Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 21 września 2001, 12:25

autor: Ryszard Chojnowski

Anachronox - recenzja gry

Anachro-nox, trucizna z przeszłości. Tak można swobodnie przetłumaczyć tytuł tej gry. Gry, na którą przyszło nam czekać tak długo. Tutaj pojawia się pytanie – czy było warto?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Uwaga: Recenzja powstała na podstawie angielskiej wersji gry.

Detektyw Sylvester ‘Sly’ Boots miał podły dzień. Od rana nie zjawił się żaden klient... Właściwie należałoby powiedzieć, że ostanimi czasy Sly miał same podłe dni, a do jego biura nie zaglądał nikt oprócz komornika oraz karaluchów radośnie pełzających po wszystkich ścianach i wraku jego starego robota PALa. Co gorsza, z sieci dowiedział się właśnie o zamknięciu oddziału jego ulubionej firmy zajmującej się światami wirtualnymi – NOI Mrots. Taa, życie było wredne... i jeszcze dług u tego gangstera Detty. Sly był niemal pewien, że stary mafiozo wkrótce wyśle do niego swoich ludzi. Zamyślony, nawet nie zauważył kiedy drzwi bezszelestnie się otwarły. Nagle na jego biurko wskoczył jakiś mały, acz potężnie zbudowany typ. Przycisnął detektywa do stołu i zaczął mu sukcesywnie obijać „buzię”. Gdy masywne pięści bandziora masakrowały twarz Bootsa, przez jego umysł zdążyła przejść tylko jedna myśl: „Jak to się wszystko zaczęło...”

... A wszystko zaczęło się jeszcze w 1997roku. Wtedy to w głowie Toma Halla z firmy ION Storm zaczął krystalizować się pomysł stworzenia nowej gry rpg. Gry w założeniach podobnej do jego ulubionej, japońskiej odmiany tego gatunku. Gry z bardzo wyraźnie zarysowaną fabułą, o akcji przedstawionej z perspektywy trzeciej osoby, i pełnym przewrotnego humoru scenariuszu opowiadającym o przygodach kosmicznego detektywa i jego zacnej kompanii. Hall nigdy nie ukrywał, że jego ulubioną grą był Chrono Trigger firmy Square wydany w 1995 roku na konsolę Super Nintendo (ostatnio dostępny również w reedycji na PSX). Dlatego każdy członek zespołu autorów musiał co najmniej raz przejść tą klasyczną pozycję, aby zrozumieć na czym polega odpowiednie prowadzenie akcji, jak ma wyglądać system walki oraz jak stworzyć dające się lubić, pełne życia postacie.

Początkowo Anachronox miał powstać w oparciu o silnik Quake 1, ale bardzo szybko uznano, że lepiej przejść na nowszą, lepszą i wydajniejszą technologię gry Quake 2. Nikt chyba wtedy nie podejrzewał, że praca zakończy się dopiero po 4 latach.

Anachro-nox, trucizna z przeszłości. Tak można swobodnie przetłumaczyć tytuł tej gry. Gry, na którą przyszło nam czekać tak długo. W końcu jest i od razu pojawia się pytanie – czy warto było czekać taki szmat czasu na grę opartą na dość wyświechtanym silniku Quake 2? Na grę ze stajni ION Storm, firmy odpowiedzialnej za niesławną Daikatanę? Od razu odpowiadam – tak, opłacało się czekać i to wyjątkowo. A dlaczego? Postaram się to wyjaśnić w tejże recenzji.

„....recenzji. Jakiej znowu recenzji. Uch, ale mi przyłożył. Zaczynam mieć majaki” – pomyślał Sly, niezgrabnie podnosząc się z metalowego chodnika. Spojrzał w górę, na wybite okno, którym przed chwilą wyleciał....

...i tak właśnie zaczyna się gra. ‘Sly’ Boots z bólem staje na nogi, a po chwili podlatuje do niego kursor, który zawiera zdigitalizowaną osobowość nieżyjącej asystentki naszego detektywa – Fatimy. Jej pomoc w trakcie gry będzie wprost nieoceniona.

Fabuła jest zakręcona niczym sprężyna w radzieckim chronometrze i bezbłędnie poprowadzona. Początkowo jedynym zmartwieniem naszego bohatera jest spłacenie swojego sporego długu u mafioza Detty. Aby zarobić trochę cennych ‘szajbusów’ (loonie – tak nazywa się waluta w grze), Sly najmuje się jako ochroniarz pewnego ekscentrycznego profesora. Od tej pory jego życie nabierze niezwykłego tempa, a wydarzenia zaczną toczyć się z szybkością alpejskiej lawiny. Nagle okaże się, że w kryształach MysTechu, które bada profesor, uśpiona jest potężna moc, która sprawi że... nie, nie będę pisał co dzieje się dalej. Zapewniam, że intryga jest doskonała, pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji i nieprzewidywalnych sytuacji.

Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie
Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie

Recenzja gry

Otwarty świat Rise of the Ronin potrafi wciągnąć, a mocno osadzona w historii i polityce XIX-wiecznej Japonii fabuła zaciekawić. Tym, co zapamiętam z nowej gry studia Team Ninja, jest jednak znakomity system walki, dający masę satysfakcji.

Recenzja gry Dragon's Dogma 2 - RPG w otwartym świecie, który tętni życiem
Recenzja gry Dragon's Dogma 2 - RPG w otwartym świecie, który tętni życiem

Recenzja gry

Czujecie ten podmuch gorąca? To smocze płomienie, w jakich wykuto Dragon’s Dogma 2 – grę, która nie boi się robić rzeczy po swojemu i gdzie najciekawsze przygody czekają na tych, którzy chodzą własnymi drogami. [Tekst recenzji został zaktualizowany.]

Recenzja gry The Thaumaturge. Urzeka polskością, nuży gameplayem
Recenzja gry The Thaumaturge. Urzeka polskością, nuży gameplayem

Recenzja gry

The Thaumaturge ma niespecjalnie zajmujący gameplay, a wyglądem momentami przypomina pierwszego Wiedźmina, jednak pod tą warstwą kryje się naprawdę przyjemna gra, oferująca wiele smaczków i wyróżniająca się ciekawą fabułą.