Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 22 sierpnia 2011, 17:59

Wielki powrót legendy - recenzja gry Deus Ex: Bunt ludzkości - Strona 3

Mało kto wierzył, że to może się udać, a jednak. Debiutujące studio dało światu grę, która w konfrontacji ze swoim kultowym pierwowzorem wychodzi obronną ręką. Co takiego urzekło nas w Deus Ex: Bunt Ludzkości?

Bez zarzutu jest także udźwiękowienie. Muzyka jest absolutnie niesamowita – Michael McMann stworzył jeden z najlepszych i najbardziej klimatycznych soundtracków w tym roku. Kapitalnym smaczkiem dla fanów są rozbrzmiewające w różnych miejscach utwory z „jedynki”, które stylistycznie wyraźnie kontrastują z nową ścieżką dźwiękową. Trudno też przyczepić się do innych aspektów oprawy audio, no, może poza głosem Jensena, który budzi pewne kontrowersje. Mnie zachrypnięty wokal Adama bardzo się podobał, ale biorąc pod uwagę fakt, jak odmienne reakcje wywołał on w naszej redakcji, podział na dwa obozy jest nieunikniony.

Na koniec kilka słów o mankamentach gry. Jest ich niedużo i nie mają aż tak wielkiego znaczenia dla odbioru całości, z obowiązku jednak wypada o nich wspomnieć. Na pierwszy ogień idzie fabuła. Choć generalnie jest świetna, to jednak zabrakło mi tu jakiegoś niespodziewanego zwrotu akcji. Dwa istotne dla całej intrygi wydarzenia zdołałem przewidzieć sam, jako że uważnie czytałem wiadomości w komputerach i w e-bookach – było w nich zdecydowanie zbyt wiele wskazówek. Nieco denerwujący jest też fakt, że wszystkie starcia z bossami sprowadzają się do wymiany ognia. Dla kogoś, kto przez kilka godzin bawił się w Garretta, nagła konieczność władowania w przeciwnika kilku kilogramów ołowiu nie ma większego sensu. Razi mnie również ubóstwo animacji odpalanych w trakcie ogłuszania przeciwników – jest ich pięć na krzyż, zdecydowanie za mało przy tak długiej rozgrywce. Natykamy się tu także na błędy techniczne, np. sztuczna inteligencja przeciwników nie zawsze działa jak należy i wrogowie nie potrafią nas zauważyć, choć stoją tuż obok. Sporadyczne problemy z detekcją kolizji można przeboleć, ale już zbyt długie ładowanie sejwów niekoniecznie, zwłaszcza tych w wersji „quick”.

W grze spotkamy dużo bohaterów niezależnych. Niektórzy osobnicy będą mieć dla nas interesujące zadania.

Nowe Deus Ex to dzieło nietuzinkowe i nie mam najmniejszych wątpliwości, że zbierze wysokie noty. Stopień jego rozbudowania pozwolił mi uwierzyć, że są jeszcze na tym świecie studia, które potrafią stworzyć niebanalną grę akcji, obszerną, wypełnioną po brzegi treścią i jednocześnie dojrzałą, skierowaną do wymagającego odbiorcy. Dla mnie Bunt ludzkości jest tym dla pierwszego Deusa, czym BioShock powinien był być dla drugiego System Shocka: rozbudowaną produkcją akcji z elementami RPG, a nie prostą strzelaniną z fabułą, w której największym wyzwaniem intelektualnym jest układanie rury z mniejszych fragmentów (jak w Pipemanii). Na hakowaniu z Buntu ludzkości Ken Levine i spółka połamią sobie palce, o ile wcześniej wpadną na pomysł, jak ta minigra w ogóle działa.

Dobra, nie przedłużajmy już – zasłużona dziewiątka i zasłużona rekomendacja. Mam nadzieję, że Eidos Montreal nie spocznie na laurach i zaserwuje w przyszłości pozycje równie udane jak debiutanckie dzieło tego studia. Warto było czekać cztery lata na przygody Adama Jensena. Zapamiętajcie ten produkt, bo to jeden z głównych kandydatów do tytułu gry roku.

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

PLUSY:

  1. udany miks strzelaniny ze skradanką, wzbogacony dodatkowo o elementy RPG;
  2. świetna opowieść utrzymana w cyberpunkowym klimacie,
  3. bohater, którego nie sposób nie polubić;
  4. swoboda rozgrywki, zarówno w kwestii wyboru zadań, jak i ich realizacji;
  5. dopracowana mechanika strzelania, niezły system osłon, fajne i różnorodne pukawki;
  6. raj dla miłośników skradania się, omijania wrogów i dezaktywacji zabezpieczeń;
  7. grafika (pod względem artystycznym);
  8. kapitalne udźwiękowienie.

MINUSY:

  1. przewidywalne zwroty akcji w fabule;
  2. walki z bossami koncentrujące się wyłącznie na wymianie ognia;
  3. niewiele animacji powalania/mordowania przeciwników, nienajlepsza grafika pod względem technologicznym.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej