autor: Przemysław Zamęcki
X-Men Origins: Wolverine - recenzja gry - Strona 3
„Jestem najlepszy w tym co robię. A nie są to miłe rzeczy.” – powiedział Wolverine przesuwając dymiące cygaro z jednego kącika ust w drugi – „No dalej. Przeładuj. Wykorzystaj cały czas jaki ci pozostał. I tak wszystkich was pozabijam.”
Podczas odkrywania przeszłości Logana na swojej drodze napotkamy żołnierzy, różnych zmutowanych wojowników z maczetami, wyposażoną we włócznie i wyglądającą niczym z koszmaru Clive’a Barkera pokrakę, prototypy różnych maszyn znanych z komiksu oraz tzw. bossów najczęściej znacznie od Wolverine’a większych. Początkowo walka z nimi sprawia sporo frajdy, jednakże po kilku takich starciach zacząłem ziewać z nudów. Problem w tym, że prawie z każdym z nich walczy się dokładnie w ten sam sposób: należy pozwolić wykonać bossowi cios, przeturlać się za niego, a następnie wskoczyć mu na plecy i dźgać, dźgać, dźgać. Kiedy będzie chciał nas zrzucić, zeskoczyć i ponowić całą operację. Być może Krukom zabrakło czasu na dopracowanie i większe zróżnicowanie starć. Za ten element gra ma u mnie spory minus.
Graficznie jest bardzo przyzwoicie, aczkolwiek nie ma co oczekiwać pejzaży jak z pocztówek. Może z wyjątkiem widoków na afrykańskie wodospady, ale tak naprawdę przez większość czasu i tak przebijamy się przez wąskie korytarze tajnych laboratoriów. Dodatkowo na zewnątrz obraz cierpi na bardzo wyraźny aliasing i przesadzony o kilka poziomów HDR. Intensywnie odbijające światło palmowe liście mają niewiele wspólnego zarówno z realizmem, jak i z zadowalającym efektem artystycznym. Na szczęście większość lokacji prezentuje się znacznie przyjemniej i cieszy oko solidnie wykonaną robotą.
Pomimo faktu, że X-Men Origins: Wolverine jest produktem na licencji, mamy tu do czynienia z porządną rzemieślniczą robotą zahaczającą chwilami o ekstraklasę. Bardzo przyjemnego systemu walki i głodu na jeszcze więcej X-Menów nie jest w stanie zburzyć ani konieczność backtrackingu (niewielkiego, ale jednak) czy niedoskonale działający silnik odpowiedzialny za kolizję obiektów. Pomimo sporej liczby różnych mankamentów, zasiadając do gry, zostałem naprawdę bardzo mocno pozytywnie zaskoczony. Wolverine ozdobi ołtarzyk każdego fana mutantów, a w moim przypadku sprawił wręcz, że po latach znowu chętnie zajrzałem do leżących w szafie starych komiksów wydawanych jeszcze przez TM-Semic. Czy trzeba lepszej rekomendacji?
Przemek „g40st” Zamęcki
PLUSY:
- Wolverine!
- jak na grę na licencji to bardzo pozytywne zaskoczenie;
- stanowi dopełnienie filmu, wykorzystując bardzo niewiele z jego scenariusza;
- łatwy i bardzo efektowny system walki;
MINUSY:
- mało porywające i powtarzające się starcia z bossami;
- widoczny aliasing;
- sporo błędów związanych z kolizją obiektów;
- baaardzo przesadzony efekt HDR;
- osoby słabo obeznane z uniwersum Marvela i mutantami mogą się nieco pogubić.