Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 22 lutego 2002, 12:58

autor: Piotr Stasiak

Medal of Honor: Allied Assault - recenzja gry

Wojna, pot, łzy i twarda walka. W najnowszej strzelaninie FPP, firmowanej przez 2015 Inc. i EA Games, doświadczysz emocji, znanych dotychczas jedynie z kultowych filmów wojennych - „Parszywa dwunastka”, „Tylko Dla Orłów” czy „O jeden most za daleko”.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Wojna, pot, łzy i twarda walka. W najnowszej strzelaninie FPP, firmowanej przez 2015 Inc. i stajnię EA Games, doświadczysz emocji, znanych dotychczas jedynie z kultowych filmów wojennych - „Parszywa dwunastka”, „Tylko Dla Orłów” czy „O jeden most za daleko”.

Trudno jest jednoznacznie wskazać uniwersalną receptę na grę-hit. Niektórzy ze znanych twórców, szczególnie ci bardziej butni, potrafili wygłaszać ustami swoich rzeczników prasowych odważne twierdzenia, że oto udało im się zdobyć tę wiedzę tajemną, ten upragniony klucz do serc i umysłów graczy. Jednak rzeczywistość potrafiła szybko weryfikować tego rodzaju rewelacje, a słabe wyniki sprzedaży „Daikatany” mówiły same za siebie. Brutalna prawda jest bowiem taka, że z dobrymi pomysłami jest jak z dinozaurami na pustyni Gobi. Gdzieś tam są, tylko trzeba je wykopać. A czy zrobi to profesor, czy początkujący poszukiwacz skarbów, to kwestia solidnej pracy i łutu szczęścia – bycia o właściwym czasie we właściwym miejscu. Patrząc pod tym kątem na „Medal Of Honor: Allied Assault” i młodych jej twórców z grupy 2015 Inc. (do tej pory podpisali się tylko pod dodatkiem do „Sin” – „Wages Of Sin”), należy stwierdzić, że są to właściwi ludzie na właściwym miejscu. Wykopali i oddali do rąk graczy znalezisko na miarę Tyranosaurusa Rexa – najlepszą i najbardziej realistyczną strzelaninę FPP od czasów „Half-Life”.

O „MOHAA” powiedziano i napisano już bardzo wiele. Gra od swego zarania wywoływała spore emocje. Filmy i kolejne screeny lotem błyskawicy obiegały internetowe serwisy. Nietrudno było się domyślić, że wydana mniej więcej w tym samym czasie co „Return To Castle Wolfenstein” i poruszająca podobną tematykę, będzie główną konkurentką produktu Grey Matter Studios. Po wydaniu multiplayerowego dema, które biło rekordy popularności w sieci, wiadomo było, że pojedynek będzie ostry. Zanim napiszę, dlaczego moim zdaniem wygrała go „MOHAA”, garść faktów dla tych, którzy nie wiedzą, kto zacz. Postaram się skupić na aspekcie gry dla pojedynczego gracza, jako że opcje multi większość z nałogowych graczy zdążyła już od podszewki poznać, dzięki wydaniu wspomnianego multiplayer demo i jego świetnej planszy Stalingrad.

Akcja przenosi nas do czasów Drugiej Wojny Światowej, a dokładniej do jej drugiej połowy, kiedy to Alianci otrząsnęli się z szoku i zaczynają montować koalicję, która ma zatrzymać hitlerowskie wojska. Wcielamy się w postać Mike’a Powella, żołnierza amerykańskich sił specjalnych, speca od brudnej roboty, skrzyżowanie Kapitana Klossa z Majorem Smithem z „Tylko dla orłów”. Tacy ludzie zdobywali tajne dokumenty, wykradali wojskowe tajemnice, potajemnie infiltrowali niemieckie dowództwo, wspierali ruch oporu, przygotowując przedpole dla operacji Overlord. I w takiej dokładnie roli obsadzili nas w „MOHAA” twórcy z 2015 Inc. Na wykonanie czeka 6 dość długich misji, każda składająca się z kilku sekcji-poziomów. W sumie jest tego około 20 leveli, większość rozległa, co przy dość wysoko ustawionym poziomie trudności daje co najmniej tydzień ostrego grania. Wszystkie poziomy, podobnie jak w „No One Lives Forever”, „AvP2” czy „Half-Life” łączą się w spójną całość. Daje to bardzo miłe wrażenie fabuły o iście filmowym rozmachu (zapamiętajcie ten przymiotnik, powróci dziś wielokrotnie). Jeśli więc wykonując zadanie zdobywamy ciężarówkę, możemy być niemal pewni, że w następnym poziomie będziemy musieli uciec nią za miasto. Dodatkowo, każda z misji stanowi na swój sposób odrębną całość, nie tylko pod względem estetycznym (inne tekstury, warunki pogodowe, sceneria), ale jest jak gdyby kolejnym rozdziałem w książce, który ma swój początek, punkt kulminacyjny i zakończenie.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.

Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami
Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami

Recenzja gry

Helldivers 2 pokazuje, co może zrobić doświadczony zespół specjalizujący się w określonym gatunku gier, mając wsparcie dużego wydawcy pokroju Sony. Zdecydowanie nie sprawi, że serwery będą działać stabilnie po 14 dniach po premierze.