autor: Amadeusz Cyganek
Shaun White Skateboarding - recenzja gry
Po niezbyt udanej grze snowboardowej Ubisoft i Shaun White po raz drugi próbują swych sił w produkcji sportowej, tym razem zamieniając śnieżne stoki na zabawę z deskorolką. Czy Shaun White Skateboarding zagrozi pozycji króla ulicy – Tony’ego Hawka?
Gwiazdor snowboardu i bożyszcze wielu amerykańskich nastolatków – Shaun White – po raz kolejny postanowił zareklamować swoją osobą sportową produkcję Ubisoftu. Tym razem jednak, zamiast dzikich szusów po ośnieżonych stokach autorzy, doczepiwszy do deski cztery kółka, postanowili dać graczom możliwość wykonywania trików w szarej miejskiej rzeczywistości. Jak Shaun White Skateboarding wytrzymuje konkurencję z produkcjami firmowanymi nazwiskiem Tony’ego Hawka?
Jeżeli ktokolwiek marzył o detronizacji miłościwie nam panującego króla skateboardingu, od razu może porzucić te nadzieje. Gra Ubisoftu przy takiej klasyce jak Tony Hawk’s Pro Skater 4 czy Tony Hawk’s American Wasteland autorstwa studia Neversoft wygląda jak uczeń z wielkomiejskich slumsów – ma wielkie ambicje, lecz ogranicza ją otaczająca rzeczywistość. Ogromny potencjał, uznani twórcy, duży budżet – wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku, a jednak efekt końcowy okazał się bardzo przeciętny.
Tę produkcję zabija przede wszystkim niesamowita wręcz schematyczność i powtarzalność. Pierwsza godzina rozgrywki to tak naprawdę wbudowany w przygodę samouczek, w którym uczymy się praktycznie wszystkiego, co potrzebne jest do egzystowania w świecie gry. Dalsza część to ciągłe powielanie wyuczonych schematów. O ile na początku wykorzystanie nabytych umiejętności w praktyce robi całkiem niezłe wrażenie, tak wraz z upływem kolejnych minut powtarzanie tych samych trików zwyczajnie denerwuje. Jeśli mamy do czynienia z naprawdę ciekawymi patentami, jak kształtowane raile (ścieżki, dzięki którym możemy swobodnie dotrzeć do niedostępnych wcześniej punktów), to już po kilkunastu minutach są one totalnie wyeksploatowane przez niesamowitą częstotliwość aplikowania tych samych zadań w dawkach iście hurtowych. Wygląda na to, że twórcy chcieli sztucznie wydłużyć czas potrzebny do ukończenia gry – doskonale widać, że w pewnym momencie skończyły się pomysły, a nowości ustąpiły pola starym kombinacjom. Najgorsze jest jednak to, że Shaun White Skateboarding wcale nie okazuje się długą grą – główny wątek fabularny można skończyć w 7-8 godzin. Przez to jesteśmy świadkami niekiedy niezamierzenie komicznych sytuacji, przykładowo – dostajemy zadanie zniszczenia dwóch sterowców szpiegowskich, chwilę potem w innej lokacji nad głową śmigają nam cztery obiekty latające, a za kilka minut w zupełnie innym miejscu musimy rozwalić sześć maszyn. Im dalej w las, tym bardziej, miast zwyczajnej nudy, daje się we znaki przejmująca irytacja, która w wielu przypadkach kończy się po prostu wyłączeniem konsoli.
Nie zachwyca także historia, na której opiera się rozgrywka. Trafiamy bowiem do New Harmony – miasta rządzonego przez komunistycznych dyktatorów, sprzeciwiających się jakimkolwiek formom ruchu społecznego. W wyniku owego zakazu w areszcie ląduje Shaun White – inicjator aktywizacji miejskiego życia za pomocą skateboardingu. Nasz bohater jest pracownikiem administracji, jednak po otrzymaniu deski od White’a nagle odnajduje swoje życiowe powołanie, którym jest przywrócenie kolorytu i magii New Harmony i oczywiście uratowanie zatrzymanego gwiazdora. Ponadto dodatkowe znaczenie zyskuje określenie „szara rzeczywistość” – działania władz sprawiły, że ulice oraz mieszkańcy naprawdę zszarzeli, zaś nasz bohater przywraca miastu naturalne kolory za pomocą trików i efektownej jazdy – trzeba przyznać, że to ciekawy pomysł, szkoda tylko, że jeden z niewielu. Sama fabuła przedstawia się jednak słabo i równie dobrze mogłoby jej w ogóle nie być.