Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 30 września 2011, 11:30

autor: Przemysław Zamęcki

Uczta dla fanów Desert Strike'a - recenzja gry Renegade Ops - Strona 2

Klasyczny produkt w meganowoczesnym opakowaniu. Oto tajemnica sukcesu nowej gry autorów serii Just Cause.

Funkcję uproszczonego RPG pełnią także bardzo proste drzewka rozwoju podzielone na trzy grupy. Wydając zdobyte w trakcie misji punkty doświadczenia, możemy na przykład zwiększyć liczbę startowych żyć czy skrócić czas oczekiwania na możliwość ponownego użycia umiejętności specjalnej. Wprowadza to do zabawy jakiś element taktyczny, choć bez zbędnej przesady. I tak większość decyzji w grze podejmujemy w mgnieniu oka – no bo cóż innego można zrobić, jeżeli wszystko skupia się na miażdżeniu, paleniu i sieczeniu ton żelastwa?

Renegade Ops wygląda ślicznie. Animacja jest płynna, a poziomy zróżnicowane. Raz jest to dżungla, innym razem akcja dzieje się w nocy, a kiedy trafiamy na pustynię, to aż czuć żar bijący od falującego nad piaskami powietrza. Zespół deweloperski odwalił pod tym względem kawał wyśmienitej roboty, ale moim zdaniem najważniejsze jest to wspaniałe czucie pojazdu w trakcie zabawy. Nie wiem, jak to lepiej określić, ale w tej grze aż chce się skręcać, chce się pędzić z turbodoładowaniem, kiedy za maszyną powstaje fantastyczny obłok kurzu. Tyle tylko, że wszystkie te manewry trzeba poćwiczyć, bo wozy reagują na wychylenia gałki bardzo nerwowo i sam często, zamiast jechać środkiem drogi, zwiedzałem krzaki i pobocza.

Jeszcze nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym.

A śpieszyć się trzeba. I to zwykle bardzo, bo pomijając najłatwiejszy poziom trudności, z większością zadań musimy zmieścić się w ściśle określonym terminie. W grze nie ma punktów kontrolnych – jeżeli jakiegoś zadania nie wykonamy na czas, całą zabawę trzeba zaczynać od nowa. Może to trochę frustrować, ale rozumiem, że takie podejście służy rywalizacji w rankingach. Gdyby dało się przechodzić jakiś fragment bez końca, zabawa w zdobywanie punktów i próba utrzymania jak najwyższego mnożnika nie miałyby większego sensu. Avalanche złożyło hołd starszym produkcjom i chwała mu za to.

Ten tytuł jak mało który zasługuje na najwyższe uznanie. I uwierzcie mi, bez mrugnięcia okiem przyznałbym mu dychę, gdyby nie drobne błędy. A to w menu nie zniknie wielkie logo gry, zasłaniając sobą niemal wszystkie dostępne opcje, a to po zakończonej misji w trybie kooperacji (można grać w nią zarówno przez Internet, jak i na podzielonym ekranie) program wywali jednego z graczy, nie przyznając mu ukończenia zadania. Także w trakcie samej zabawy co jakiś czas zdarza się dosłownie sekundowe zamrożenie dźwięku, co za którymś razem może być już nieco irytujące, choć wpływu na rozgrywkę nie ma. Przydałaby się szybka łatka eliminująca te potknięcia.

To zaskakujące, ale od kilku miesięcy nie poczułem takiego powiewu świeżości, jaki bije od Renegade Ops. To autentyczny klasyk w nowym, pachnącym i lakierowanym opakowaniu. Wspaniała, fantastyczna i absolutnie porywająca gra, prawdziwa perła wśród tytułów rozprowadzanych wyłącznie w cyfrowej dystrybucji. Nie jest odkrywcza, ale zachwyca celująco odrobioną pracą domową. Biblia gracza zapisana kodem binarnym. Rewelacja.

g40st

PLUSY:

  • to majstersztyk, nie ma się co rozdrabniać.

MINUSY:

  • drobne błędy.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej