Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 20 maja 2011, 13:03

autor: Adrian Werner

Brink - recenzja gry - Strona 3

Twórcy Enemy Territory i Quake Wars powracają z nową strzelaniną. Sprawdziliśmy, czy Brink wyróżnia się w tłumie innych popularnych gier tego typu.

Ciekawym elementem jest za to inspirowany grą Mirror’s Edge system poruszania się. Pozwala on na sporą swobodę, choć jej zakres zależy od naszej postaci. Ciężcy żołnierze z trudem dadzą radę podciągnąć się na najniższe przeszkody. Średnia budowa ciała umożliwia już dalekie skoki i pokonywanie całkiem wysokich przeszkód. Natomiast najlżejsi bohaterowie potrafią wyczyniać istne cuda, wliczając w to odbijanie się od ścian. Mechanika ta sprawdza się bardzo dobrze. Splash Damage nie udało się może dorównać w tym względzie kolegom po fachu z DICE, ale ostatecznie liczy się to, że system działa i umożliwia dostanie się w punkty na mapach, które w typowych FPS-ach byłyby absolutnie niedostępne. Niesamowitą frajdę daje też możliwość robienia wślizgów pozwalających umykać przed kulami wroga lub zwalać go z nóg. Ponadto cieszy fakt, że postać nie męczy się przy sprincie, więc nie ma przeszkód, by bez przerwy biegać po poziomach. W grze tak dynamicznej zadyszka byłaby bardzo złym pomysłem. Rozczarowuje natomiast uzbrojenie. Tutaj twórcy nie wysilili się i dostaliśmy standardowe pistolety, strzelby i karabiny. Brakuje jakichś bardziej wymyślnych narzędzi mordu, takich jak miotacze ognia czy broń biała. To już nawet Call of Duty: Black Ops oferowało większą różnorodność, tam przynajmniej były kusze i noże.

Warto jeszcze wspomnieć o trybie wyzwań pozwalającym odblokować dodatkowe ulepszenia i uzbrojenie. Dostajemy w nim cztery misje, które możemy przechodzić samodzielnie lub w kooperacji z przyjaciółmi. Znajdziemy tu m.in. poziom platformowy, wymagający akrobacji przy pokonywaniu przeszkód, oraz mapę wzorowaną na produkcjach typu tower defense. W przypadku tej drugiej jako inżynier musimy odpierać ataki kolejnych fal nieprzyjaciół. Wszystkie wyzwania są ciekawie zaprojektowane i dają masę frajdy. Szkoda tylko, że jest ich raptem cztery i nie starczają na zbyt długo. Potem możemy co najwyżej przechodzić je ponownie w celu polepszenia naszych wyników.

Poziomy są bardzo pomysłowe i zróżnicowane.

Wiele dobrego da się powiedzieć na temat oprawy audiowizualnej. Brinka zbudowano na bazie ulepszonego engine’u id Tech 4. Jest to ten sam silnik, który zadebiutował siedem lat temu w Doomie 3, ale patrząc na omawianą grę, trudno uwierzyć, jak leciwa jest ta technologia. Spora w tym zasługa świetnego stylu graficznego. Modele postaci są bardzo szczegółowe, a jednocześnie mają odrobinę karykaturalne kształty dodające im więcej charakteru. Wygląd poziomów również robi wrażenie. Walczymy zarówno w bogatych dzielnicach, jak i brudnych slumsach. Przychodzi nam toczyć boje m.in. w luksusowym pływającym kurorcie, więzieniu, lotnisku, złomowisku statków czy w mieście stworzonym z metalowych kontenerów. Różnorodność lokacji jest ogromna i wszystkie prezentują się atrakcyjnie. Pochwalić też należy warstwę audio, zwłaszcza podkładane głosy. Autorzy zadali sobie sporo trudu, by znaleźć aktorów prezentujących bardzo szerokie spektrum charakterystycznych akcentów, świetnie oddających wielokulturową naturę Arki. Natomiast znacznie gorzej wypadło dopracowanie techniczne. Gra wystartowała z masą poważnych błędów, które często uniemożliwiały komfortową rozrywkę. Teraz, po pierwszych aktualizacjach, jest już znacznie lepiej, ale do ideału wciąż sporo brakuje. Nawala zwłaszcza technologia obsługująca serwery. Ich przeglądarka nie zawsze działa prawidłowo, co pewien czas pojawiają się problemy z połączeniem, a w trakcie niektórych meczów wyłączone zostają efekty dźwiękowe.

Brink na pewno nie spełnia wszystkich pokładanych w nim nadziei, co nie przeszkadza mu być ciekawą i wartą uwagi propozycją dla miłośników strzelanek. Gracze lubiący samotną zabawę nie znajdą tutaj raczej nic dla siebie, ale sieciowe potyczki są interesujące. Pomimo wszystkich niedociągnięć autorom udało się stworzyć grę o własnej tożsamości, która nie przypomina innych FPS-ów obecnych na rynku. Prawdę mówiąc, przywodzi ona na myśl raczej produkcje z lat 90. Tutaj też trzeba poświęcić sporo czasu na opanowanie podstaw, zapamiętanie poziomów i rozwój postaci, zanim zaczniemy się dobrze bawić. Gra wymaga od nas naprawdę wiele i często potrafi sfrustrować. Od czasu do czasu zdarzają się jednak momenty idealne, gdy drużyna w harmonii prze naprzód, skokami pokonuje przeszkody i płynnie wymienia się ulepszeniami. Zbieranina postaci zamienia się wtedy w jeden organizm, który roznosi na strzępy wszystko, co stanie mu na drodze. Taka synchronizacja nigdy nie trwa długo, ale gdy się wydarzy, wywołuje wrażenie czystej magii. Choćby dla takich momentów warto dać szansę najnowszemu dziełu Slash Damage.

Adrian Werner

PLUSY:

  • ciekawy świat;
  • duża różnorodność poziomów;
  • świetny system poruszania się;
  • wymuszenie gry zespołowej;
  • rozbudowany system rozwoju postaci.

MINUSY:

  • kiepska kampania i słaba SI sojuszników;
  • mapy składające się głównie z ciasnych korytarzy;
  • mała różnorodność broni;
  • błędy techniczne;
  • trzeba włożyć w grę sporo czasu, nim zacznie ona sprawiać frajdę.

Adrian Werner

Adrian Werner

Prawdziwy weteran newsroomu GRYOnline.pl, piszący nieprzerwanie od 2009 roku i wciąż niemający dosyć. Złapał bakcyla gier dzięki zabawie na ZX Spectrum kolegi. Potem przesiadł się na własne Commodore 64, a po krótkiej przygodzie z 16-bitowymi konsolami powierzył na zawsze swoje serce grom pecetowym. Wielbiciel niszowych produkcji, w tym zwłaszcza przygodówek, RPG-ów oraz gier z gatunku immersive sim, jak również pasjonat modów. Poza grami pożeracz fabuł w każdej postaci – książek, seriali, filmów i komiksów.

więcej