydatów na grę roku.

Michał „Kwiść” Chwistek

PLUSY:

  • znakomity scenariusz;
  • wspaniale wyglądający Konstantynopol;
  • olbrzymia ilość zadań pobocznych, sekretów oraz znajdziek;
  • system tworzenia własnych granatów;
  • wiele nowych trybów w rozgrywce sieciowej;
  • oryginalne wspomnienia Desmonda.

MINUSY:

  • słabo dopracowana obrona kryjówek;
  • czasami zbyt długie ekrany ładowania;
  • potraktowana po macoszemu współczesna historia Desmonda i jego przyjaciół.

Michał Chwistek

Michał Chwistek

Lubi gry trudne, ładne lub z dobrą fabułą. Nie kończy ich przez LoL-a i Overwatcha. PS Vita FTW!

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

Draugnimir Ekspert 27 grudnia 2016

(PC) W Revelations bardzo widoczne jest zmęczenie materiału – podstawowe mechanizmy rozgrywki serii Assassin’s Creed wymagają poprawek (SI!), a zamiast nich Ubisoft rzuca bombę dymną (dosłownie), dostarczając kolejne minigry i asasyńskie gadżety. Mimo to gra nadal bawi – parkour i walka wciąż potrafią satysfakcjonować. Poza tym łatwo zapomnieć o ich niedostatkach, mając przed oczami majestatyczny i bardzo klimatyczny Konstantynopol. No i emocjonując się fabułą, która – choć sztampowa – trzyma fana serii przy ekranie, bo ukazuje zwieńczenie losów dwóch ważnych bohaterów naraz: Ezia i Altaira.

7.5

sekret_mnicha Ekspert 7 lutego 2012

(PC) Solidna ostatnia część trylogii i jednocześnie czwarta duża odsłona serii. Bawiłem się dobrze, ale da się odczuć zmęczenie materiału.

8.0

g40st Ekspert 4 grudnia 2011

(PC) Recenzja finałowej części przygód Ezio Auditore. Seria Assassin's Creed ma się dobrze, ale tendencja zniżkowa jest niepokojąca.

7.0

U.V. Impaler Ekspert 15 listopada 2011

(X360) Solidna porcja sprawdzonej w boju rozgrywki, mnóstwo rzeczy pobocznych do roboty oraz świetny klimat (ach ta muzyka!) to elementy, koło których każdemu fanowi serii trudno będzie przejść obojętnie. A jeśli komuś znudzi się ganianie po Konstantynopolu, zawsze może skorzystać z trybu multiplayer, znacznie rozbudowanego w stosunku do Brotherhooda. Pieniądze wydane na ten produkt z pewnością nie będą stracone, choć do zachwytu – co piszę z ogromną przykrością – jest niestety daleko.

7.5
Assassin's Creed: Revelations - recenzja finału trylogii Ezio Auditore da Firenze
Assassin's Creed: Revelations - recenzja finału trylogii Ezio Auditore da Firenze

Recenzja gry

Finał historii włoskiego asasyna rzuca nas na Bliski Wschód. W jakiej formie jest starzejący się Ezio? Na to pytanie odpowiadamy w recenzji Assassin's Creed: Revelations.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.