autor: Maciej Makuła
Trine - recenzja gry
Złodziejka, Rycerz i Czarodziej walczą nie tylko z armią nieumarłych, ale też z niekompetencją twórców. Jak wychodzą z tego starcia?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Jeśli przytrafi Wam się kiedyś być władcą małego, bajkowego królestwa – koniecznie postarajcie się o prawo, na podstawie którego zwłoki Waszych poddanych będą poddawane kremacji. W tychże baśniowych realiach można być bowiem niemal wręcz pewnym, że w innym przypadku któregoś pochmurnego dnia jakaś zła siła zacznie przywracać je do życia pod postacią tzw. nieumarłych, np. szkieletów. By nie być gołosłownym – o słuszności mych rad przekonali się właśnie mieszkańcy świata Trine.
Naturalnie sytuacja nie jest jeszcze skazana na porażkę – protokół ratunkowy przewiduje istnienie sporej szansy na pomoc gotowej na wszystko grupy śmiałków. Tym razem zwabieni zostali oni do miejsca zwanego Astral Academy przez tajemniczy tytułowy artefakt Trine. A są to: chcąca go ukraść złodziejka Zoya, nadal pobierający tam nauki czarodziej Amadeus oraz odbywający akurat służbę rycerz Pontius. Zebrani w komnacie z mistycznym przedmiotem w magiczny sposób zostają złączeni w jedno i – niespodzianka – wyruszają z misją powstrzymania armii nieumarłych.
Głos lektora mnie przekonał
Jak widzicie fabuła może i jest sztampowa – jednak sposób jej przedstawienia wyraźnie pokazuje, z jaką mamy do czynienia konwencją. Trine jest bowiem bezpretensjonalną bajką. Nie uświadczymy w niej nawet filmików – historię poznajemy dzięki nielicznym prawie nieruchomym obrazkom i ciepłemu głosowi lektora. Właśnie tenże głos był pierwszą rzeczą, która oczarowała mnie w Trine.
Towarzyszy on nam jeszcze przez moment po rozpoczęciu gry – dając miłe poczucie tego, że głównym bohaterem owej opowiastki jesteśmy właśnie my. I uczestniczymy w niej, wcielając się w bohaterów dwuwymiarowej platformówki. Tzn. dwuwymiarowej, jeśli chodzi o sedno gry – oprawa jest bowiem w pełni przestrzenna i robi naprawdę piorunujące wrażenie. Lekko pastelowa paleta barw, mnóstwo kolorowych źródeł światła i efektów „świecenia się” różnych powierzchni – zazwyczaj nie wypada to zbyt korzystnie, jednak tutaj (tak jak i w Overlordzie), w obliczu całego baśniowego charakteru gry, pasuje jak ulał.
Sama rozgrywka polega, ogólnie rzecz ujmując, na znalezieniu drogi do wyjścia z poziomu. A tych jest piętnaście i zawierają się w nich najważniejsze baśniowe pejzaże: zamki, lasy, wioski czy jaskinie. Przeszkadza nam w tym niezliczona armia szkieletów i proste zagadki.