Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 4 kwietnia 2011, 11:37

autor: Łukasz Kendryna

Mass Effect 2: The Arrival - recenzja gry - Strona 2

Gdy wszyscy z niecierpliwością wyczekują finału trylogii Mass Effect, na wirtualnych półkach serwisów dystrybucji cyfrowej wylądował Arrival, czyli kolejny płatny dodatek DLC do "dwójki".

Obecny w dialogach system dobra i zła prezentuje się standardowo dla serii. Zgodnie z konwencją dylematy natury etycznej są czarno-białe. W konsekwencji, co już wcześniej zarzucano podstawce, gracz nie ma realnej możliwości podejmowania decyzji. Chcąc pozostać dobrym (tudzież złym), musi cały czas wybierać wyłącznie jedną z dostępnych opcji. W przypadku Arrivala i tak nie ma to większego znaczenia, gdyż sposobność zmiany charakteru głównego bohatera nadarza się niezwykle rzadko.

Brak innowacji w systemie dobra i zła obecny jest również w mechanice prowadzenia walk. Jest to ta sama strzelanina, którą mieliśmy okazję przetestować przed rokiem. Jako nowość można potraktować jedynie podejście do struktury samej misji. Z uwagi, że jest ona super tajna, Shepard wykonuje ją w pojedynkę, bez pomocy członków barwnej kompani. Ma to oczywiście wpływ na charakter starć. Są one trudniejsze i nieco bardziej monotonne. Bez wsparcia pozostałych postaci, będących w posiadaniu odmiennych zdolności, strategia podczas potyczek jest niezmienna i mało urozmaicona. Po pokonaniu kilku pomieszczeń wypełnionych kolejnymi napastnikami szybko odczuwamy znużenie, tym bardziej, że odwiedzane lokacje nie zachwycają.

Zarówno siedziba batarian, jak i baza ludzi nie urzekają swymi projektami. Ograniczają się bowiem niemal wyłącznie do kolejnych, jednorodnych sal. Wyjątkiem jest sam początek właściwej rozgrywki. Widzimy wówczas powierzchnię planety Aratoht, pokrytej florą i skąpanej w rzęsistym deszczu.

Dr. Kenson na łasce Sheparda

Powyższy ciąg narzekań pod adresem Arrivala nie dyskredytuje go jednak całkowicie. Wydarzenia opowiedziane w dodatku, te w skali makro, mające wpływ na całą galaktykę, a nie wyłącznie na losy poszczególnych bohaterów, są interesujące i warte uwagi. Jeśli zaliczasz się do fanów sagi i pragniesz poznać wszystkie sytuacje powiązane z głównym wątkiem fabularnym, zadbaj, by nowe DLC wylądowało na dysku Twojej konsoli. Spotkanie Żniwiarzy i wyraźne nawiązania do zbliżającej się „trójki” nie powinny umknąć najbardziej zainteresowanym.

Poza tym, pomimo niedociągnięć w ogólnej koncepcji dodatku, prezentuje on doskonały poziom techniczny. Kamera w trakcie rozmów pracuje dynamicznie, wzmagając wrażenie filmowości. Głosy bohaterów również są bez zarzutu. Nawet momentami nudna walka od strony mechaniki nie rozczarowuje.

Kolejny już dodatek DLC do drugiego Mass Effecta wypada dość przeciętnie. Zaprezentowana w nim historia na płaszczyźnie mikro nie wywołuje podobnych wrażeń jak te z podstawowej wersji gry. Brak emocjonalnych więzi z kluczową bohaterką oraz tylko nieliczne wybory natury moralnej nie angażują gracza. Na szczęście od totalnego zapomnienia Arrival ratuje skala makro i wydarzenia ściśle powiązane z głównym wątkiem fabularnym. Swój niemały udział mają w tym Żniwiarze.

Łukasz „Crash” Kendryna

PLUSY:

  1. wydarzenia mocno związane z fabułą podstawki;
  2. pod względem mechaniki to wciąż doskonały Mass Effect 2.

MINUSY:

  1. mało porywająca doktor Kenson, główna postać dodatku;
  2. niewiele nowości;
  3. nudnawa walka.