Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 4 września 2001, 10:19

autor: Bolesław Wójtowicz

The Legend of the Prophet and the Assassin - recenzja gry

Czy jest ktoś, kogo nie fascynowały rycerskie legendy? Ogromne zamki, błędni rycerze, mityczne potwory i czarodzieje, wyprawy przeciw niewiernym. Czy dzisiaj masz ochotę jeszcze raz zanurzyć się w ten magiczny świat? Świat, który odszedł już na zawsze...

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Kiedy w 1095 roku papież Urban II, wzywając wszystkich chrześcijan na synodzie w Clermont do odebrania grobu Chrystusa z rąk niewiernych, uruchomił lawinę zwaną krucjatami, nie mógł zapewne przypuszczać jak potoczą się dalsze losy ich uczestników i jakie w rzeczywistości motywy będą nimi kierowały. Zapewne część z nich faktycznie uwierzyła w różne aspekty natury religijnej, jednakże najsilniejszym bodźcem skłaniającym do udziału w wyprawie były czynniki ekonomiczne i społeczne. Z jednej strony była to, na przykład, chęć wzbogacenia się poprzez zdobycie nowych ziem i łupów przez młodszych synów, pozbawionych na mocy zwyczaju lennego dziedziczenia ojcowizny, z drugiej pragnienie utworzenia przez biedotę w Palestynie królestwa, w którym doceniona i wynagrodzona zostanie rola chłopstwa. Jeśli na to wszystko nałożymy panujące wówczas stosunki polityczne, walki pomiędzy różnymi miastami-państwami o strefy wpływów na szlakach handlowych, dopiero wówczas otrzymamy prawdziwe motywy, którymi kierowali się krzyżowcy wyruszając z mieczem przeciw Saracenom.

I pomimo, że z początkowego stanu 300 tysięcy luda pod bramy Jerozolimy dotarło w 1099 roku raptem 20 tysięcy zmęczonych, głodnych i nie mających już odwrotu uczestników krucjaty, to jakimś cudem udało im się zdobyć to wspaniałe miasto, co dla obrońców skończyło się masakrą. W imię Boże, oczywiście. Na gruzach stolicy Palestyny utworzono podległe papieżowi Królestwo Jerozolimskie, osadzono Gotfryda z Bouillon na tronie Obrońcy Grobu Świętego i rozpoczęły się lata panowania chrześcijaństwa na zdobytych ziemiach.

Jednakże wszystko co dobre, oczywiście w tym wypadku dla wyznawców Chrystusa, kiedyś musi się skończyć. Po utracie Edessy w 1144 roku, której nie zdołała odzyskać nawet pospiesznie zorganizowana druga krucjata, Królestwo Jerozolimskie zaczęło się chylić ku upadkowi. Pomogło temu, oprócz kłótni, waśni i sporów pomiędzy władcami poszczególnych państewek, zdecydowane uderzenie w 1187 roku sułtana Salah ad-Dina z dynastii Ajjubidów na coraz to słabsze armie królów i książąt chrześcijańskich.

I chociaż tolerancyjny nad wyraz sułtan umożliwił wszystkim pielgrzymom swobodny dostęp do Grobu Chrystusa, w celu odbicia Jerozolimy wyruszyła kolejna krucjata, oczywiście zakończona niepowodzeniem. Lata 1202 do 1204 zaznaczyły się nieudanym najazdem krzyżowców na Egipt oraz rzezią Konstantynopola i utworzeniem cudacznego tworu zwanego cesarstwem łacińskim. W latach od 1212 do 1254 następowały kolejno krucjaty: dziecięca, V, VI i VII, ta ostatnia pod światłym (a może świętym?) przywództwem Ludwika IX Świętego. Chociaż odbyła się później jeszcze wyprawa łacinników, oznaczona numerem VIII, to my na chwilę zatrzymamy się w połowie XIII wieku. Chociażby po to, abym mógł co mniej cierpliwym czytelnikom wytłumaczyć czemu miał służyć ten przydługawy wstęp.

Po tych wszystkich próbach zdobycia Palestyny i walkach z arabskimi obrońcami, oprócz spalonych miast i grobów wymordowanych mieszkańców, na przesiąkniętych krwią i łzami ziemiach pozostali błąkający się w poszukiwaniu łupów i przygody, rycerze. Na wpół zdziczali wędrowali z jednego końca kraju w drugi w poszukiwaniu tylko sobie wiadomego celu. Jednym z takich błędnych rycerzy, przemierzających piaski Palestyny, był Tancrede de Nerac. Od bardzo dawna już błąkał się od miasta do miasta, od oazy do oazy w pogoni za Simonem de Lancrois i w poszukiwaniu mitycznego miasta Jebus (wszystkich, u których w tej chwili pojawił się na twarzy uśmiech, proszę o odczytanie nazwy miasta w formie anglojęzycznej – prawda, że brzmi lepiej?). Kim jest Simon, dlaczego jest tak ważny dla tego błędnego rycerza o groźnie brzmiącym, acz zasłużonym przydomku “As-Sayf”(oznacza on coś w rodzaju zakrzywionego, tureckiego miecza, bułata), cóż tak cennego znajduje się w tym tajemniczym, ukrytym wśród piasków pustyni, mieście? I w końcu jakaż to klątwa ciąży nad Tancredem, że nie może on odnaleźć swojego przeznaczenia?

Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku

Recenzja gry

Czy to się mogło udać? Czy mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi The Inquisitor na motywach cyklu o Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary mógł ostatecznie okazać się porządną grą? Niestety nie mam dobrych wieści.

Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema
Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema

Recenzja gry

Stanisław Lem długo – za długo – czekał na swój czas w świecie gier wideo. Myślę, że byłby rad widząc, jak polskie studio Starward Industries przeniosło jego Niezwyciężonego do interaktywnego medium. Co nie musi oznaczać, że to wybitna gra.

Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi
Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi

Recenzja gry

Return to Monkey Island to gra, w której w końcu, po tylu latach, wielu z nas odkryje sekret Małpiej Wyspy. Prowadzi do niego ciepła, kolorowa i nostalgiczna przygoda zamknięta w pomysłowej, świetnie napisanej, metatekstualnej przygodówce.